Panie doktorze, miło mi, że możemy mówić po polsku…
– Kto wie czy nie jestem jedynym w Londynie chińskim lekarzem, który ma polskie koneksje?!
A mówiąc poważnie – dla mnie jako lekarza język jest kluczem do zrozumienie polskiej …duszy. Poznanie kultury, dziedzictwa i wszystkiego co za tym idzie było dla mnie koniecznością, by móc swobodnie porozumiewać się z polskimi pacjentami, by ich leczyć.
Muszę tu podziękować mojej matce, która dała mi tę możliwość: w 1989 roku została zaproszona do Polski, aby założyć chińską klinikę. Później przyjechałem i ja.
Wówczas w Chinach zaczął się okres przemian. Między innymi umożliwiono ludziom wyjazdy zagraniczne…
– W tym czasie mama była dyrektorem szpitala, gdzie prowadziła również zajęcia praktyczne z medycyny chińskiej i przygotowywała studentów do zawodu. Jeden z jej uczniów uczył się dodatkowo języka esperanto, który w tamtych czasach cieszył się popularnością, jako że był uważany za język przyszłości. Wspominany uczeń uczestniczył w wielu konferencjach międzynarodowych, gdzie nawiązał różne znajomości – także z Polakami. Podczas jednego z wyjazdów, narodził się pomysł otworzenia kliniki w Polsce, w której byłaby możliwość rozwoju medycyny niekonwencjonalnej. Ten plan udało się mu zrealizować na Śląsku w Tychach, a mama sama dołączyła do niego po roku, z czasem podjęła się prowadzenia całej praktyki, co robi do dziś.
Mieszkał pan z rodziną w Pekinie i nagle mama zabiera pana do Polski… Dla 13-letniego dziecka to musiało być przeżycie!
– Pamiętam pierwsze chwile, kiedy wyszedłem z lotniska warszawskiego, wszystko w tym miejscu było dla mnie nowe. Dziwne, choć przyjazne twarze, i ja w tym wszystkim – nieznający nawet słowa po polsku.
Kiedy trafiłem do kliniki mojej matki na Śląsku, zaczęło się dla mnie nowe życie. Pamiętam, że początki w Polsce były ciężkie. Odmienne otoczenie, ciekawość innych dzieci, nowy język sprawiały, że trudno było mi się zaaklimatyzować. Ekscytowało mnie właściwie wszystko. Od szkoły i rówieśników w klasie po codzienne jedzenie kanapek: chleba i masła (chociaż sporo czasu zajęło mi przyzwyczajenie się do smaku sera…).
Nauczyłem się zaledwie kilku polskich słów i zwrotów, a tu na poważnie zaczęła się szkoła i jej obóz letni. Byłem bardzo nieśmiały i trochę przerażony, bałem się zgubić w drodze do domu, bo zdawałem sobie sprawę z tego, że nie będę mógł prosić nikogo o pomoc. Nie znałem języka, czułem się obco. Jednak z biegiem czasu obcowanie i zabawa z dziećmi w szkole pomogły przemóc te pierwsze strachy. Chociaż pamiętam różne momenty… któreś z dzieci podeszło blisko, dotknęło moich włosów i z krzykiem uciekło, bo nigdy nie widziało Azjaty. Na początku wypłakiwałem się mamie, ale pewnego dnia zebrałem w sobie całą odwagę i też zacząłem krzyczeć na innych, w ten sposób broniąc się.
I pomogło?
– Z czasem okazało się, że oglądam te same filmy, gram w gry czy słucham podobnej muzyki co inni z klasy przez co znajdywało się więcej wspólnych tematów do rozmów czy żartów. Miałem więc z czasem coraz więcej znajomych i czułem się coraz lepiej w Polsce. Rok później poszedłem do komunii.
Nie było więcej szkolnych sprzeczek czy przepychanek, a z wieloma kolegami i koleżankami do dziś mam kontakt. W tej szkole spędziłem trzy i pół roku, z pomocą nauczycieli i kolegów z klasy opanowałem wasz bardzo trudny język i chyba każdy mógł pomyśleć, że jestem prawdziwym polskim dzieckiem!
Jako prawdziwie polskie dziecko zaczął się pan uczyć francuskiego…
– Mama postanowiła przenieść nas do Paryża, aby zaopiekować się mieszkającym tam dziadkiem. Liceum kończyłem już we Francji. Pamiętam, że całkiem spora grupa jej pacjentów, których wówczas leczyła, była Polakami.
