Dwadzieścia pięć lat po męczeńskiej śmierci Jezusa na krzyżu, Paweł z Tarsu, dawny gorliwy wyznawca judaizmu, napisał list do przyjaciół w Grecji. Fragment tego listu czytamy w dzisiejszej liturgii Słowa. Napisał w nim, że Jezus z Nazaretu „istniejąc w postaci Bożej (…) upokorzył samego siebie, stając się posłusznym, aż do śmierci” i dodał, że „była to śmierć krzyżowa”. Zarówno od wydarzeń na Golgocie, jak i od czasu, gdy św. Paweł pisał listy apostolskie, upłynęły wieki. Tamte wydarzenia jednak i ich coroczna lektura wciąż stanowią dla nas wyzwanie rzucone tak rozumowi, jak i sercu. Wyzwanie to polega nie tyle na zrozumieniu treści i przesłania tych wydarzeń, co raczej na umiejętności budowania relacji między człowiekiem a Bogiem na fundamencie absurdu krzyża.
„Wtedy Piłat, chcąc zadowolić tłum, uwolnił im Barabasza, Jezusa zaś kazał ubiczować i wydał na ukrzyżowanie” (Mk 15,15) – czytamy w opisie Męki Pańskiej. Abp Grzegorz Ryś, odwołując się do tekstu oryginalnego, stwierdza, że Piłat nie tyle kazał Jezusa ubiczować, co Go ubiczował. Nie zrobił tego wprawdzie osobiście, własnymi rękami. Sami nie bił, ani nie liczył uderzeń. Zrobili to żołnierze. Posłużył się rękami innych ludzi.
Rozważanie Męki Pańskiej nie tylko przypomina nam o historycznych wydarzeniach, lecz przede wszystkim – czyniąc nas uczestnikami tamtych wydarzeń – motywuje do refleksji nad własnym życiem, w którym wiele razy biczujemy Jezusa albo nawet skazujemy Go na śmierć, choć nie zawsze czynimy to własnymi rękami. Wystarczy przykład mordowanych w Syrii dzieci, które – odmawiając im pomocy, schronienia i leczenia – skazujemy na śmierć, czyniąc to rękami polityków. Przykłady można mnożyć. Znieczulica na los człowieka potrzebującego jest zawsze udziałem w biczowaniu i skazywaniu na śmierć Jezusa. Nieważne czy jest to mój rodak, podwładny, pracownik, nieznajomy, bezdomny, uchodźca, muzułmanin, starzec, nastolatek, kobieta, dziecko, mężczyzna. Chrześcijanin musi w obliczu każdego człowieka, zwłaszcza potrzebującego i cierpiącego, dostrzegać oblicze Chrystusa. Niestety, liczni są chrześcijanie, którzy tego nie potrafią. Potrafią za to biczować i skazywać na śmierć.
Odprawiając drogę krzyżową, śpiewając gorzkie żale, bywa, że do łez potrafimy wzruszać się ogromem Jezusowego cierpienia. Z jakąś dziwną ekscytacją oglądamy obrazy i filmy przedstawiające mękę Chrystusa. Przepraszamy też Pana Jezusa za wyrządzone Mu krzywdy, zniewagi i cierpienia. Postępujemy tak, jakby to kto inny, a nie my – chrześcijanie żyjący tu i teraz – był przyczyną śmierci Syna Bożego. Współczujemy Jezusowi, jak się współczuje komuś, kogo skrzywdzono, komu cały świat wyrządził krzywdę. Tymczasem to my wyrządzamy Mu krzywdę i pomnażamy Jego cierpienia. Naszym obowiązkiem nie jest wylewanie nad Jezusem krokodylich łez. Naszym obowiązkiem jest zrobić wszystko, by nie biczować Jezusa i nie skazywać Go na śmierć w drugim człowieku.
Krzyż to „znak” uprzytamniający dramatycznie, że „Nikt nie ma większej miłości, niż tę, gdy ktoś życie oddaje za przyjaciół”. W religii nie liczy się ideologia, ale relacja ludzi do Boga i siebie nawzajem. Niedziela Palmowa i rozważanie Męki Pańskiej jest dla nas wyzwaniem, by na nowo budować relacje między człowiekiem a Bogiem oraz między ludźmi na fundamencie Ewangelii. Na czym polega budowanie takich relacji? Polega na oddawaniu własnego życia.
ks. Bartosz Rajewski jest proboszczem polskiej parafii p.w. Św. Wojciecha na South Kensington w Londynie (Little Brompton Oratory, dawne Duszpasterstwo Akademickie). Msze św. w niedzielę 12.45 i 18.30.