Tegoroczny trzeci maja to nie tylko „u Polaków błogi raj”… bo może stać się też okazją dla obywateli polskich do zagłosowania w wyborach lokalnych w Wielkiej Brytanii. Zarówno rząd brytyjski, jak i opinia publiczna, sympatyzują z poglądem, że obywatele unijni po Brexicie powinni nadal mieć prawo udziału w głosowaniu. Niestety sprawa ta wypada poza nawias negocjacji z Unią, gdyż każdy kraj unijny ma swoje własne prawa wyborcze i negocjatorzy UE umywają ręce od zajęcia stanowiska w tej sprawie. Ze względu na to że niemal wszystkie decyzje w tych negocjacjach podejmowane są na zasadzie wzajemności, a nie każdy rząd unijny gwarantuje Brytyjczykom za granicą prawo do udziału w wyborach, nie mamy żadnej gwarancji, że obywatele unijni (w tym Polacy bez obywatelstwa brytyjskiego) będą mieli prawo głosu od następnego roku.
A więc trzeba wykorzystać tegoroczne wybory, aby podkreślić naszą obecność i nasze prawa w tym kraju, bo może to być nasza ostatnia szansa. Jak dotychczas nasz udział w wyborach wypadał słabo w porównaniu z innymi mniejszościami. Nie mieliśmy własnych postulatów, nie mieliśmy własnych zebrań wyborczych, nie mieliśmy własnych kandydatów. Po prostu nie istnieliśmy.
Według ostatnich szacunków jest nas w tym kraju przeszło milion, z czego można wnioskować, że około 600,000 upoważnionych jest do głosowania. W samym tylko Londynie mamy 110,189 polskich obywateli oficjalnie zarejestrowanych do głosowania, a więc mimo Brexitu, jeszcze więcej niż kiedykolwiek od czasu wejścia Polski do Unii Europejskiej. Tworzymy niemal 2% wyborców całego Londynu. W samym tylko Ealingu mamy 14,861 wyborców, nie licząc oczywiście kolejnych paru tysięcy Polaków, czy osób pochodzących z polskich rodzin, którzy posiadają obywatelstwo brytyjskie. Tu rzeczywiście jesteśmy potencjalną siłą wyborczą, posiadając około 5% głosów całego elektoratu. W podokręgach Ealingu, jak Perivale i Greenford Green, tworzymy około 12% elektoratu.
Jak mówiłem w wywiadzie dla Cooltury: „powinnyśmy być wyborczym gigantem w nadchodzących wyborach lokalnych (…) i każda partia polityczna powinna zabiegać o nasze głosy. Niestety jesteśmy elektoralnym pigmejem”. Za dużo z nas uważa, że te wybory ich nie dotyczą i nawet nie przyglądają się programom poszczególnych partii i poszczególnych kandydatów. Ulotki wyborcze od razu idą do kosza. Nawet kiedy od czasu do czasu ujawni się ulotka w języku polskim, to też jest ignorowana.
Nawet bez naszego polskiego pochodzenia powinniśmy myśleć o obywatelskim obowiązku głosowania. Wiemy że samorządy (councils) zajmują się zbieraniem śmieci i że żądają od nas podatku corocznego za nasze mieszkanie, ale niewiele wiemy więcej. A przecież ich praca dotyczy niemal każdego aspektu naszego życia codziennego.
Czy mamy dzieci? W ratuszu rejestruje się poród dziecka, samorządy odpowiedzialne są za znalezienie miejsca dla dziecka w żłobku czy w szkole, utrzymanie parków i plac zabaw.
Mamy w rodzinie osoby starsze? Opieka społeczna utrzymana jest przez samorządy, w tym domy starców czy bilety darmowe dla emerytów.
Mamy samochód? Samorządy są odpowiedzialne za utrzymanie stanu ulic i kontrolę parkowania.
Wynajmujemy mieszkanie? Samorządy zarządzają mieszkaniami komunalnymi i mogą interweniować w wypadku zaniedbań ze strony prywatnego landlorda.
Poza tym samorządy odpowiedzialne są za ochronę praw konsumenta, biblioteki, cmentarze, zezwolenia na festiwale. Mają duży wpływ też na lokalne służby zdrowia i na współpracę z policją.
Polscy wyborcy powinni wspierać tych kandydatów, którzy wyrażają gotowość współpracy z polskim społeczeństwem i zadeklarują swoje poparcie dla polskich inicjatyw, a szczególnie dla potrzeb polskich szkół sobotnich. Jeżeli polskie parafie będą potrzebowały zezwolenia z działu planowania na rozszerzenie domu parafialnego, czy polskie szkoły chciały przedłużyć godziny wynajmu angielskiej szkoły, czy polskie zespoły taneczne lub polskie organizacje opiekuńcze chciały złożyć podanie na dotacje od Rady, warto już w czasie wyborów znaleźć tych kandydatów, którzy będą czuli, że jest w ich interesie nasze inicjatywy poprzeć. Na przykład, kiedy starałem się o pozwolenie na postawienie na terenie Ravenscourt Park płyty z granitu upamiętniającej tragiczną śmierć działacza pro-solidarnościowego, Giles Harta, na pierwszym miejscu zwróciłem się do lokalnych radnych w tym podokręgu Hammersmithu o poparcie, tym bardziej że byli już wcześniej zadeklarowanymi sympatykami POSKu, a sam nasz projekt był dość kontrowersyjny.