Ponieważ urodziłem się w tradycyjnej chińskiej rodzinie lekarskiej, mama i dziadek przekazywali mi coraz więcej umiejętności i wiedzy w zakresie tradycyjnej medycyny chińskiej. W wieku 18 lat zostałem przyjęty na London Univeristy Colleague of Medicine, ukończyłem studia z medycyny chińskiej, niedawno zrobiłem także doktorat.
Przez 16 lat pogłębiałem swoją wiedzę praktykując w klinikach i szpitalach. Teraz podążam ścieżką mojej lekarskiej rodziny, moja specjalizacja to terapia przeciwbólowa…
A kontakty z Polską zostały? Ze Śląska wyjechał pan do Paryża, potem Londyn…
– Koleje życia ograniczały moje kontakty z Polską (choć mama cały czas w Tychach…). Aż do momentu kiedy rozpocząłem prace w gabinecie doktora Zygmunta Kukulskiego na londyńskim Chiswicku, gdzie przyjmowałem głównie polskich pacjentów.
Wtedy pańska więź z Polską zaczęła się odnawiać…
– Miałem przyjemność poznać bliżej wielu Polaków najstarszej generacji jak Marzenna Schejbal, Janina Kwiatkowska czy Ita Jasińska… Dzięki spotkaniom w popularnym polskim centrum w zachodnim Londynie [POSK] nawiązaliśmy przyjaźń.
To wspaniali ludzie i niezwykłe pokolenie. Dzięki nim nauczyłem się żywej prawdy o wojnie i o późniejszym życiu …w jej cieniu. Poczułem z ich doświadczeń co znaczy męstwo, a co słabość człowieka. A najbardziej inspirującą, a zarazem do bólu prostą i prawdziwą lekcją jest powiedzenie „where there’s a will there’s a way”. Można sądzić, że taka postawa odnosi się wyłącznie do konkretnej wielkiej sytuacji, jak choćby w wojennych czasach walki o życie, ale właśnie dzięki Polakom najstarszej generacji zacząłem zauważać, że silna wola ważna jest także w zwykłym, codziennym życiu. Nawet kiedy ciało starzeje się i cierpi z powodu słabnącego zdrowia, to człowiek umie się podnieść! A to za sprawą silnej woli i odmowy poddania się chorobie czy wiekowi…
Widziałem wśród tutejszych Polaków takich ludzi silnej woli.
Ta zmieniająca życie obserwacja sprawia, że ja sam mam pozytywny kontakt z ludźmi, wiem, że nie należy się tak bardzo martwić, po prostu trzeba wierzyć w siebie i wszystko będzie lepsze! Jak Polacy!
Czyli u pana serce bije po polskiej stronie…
– Polska to mój drugi dom i jestem dumny ze swojej polskości. Za każdym razem, gdy samolot ląduje w Katowicach, w moim serca rodzi się radość, mam poczucie przynależności, bycia stąd. To przecież w Polsce moja mama założyła swoją klinikę medyczną, a ja mam tak wiele wspomnień z czasów lat szkolnych. Uwielbiam polskie krajobrazy: góry i jeziora; zielone, kwitnące doliny. Będąc w Tychach często chodzę wzdłuż pobliskiego jeziora i słucham natury – orkiestry ptaków i owadów! Tak śpiewają tylko w Polsce, na polach i łakach…
Ooo! Z tych pól malowanych zbożem rozmaitem, wyzłacanych pszenicą, posrebrzanych żytem… przenieśmy się jednak do gabinetu na Chiswicku. I porozmawiajmy o chińskich metodach leczenia.
– Nie lubi pan śpiewu ptaków? (śmiech).
Tradycyjna chińska medycyna opiera się na trzech podstawach: akupunkturze, ziołolecznictwie i masażu. Ta fenomenalna metoda sięga wstecz 5000 lat. Ludzie zaczęli gromadzić doświadczenia życiowe i stopniowo z biegiem czasu przekształcali to w terapię. Obecnie w połączeniu z metodami naukowymi rozprzestrzenia się ona na całym świecie i staje się alternatywną metodą leczenia, która pomogła milionom, milionom ludzi.
