Graficy komputerowi prześcigają się w tworzeniu nieprawdziwych obrazów przedstawiających najpiękniejsze polskie krajobrazy, na których niebo jest bardziej niebieskie niż woda na Seszelach, a zieleń bardziej bujna niż w dżungli amazońskiej.
Po co to wszystko, przecież Polska i tak już słynie z pięknej przyrody?
Specjaliści od promocji uważają, że im bardziej intensywne kolory fotografii, tym więcej turystów nas odwiedzi. Graficy ciężko więc pracują przy poprawianiu zdjęć w komputerach a literaci tworzą kolejne, coraz bardziej zachęcające teksty, mające skłonić nieskłonionych do przyjazdu do Polski.
Ostatnio przeczytałem opis polskiej wsi z początku lat 90. XX. oraz – dla kontrastu – obraz współczesnej Polski.
Otóż jeszcze 20-30 lat temu dominującym obrazem Polski zaczynającej się za rogatkami miast była bieda i szarzyzna. Do tego wszechobecny brud, błoto, dziurawe i rozjeżdżone drogi. Rzeczywiście, po obaleniu komunizmu w 1989 r., na polskiej wsi, szczególnie tam, gdzie wcześniej działały – na wzór sowiecki –państwowe gospodarstwa rolne, zmiany ekonomiczne doprowadziły wielu mieszkańców do nędzy. W miejsce zlikwidowanych państwowych gospodarstw przez długi czas nie powstało nic nowego. Szerzyło się bezrobocie, wszelkiego rodzaju patologie społeczne i nędza.
Faktycznie, jeżdżąc wiele po powiatowej Polsce widziałem ogromną skalę tego zjawiska. Chociaż, z drugiej strony, zawsze dziwiło mnie, że nawet w najbiedniejszym domostwie zazwyczaj można było dostrzec antenę telewizji satelitarnej (choć w tamtych czasach był to spory wydatek) a w domu nowoczesny „wypasiony” telewizor.
Skąd ci ludzie mieli na to pieniądze, do dziś nie wiem. Ale domyślam się, że żyjąc w nędzy poprawiali swoje samopoczucie oglądając telenowele w stylu amerykańskiej „Dynastii”. Nic tak nie poprawia nastroju jak oglądanie problemów, z którymi zmagali się Carringtonowie.
– Popatrz Józek – tacy bogaci – a kłócą się tak samo jak nasz Kargul z Pawlakiem – zapewne w ten sposób komentowano w niejednym domu zawiłości fabuły „Dynastii”.
W jednym z najnowszych przewodników po Polsce czytam, że największe zmiany w zmieniającym się krajobrazie można zauważyć na wsi. Gdzieś zniknęła największa nędza i brud. Posesje stały się bardziej zadbane, nie widać już zrujnowanych czy zaniedbanych domów, ulice uporządkowano.
Mieszkańcy – nawet jeśli nie są bogaczami jak Carringtonowie – zdecydowanie bardziej niż przed laty dbają o estetykę wokół domów. Ludzie są pogodniejsi i życzliwsi dla sąsiadów. Ci, którzy wyprowadzili się z miast na wieś, mówią, że tam, wśród lokalnej społeczności żyje się po prostu lepiej. To rzeczywiście rewolucyjna zmiana. Ale wraz z nią przyszła następna: płoty.
Jak Polska długa i szeroka każdy chce to zrobić albo już uczynił: stawia płot, ogrodzenie, mur, ścianę. Grodzi się małe działki i wielkie posesje. Ogrodzone są całe osiedla i dzielnice, szczególnie nowe. TE dzielnice mają być w domyśle lepsze od TAMTYCH, w których żyją zwykli ludzie w zwykłych starych domach.
Widziałem dwa sąsiadujące ze sobą nowoczesne osiedla, całkowicie ogrodzone. Nie tylko zablokowano w ten sposób przejście, ale również odgrodzono od siebie szczelnie oba osiedla. Czyżby ich mieszkańcy tak bardzo się nie lubili? Żadnej, nawet najmniejszej furtki łączącej oba światy? Na pewnym, nowo zbudowanym osiedlu jeden z mieszkańców postawił przed blokiem wysoki drewniany płot, którym ściśle oddzielił swój mikroskopijny ogródek (naprawdę mikro, zaledwie 3×3 metry) przed wzrokiem sąsiadów. Inny lokator nowoczesnego osiedla postawił sporą szopę przed reprezentacyjnym podjazdem do domu. A co, jest na swoim terenie, więc kto mu zabroni? A że szpeci całe osiedle? Nieważne, rzecz w tym że nikt mu nie zabroni, bo przecież nie po to obalaliśmy komunizm, żeby teraz ktoś miał nam coś zabraniać. Albo wskazywać, że coś jest nieestetyczne. Mnie się podoba i jest OK.
W filmie „Sami swoi” jest scena, w której Pawlak woła Kargula:
– Podejdź no do płota (…) jako i ja podchodzę”.
Potem następuje scena pojednania odwiecznych wrogów.
Dziś, we współczesnej Polsce nie da się już nakręcić. No chyba że coś w tym stylu:
– Podejdź no do płota.
– Kiedy nie mogę, bo wszędzie płoty widzę.
Płoty wszędzie.
Andrzej Kisiel