Oczywiście w tych sytuacjach najlepiej znaleźć kandydatów pochodzenia polskiego czy mających polskich partnerów. Niestety nie wyrobiliśmy sobie za wielu kandydatów polskiego pochodzenia w głównych partiach politycznych. Obecnie wiem tylko że na Ealingu będzie przynajmniej dwóch kandydatów Polaków z ramienia partii konserwatywnej – Joanna Dąbrowska w podokręgu Ealing Common i Mariusz Woźniak na Greenford Green, a w dzielnicy Sutton kandyduje Hanna Żuchowska jako Lib-Dem. Kandydaci polscy ofiarują szansę opiekowania się polskimi sprawami i przyjęcia polskich petentów w swoich przychodniach w języku polskim.
Jan Żyliński, przedsiębiorczy jak zawsze, zarejestrował specyficznie polskie stronnictwo, czyli Duma Polska, które ma wystawić do dwustu kandydatów w tych wyborach. Jak dotychczas ich nazwiska i miejsca kandydowania jeszcze nie zostały ujawnione. W Londynie każdy podokręg najczęściej reprezentowany jest przez trzech radnych, a więc występuje aż trzech kandydatów z każdej głównej partii. W tej sytuacji jeden dobry kandydat polski mógłby uzyskać choć jeden głos każdego z polskich wyborców w tym podokręgu, a pozostałe głosy można by przekazać kandydatom brytyjskim lub w ogóle nikomu. Ale obawiam się, że bez szerszego poparcia poza ścisłym kręgiem samych polskich tylko wyborców, szanse wygrania miałby tylko kandydat polski występujący z ramienia istniejącej partii brytyjskiej. Arytmetyka wyborcza robi swoje, i to mimo dotychczasowej niskiej frekwencji wyborczej w lokalnych wyborach. Przynajmniej, jak w czasie wyborów Żylińskiego na mera Londynu, inicjatywa jego pobudzi pewną ilość Polaków do udziału w wyborach, a i to będzie widoczne dla Brytyjczyków.
Największym mankamentem dla nas jest brak potencjalnej listy postulatów które wyborcy polscy powinni wystawić kandydatom, a nawet tym polskim kandydatom. Daję przykład takiej listy:
1/ Wsparcie nauki języka angielskiego dla cudzoziemców, tzw. ESOL, aby było jak najszerzej dostępne;
2/ Udostępnienie informacji i porady darmowej w związku z nadchodzącą przymusową rejestracją wszystkich obywateli unijnych w ciągu następnych dwóch lat;
3/ Założenie lokalnej skrzynki pocztowej dla wysyłki i zwrotu unijnych paszportów w czasie tej rejestracji;
4/ Zapewnienie poparcia dla zachowania prawa głosu w wyborach lokalnych dla obywateli unijnych po Brexicie;
4/ Stała konsultacja z polskimi organizacjami przynajmniej dwa razy w roku;
5/ Umożliwienie przyjmowania korespondencji do Rady Miejskiej od mieszkańców w języku polskim;
6/ Utrzymanie stałego dostępu dla polskich książek i taśm w bibliotekach miejskich.
Takie właśnie programy wyborcze powinny być uzgodnione wewnątrz polskich organizacji lokalnych a potem udostępnione publicznie przedstawicielom głównych partii politycznych. Jestem przekonany że przedstawiciele partii chętnie uczestniczyliby w takim wspólnym spotkaniu, bo szukają dialogu nie tylko z Polakami, ale również z innymi obywatelami unijnymi. W końcu nie jesteśmy sami.
Ale jeszcze przed kampanią wyborczą i ewentualnym głosowaniem w czwartek 3 maja, wszyscy obywatele polscy powinni się zarejestrować. Ostatecznym terminem do rejestracji jest 17 kwietnia.
Trzeba wejść na portal www.gov.uk/get-on-electoral-register, podać swój kod pocztowy, a potem adres w Wielkiej Brytanii, datę urodzenia i numer ubezpieczenia społecznego, tzw. National Insurance Number. Bez rejestracji polskie nazwiska nie ukażą się na liście wyborczej.
Pamiętajmy że w około Brexitu, Brytyjczycy będą podejmować decyzje o nas Polakach zarówno na rządowym szczeblu centralnym jak i na szczeblu lokalnym. Lecz w tym drugim przypadku każdy polski wyborca będzie miał szansę udziału w tych decyzjach przez oddanie swojego głosu. Nic o nas bez nas. Ale może już ostatni raz.
Wiktor Moszczyński