Uwielbiam brytyjskie poczucie humoru a w zasadzie humor w wykonaniu grupy Monty Pythona. Moi idole z Monty’ego postarzeli się, nie ma nowych produkcji telewizyjnych ani kinowych, została tylko klasyka absurdalnych żartów do obejrzenia w internecie. Trudno, trzeba zadowolić się oglądaniem archiwalnych filmów i skeczy. A jednak Monty Python jest wiecznie żywy. W 2018r. mamy jego reaktywację w pełnej słowiańskiej krasie. To ostatecznie mnie przekonało, że my i wy – Polacy i Brytyjczycy – mamy więcej wspólnego niż się wydaje. Kto wie, może mamy nawet wspólnych pra, pra, przodków? Kilka dni temu Monty Python odrodził się w wersji słowiańskiej, w kraju nad Wisłą – dosłownie i w przenośni.
Nad rzeką, w odległości zaledwie 20 kilometrów od centrum Warszawy odnaleziono właśnie wylinkę. Wylinka to skóra węża, który zmienia ją w miarę dorastania. Tak jak dziecko wyrasta ze zbyt małych ubranek. Tym razem znaleziono wylinkę ogromnych rozmiarów, mierzącą ponad 5 metrów.
A to oznacza, że wąż, który zmienił skórę jest olbrzymem. Wspaniale, wreszcie mamy coś, czym jesteśmy w stanie zaskoczyć świat. W Polsce mamy wiele cudów natury, a ta skóra jest jednym z nich. Zostawił ją pyton tygrysi, jeden z największych węży świata. Normalnie żyje w Azji a co robi nad Wisłą?!
Zapewne o tej porze, w połowie lipca korzysta z pięknej słonecznej pogody. Bo pyton znad Wisły jak wszystkie inne pytony, a przede wszystkim te żyjące w Indiach czy Birmie, uwielbia wodę i ciepło. Co jakiś czas musi coś zjeść i tu zaczyna się problem. Bo pyton spod Warszawy jest wielki… jak pyton a to znaczy, że ma równie wielki apetyt. Z tego powodu ludzie odpoczywający nad Wisłą powinni mieć się na baczności, bo taki wielki wąż – kiedy jest głodny – połyka w całości, łącznie z butami, czapką i telefonem komórkowym. Może to i dobrze, bo nieszczęśnik, na przykład nieostrożny wędkarz znad rzeki, połknięty przez pytona będzie mieć szansę zadzwonić na pogotowie po ratunek a przynajmniej do rodziny, aby się z nią pożegnać. Trawienie ofiary przez węża trwa zazwyczaj kilka dni, więc wystarczy czasu na napisanie i wysłanie testamentu w formie SMS-a. W każdym razie na terenach leżących nad Wisłą panuje teraz nastrój zbliżony do histerii. Olbrzymi pyton był widziany w okolicach Warszawy, a teraz – podobno – jest już w Toruniu. To kilkaset kilometrów, które gadzina przepłynęła w ciągu 10 dni.
Jeśli to prawda, to mamy do czynienia z wyjątkowym Monty Pytonem.
Nie dość, że wielki jak Pałac Kultury w Warszawie, to przy tym jeszcze mistrz pływacki lepszy niż nasza Otylia Jędrzejczak-złota medalistka olimpijska i rekordzistka świata. A do tego ma końskie zdrowie, jeśli wytrzymuje kąpiel w wodzie wiślanej, która do najczystszych na świecie przecież nie należy. Jeśli pyton będzie pływać w takim tempie, to zanim przeczytacie do końca ten felieton, on może być już w Gdańsku. A stąd już naprawdę prosta droga do… Europy zachodniej. Jeszcze tylko cieśniny duńskie, Morze Północne i droga do wielkiego świata i równie wielkiej SŁAWY stoi otworem. Potwór z Loch Ness to przy nim mały pikuś. Poza tym nikt nigdy nie widział żadnego materialnego dowodu istnienia potwora ze Szkocji, poza kilkoma zdjęciami o kiepskiej jakości. A my Polacy mamy konkret w ręku. Wylinkę. Dopóki płynący po morzach i oceanach pyton nie zostanie namierzony przez statki badawcze oraz satelity szpiegowskie, zaleca się daleko posuniętą ostrożność.
Drodzy rodacy planujący odwiedziny ojczyzny w najbliższym czasie, uważajcie nad wodą, zwracajcie uwagę na gada opalającego się nad Wisłą, uważajcie na węża płynącego rzeką. Prawdopodobna jest również jego wizyta na którejś plaży, bo kiedy dopłynie do Gdańska, to zapewne będzie chciał odpocząć i coś zjeść… Są podejrzenia że ten wąż był hodowany przez człowieka, któremu uciekł. Zna więc ludzi i ich zwyczaje i jest możliwe że będzie chciał się przytulić do kogoś. Podobno węże są bardzo miłe w dotyku i generalnie przyjaźnie nastawione do ludzi, pod warunkiem, że nie nadepnie im się na ogon…