Notujemy pierwsze próby ingerencji w wolność badawczą czy próby wprowadzania ograniczeń, które pod hasłem polityki historycznej mają zabić różnorodność dyskursu w Polsce – mówi dr Janusz Marszalec, twórca Muzeum II Wojny Światowej w rozmowie z Magdaleną Grzymkowską.
O czym będzie mowa w sobotę, podczas spotkania w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym?
– Zaczniemy od początków Muzeum II Wojny Światowej, od tego jak ono było tworzone, jakie były wobec niego plany, jaką rolę miało pełnić w dyskursie społecznym. Ale z pewnością dopadnie nas również teraźniejszość, wobec czego będziemy mówić też o ważnych tematach obecnej polityki historycznej. Będziemy musieli się zmierzyć z pytaniem: Po co nam dzisiaj historia i dlaczego politycy mają na nią tak wielkie zakusy?
Ale czy rozdział historii od polityki, jest w ogóle możliwy? W końcu niemal każdy kraj ma określoną linię polityczną dotyczącą tematów historycznych, pewien sylabus mówiący o tym, w jaki sposób rozmawiać o przeszłości narodu…
– Ma pani rację, każde państwo prowadzi politykę historyczną. Jest przecież ustalana podstawa programowa dla szkół, kanon tematów historycznych, które są ważne dla świadomości narodowej i które powinny być nauczane. Ustala się zasady przyznawania odznaczeń państwowych, państwo popiera korzystne – jego zdaniem – inicjatywy dotyczące wznoszenia pomników. Kształtowane też są postawy patriotyczne czy obywatelskie. I nie ma nic w tym złego. Jest to cecha charakterystyczna państw świadomych swojej przeszłości. To co może niepokoić to nadmiar państwowej ingerencji, próby ograniczenia swobody i przesada. Aż do znudzenia i groteski. Wtedy mamy do czynienia z propagandą. Taka sytuacja występuje w państwach autorytarnych – historia to ich konik, materiał, która służy im wychowaniu posłusznego obywatela. Spójrzmy z jaką gorliwością w kształtowanie wyobrażeń o przeszłości angażuje się Rosja. Również w Polsce notujemy pierwsze próby ingerencji w wolność badawczą czy próby wprowadzania ograniczeń, które pod hasłem polityki historycznej mają zabić różnorodność dyskursu. W efekcie narzuca się jedyną słuszną wizję historii i patriotyzmu. A przecież patriotyzm może mieć różne oblicza, może wyrażać w bardzo różny sposób, zupełnie inny niż uczestnictwo w wielotysięcznych marszach i flagą biało-czerwoną w ręku… z okrzykami „Śmierć wrogom ojczyzny” albo „Precz z uchodźcami”. Temu się sprzeciwiam, bo to hasła odwołujące się do nacjonalistycznych emocji.
I rzeczywiście orgraniczana jest wolność historyków?
– Tak, to się dzieje. Historycy, którzy mają inne zdanie niż rząd, są obecnie marginalizowani. Już kilka osób zostało zwolnionych pod hasłem konieczności uporządkowania polityki historycznej, m.in. historyk z IPN w Łodzi Paweł Spondekiewicz. Dr Adam Puławski, badacz Holokaustu z IPN w Lublinie, który został przeniesiony z wydziału naukowego do komórki, gdzie nie będzie już mógł zajmować się nauką. Obecnie rozpoczynają się ataki zwolenników prawicy, hejterów oraz mediów prawicowych na prof. Dariusza Stolę, dyrektora Muzeum Polin i Piotra Cywińskiego dyrektora Muzeum Auschwitz. Jednemu i drugiemu zarzuca się, że nie działają w interesie Polski. Nie słyszałem, aby rząd bronił tych historyków.
Podobnie było z twórcami Muzeum II Wojny Światowej.
Tak, Muzeum stało się w 2016 i 2017 r. obiektem niespotykanych dotąd nacisków politycznych. Instytucja kultury ciesząca się dotąd swoją autonomią, kontrolowana przez Radę Powierniczą składającą się z wybitnych historyków, została w kwietniu 2017 r. podporządkowana woli jednej partii. Z naruszeniem nie tylko dobrych obyczajów, ale i przepisów. Dzisiaj jest to miejsce , gdzie retuszuje się naszą historię. Obok prawdziwych bohaterów z AK ustawiono Romualda Rajsa „Burego”, wsławionego zamordowaniem cywilów: w tym kobiet i dzieci na Białostocczyźnie w 1946 r. Muzeum miało być polskim silnym głosem w Europie, pokazywać, że nie boimy się rozliczeń z własną historią, bo nawet najciemniejsze karty historii w kontekście całości naszych dziejów, nie są w stanie umniejszyć naszych zasług i roli, jaką Polacy odegrali.
Jaki jest zatem sens takich działań?
– Te działania mają na celu ukształtowanie „nowego człowieka”: nie otwartego na świat i ludzi, nie krytycznego, nie patrzącego władzy na ręce, lecz o pewnej nacjonalistycznej wrażliwości, który wyklucza istnienie różnorodności poglądów i przedkłada więzy krwi nad wspólnotę wartości. Te działania prowadzą do kompromitacji Polski. Na życzenie partii rządzącej jesteśmy na ustach całego świata, przypięto nam łatkę antysemitów i awanturników. Sądzę, że z tą opinią w szczególności muszą się mierzyć Polacy mieszkający za granicą.
Co chce osiągnąć nowa dyrekcja Muzeum zmieniając wymowę wystawy?
– Bardzo usiłują poprawić poziom samozadowolenia nas Polaków. Niestety robią to, naruszając elementarne zasady rzetelności historycznej. Przykładem manipulacji pamięcią o wojnie jest film produkcji IPN pokazywany na wystawie w miejscu usuniętej etiudy filmowej pokazującej podzielony żelazną kurtyną świat po II wojnie światowej. Usunięty przez dyrekcję Muzeum film przekazywał jeszcze jedną ważną prawdę – alarmował, że niebezpieczeństwo wojny nigdy tak naprawdę nie wygasło, również w XXI wieku. Nowy film jest animowaną, infantylną opowieścią – o zupełnie bezkrytycznym podejściu do dziejów Polski. Przekaz jest nadzwyczaj prosty: dzielni Polacy walczyli, gdy reszta świata albo mordowała, albo knuła przeciwko nim. To uproszczona wizja przeszłości i polityki, hołdująca naszym lękom, historia zakompleksionych ludzi, którzy zawsze muszą coś udowadniać. Podsumowałbym to cytatem z Monteskiusza: „Każdy obywatel ma obowiązek umrzeć za ojczyznę, nikt nie ma obowiązku kłamać dla niej.”
A czy spór wokół polityki historycznej nie jest trochę próbą odwrócenia uwagi od innych problemów Polski?
– Obecna władza wciągnęła Polaków w stan ustawicznej batalii i sporu narodowego. Widocznie tak jej wygodniej rządzić – dzieląc społeczeństwo. Na pewno pojawia się wiele tematów zastępczych, aby uśpić naszą czujność czy odciągnąć zainteresowanie opinii publicznej od spraw zasadniczych – antykonstytucyjnych reform i regulacji mających ograniczać swobody obywatelskie.