Z okazji uchwalenia Konstytucji 3 maja media w Polsce prześcigają się w licytowaniu, kto jest „bardziejszy”, kto więcej razy użył przymiotnika „patriotyczny” a kto „narodowy” lub „ojczysty”. Wiadomo, że teraz w kraju mamy podział na media najbardziej narodowe, krajowe oraz tzw. polskojęzyczne. Pierwsze mogą liczyć na pełen szacunek odbiorców, drugie-służą za źródło informacji tylko w ostateczności a te ostatnie służą li tylko ogłupianiu i oszukiwaniu społeczeństwa. Skoro mamy jednak pełną demokrację, każdy wybiera sobie te media, które mu najbardziej odpowiadają. Niezależnie od podziałów są tematy, o których warto mówić we wszystkich mediach. Jednym z nich jest coraz bardziej dziś zapomniany bohater z dawnych czasów czyli Bartek z Piekła. Prawdę mówiąc, to nie był ani Bartek ani nie miał nic wspólnego z Piekłem. Nazywał się Jan Kowalewicz, urodził się, żył i zmarł w Wielkopolsce, niedaleko Leszna, jakąś godzinę jazdy samochodem od Poznania. Miejsce, w którym mieszkał, miejscowe dzieci nazwały „piekłem”, czyli trochę dziwnym, tajemniczym, zarośniętym, oddalonym. I tak już zostało. Bartek czyli Jan urodził się dokładnie 160 lat temu w rodzinie prostych ludzi, jego ojciec pracował w lesie. On sam bardzo chciał zostać nauczycielem, zapewne miał do tego zawodu dryg, bo na przykład szybko opanował kilka języków obcych.
Niestety z powodu biedy nie ukończył szkoły, nie wspominając już o studiach wyższych. Bartek pozostał w rodzinnym gospodarstwie, w środku puszczy, z dala od cywilizacji i ludzi. Nie założył rodziny a po śmierci siostry pozostał już prawdziwym samotnikiem. Jego historię znamy dość dobrze, ponieważ przez wiele lat prowadził dziennik, w którym precyzyjnie opisał najważniejsze wydarzenia ze swojego życia i tego co działo się wokół. Dziennik zachował się i obecnie można go podziwiać w oddziale Muzeum Narodowego w Poznaniu. Jego zapiski oczarowują prostotą, polszczyzną i zwięzłością. To co dziś blogerzy muszą opisywać w obszernych i bełkotliwych wywodach, Bartek zawierał w JEDNYM zdaniu a na każdy miesiąc życia przeznaczał JEDNĄ kartkę dziennika. Ale to wystarczyło, aby udokumentować niezwykłe życie i niezwykłe dzieło człowieka z Piekła. Bartek był patriotą a swoją miłość do kraju okazywał w najprostszy sposób – pracą. Bywał złośliwy, na przykład wobec Niemców, których nie znosił – a przecież większa część jego życia przypadła na czasy pod zaborem pruskim – więc potrafił utrudniać im życie. Przede wszystkim miał w sobie wielką mądrość życiową, taką, jaką miewają nieliczni prawdziwi starzy, doświadczeni ludzie. Wiadomo o tym, bo jeszcze kilka lat temu żyli ostatni świadkowie, którzy osobiście znali Bartka a ich wspomnienia zostały utrwalone na nagraniach. Przede wszystkim jednak Bartek dokonał niezwykłej rzeczy: po odrodzeniu niepodległej II Rzeczypospolitej w 1918 r. postanowił usypać kopiec dla prezydenta USA W. Wilsona jako dowód wdzięczności za pomoc w odzyskaniu niepodległości. Budowlę wznosił własnoręcznie, w pobliżu domu w którym mieszkał, za pomocą narzędzi, które sam skonstruował. Usypywanie kopca zajęło mu 20 lat, pracę skończył rok przed wybuchem II wojny światowej.
Był już wtedy staruszkiem, miał 80 lat i usypywanie góry było pracą ponad jego siły. A jednak dokończył dzieło.
Kopiec Wilsona przetrwał do dziś, trochę zarósł drzewami, z czasem stracił odrobinę z pierwotnej wysokości, ale wciąż wznosi się na kilka metrów w górę a z jego szczytu widać pobliskie jezioro. Na kopcu powiewa polska flaga a czasami też widać amerykańską. Postawiono też tablicę informacyjną opisującą życie Bartka z Piekła i okoliczności usypania kopca; co roku organizowany jest również rajd dedykowany Bartkowi.
Jednak pamięć o niezwykłym samotniku z lasu zanika, mało kto w kraju słyszał o Bartku z Piekła. Może przy okazji świętowania 100-lecia Niepodległości Polska przypomni sobie tego niezwykłego człowieka? Bartek nie szukał sławy, wszystko co robił, czynił z wewnętrznej potrzeby. A co ja zrobiłbym, co ty zrobiłbyś z okazji odzyskania Niepodległości? Czy są jeszcze wśród nas ludzie tacy jak Bartek?