Ja praktykuję tę tradycyjną metodę wykorzystując swoją wiedze i doświadczenia, ale też i umiejętności przekazywane w mojej rodzinie od pokoleń.
Wiele osób, które nie znają akupunktury, ma wątpliwości czy wprost opory przed takim leczeniem i jego skutecznością – ostatecznie kłucie igłami wywołuje różne skojarzenia.
– W rzeczywistości akupunktura wywoła jedynie niewielki ból na skórze, podobne do ukąszenia komara, takie ukłucie jest lżejsze niż zwykły zastrzyk, który dostaje się w szpitalu. Oczywiście igły, których używamy, są jednorazowe, więc nie ma ryzyka przekazania infekcji.
Proszę o więcej szczegółów.
– Leczenie polega na wbijaniu igieł do tkanki podskórnej w określonych miejscach ciała, nazywanych punktami akupunktury; celem jest usunięcie głównych przyczyn wywołujących daną chorobę. Jest to metoda naturalna, gdzie jako czynnik leczący wykorzystuje się mobilizację sił witalnych organizmu w walce z chorobą, jego zdolności do samo regeneracji. Receptura punktów i technika nakłuwania muszą być dobierana indywidualnie dla każdego chorego, nie tylko w zależności od jego choroby, ale także z uwzględnieniem jego konstrukcji psychosomatycznej i aktualnej kondycji psychofizycznej, a nawet warunków atmosferycznych itp.
Za duży atut tej metody uważa się fakt, iż jest ona często skuteczna wszędzie tam, gdzie konwencjonalna medycyna żadnego efektu leczniczego dać już nie jest w stanie. W czasach nasilonej chemizacji kolejnym, najważniejszym zresztą, atutem akupunktury jest to, że przynosi ona upragnione efekty bez pomocy leków. Co istotne, jest to również metoda bezpieczna. Zgodnie z zasadami medycyny tradycyjnej, wskazania ku stosowaniu akupunktury są bardzo szerokie i obejmują większość chorób.
Badania doświadczalne udowodniły, iż oddziaływanie na punkty powoduje m.in. wzrost poziomu przeciwciał, podnosi liczbę leukocytów i wzmaga fagocytozę, zwłaszcza gdy nakłuwa się tzw. punkty immunologiczne, to znaczy punkty mające wpływ na stan odporności organizmu.
W dzisiejszych czasach ludzie wierzą w nieograniczoną moc tabletek, coraz więcej jest jednak skutków ubocznych. Powszechna lekomania, łatwość dostępu do wszelkich pigułek powoduje utratę mocy ich działania, zwiększa się więc zainteresowanie naturalnymi metodami leczenia. Czy tak?
– Z przekonaniem powiem, że tradycyjna medycyna chińska jest najskuteczniejszą, a zarazem bardzo prostą metodą leczenia wszystkich rodzajów chorób związanych z bólem (na przykład ból szyi, kręgosłupa, barków czy pleców). Nawet w przypadku niektórych z najtrudniejszych chorób, takich jak łysienie plackowate, bezpłodność, bezsenność i depresja, osiągnęliśmy znacznie lepsze efekty w porównaniu z medycyną chemiczną.
Pacjent zapyta: Na co konkretnie pomóc może akupunktura?
– Zalecam akupunkturę przy wszelkiego rodzaju bólach wywołanych różnymi chorobami oraz schorzeniami przewlekłymi, jak stany chorobowe po paraliżu, choroby o podłożu reumatycznym, choroby skórne na tle alergicznym, problemy układu pokarmowego, chorobę wieńcowa serca, zaburzenia krążenia krwi, anemia, dolegliwości wywołane przekwitaniem, kamienie nerkowe i żółciowe, nadmierna otyłość, choroby układu oddechowego, cukrzyca, niedobór glukozy we krwi, artretyzm, łagodny rozrost gruczołu krokowego, schorzenia kręgosłupa i narządów ruchu, skoliozę.
Przychodzą do mnie ludzie odbywający rekonwalescencję pozabiegową, cierpiący na osłabienie organizmu, walczący z nadmierną sennością, pragnący oczyścić organizm. Akupunktura działa uspokajająca, tonizująco, przeciwbólowo, rozkurczowo oraz przeciwzapalnie. To naprawdę działa.
Rozmawiał: Jarosław Koźmiński