Od ponad miesiąca wystawa Fridy Kahlo (1907-1954) w Victoria & Albert Museum przyciąga tłumy zwiedzających. Z racji na ilość dziennikarzy zainteresowanych wystawą trzeba było urządzić aż dwa jej prasowe otwarcia. Wszystko by móc obejrzeć po raz pierwszy w Europie pokazywane „osobiste skarby” (od ubiorów i biżuterii po buteleczki medykamentów) meksykańskiej artystki, o której, w chwili gdy umierała w 1954 roku, mało kto na świecie jeszcze słyszał. Nie zmieniło się to właściwie przez następne trzydzieści lat. Gdy w latach 70-tych studiowałem historię sztuki jeszcze o niej nie wspominano.
Dziś jest sztandarową postacią, bożyszczem i niemal „świętą” feminizmu, inspiruje modę, a utożsamiająca się z Fridą gwiazda Madonna jest największą prywatną kolekcjonerką jej sztuki. Dzisiejszy status i popularność Fridy Kahlo uosabia głębokie zmiany współczesnej sztuki i kultury. Z jednej strony odkrycie jej i jej sztuki jest manifestacją ponad wiek już trwającej walki o równouprawnienie kobiet, wyrażonej tu zapoczątkowaną w latach 70-tych XX wieku kampanią domagającą się rewizji historii sztuki i przypomnienia twórczego dorobku kobiet-artystek; z drugiej strony twórczość Fridy świadome podkreślająca meksykańskie inspiracje i korzenie jej sztuki uosabia inny proces aktualnych przemian – porzucanie wąskiej europocentrycznej perspektywy skupionej na sztuce Zachodu, na rzecz szerszego globalnego spojrzenia włączającego tradycje spoza Europy.
Sztuka Meksyku, szerzej odkryta w XX wieku ma tu swoje ważne i szczególne miejsce. Nasze nią zainteresowanie nie ogranicza się do czasów prekolumbijskich; obejmuje też sztukę XX wieczną ściśle związaną z meksykańską rewolucją 1910-20 roku, nowatorską przez podkreślanie społecznej roli sztuki, w tym sztuki popularnej o ludowych korzeniach. Frida Kahlo żyła i tworzyła w samym centrum tej nowo formułowanej meksykańskiej kultury, choć aż po połowę lat 1980-tych widziano w niej przede wszystkim tylko żonę Diega Rivery, najsłynniejszego meksykańskiego twórcy monumentalnych murali.
Sama Frida, jak muraliści w pełni utożsamiając się z ideami meksykańskiej rewolucji (nawet datę swych urodzin zmieniła na datę wybuchu rewolucji) kulturową specyfikę Meksyku postrzega w połączeniu rodzimych indiańskich tradycji prekolumbijskiej przeszłości, z kulturą i religią hiszpańskich konkwistadorów. Dosłownie szuka i delektuje się tym wymieszaniem w samej sobie, córce niemieckiego emigranta i Meksykanki, w której płynęła tak krew Indianina dziada Fridy, jak i hiszpańskich przodków jej babki. Gdy w meksykańskich muralach Rivery i jego kolegów sam twórca i jego osobiste doznania schodzą na plan dalszy wobec społecznego i politycznego przesłania adresowanego do szerokiej publiczności monumentalnego dzieła sztuka Fridy Kahlo ma nieporównywalnie bardziej osobisty, wręcz autobiograficzny charakter. Przeważająca ilość jej obrazów to różnego rodzaju autoportrety i metaforyczne wizerunki plasujące ją w otaczającym świecie. Tworząc poszukuje siebie, a zarazem pełna zdeterminowania świadomie nieustannie samą siebie kreuje. O tym opowiada obecna wystawa.
Gdy pokaz Kahlo w Tate Modern w roku 2005 zaprezentował widzom jej malarski dorobek, obecny pokaz w Victoria & Albert patrzy szerzej. Nie kładzie nacisku na same obrazy (choć szereg ich, obok niedawno odkrytych rysunków też tu oglądamy), ale chce mówić o jej twórczej postawie wykraczającej poza sztukę, o nieustannym działaniu Fridy w materii własnego życia, o świadomym kreowaniu samej siebie jako żywym wcieleniu głoszonych przez siebie ideałów meksykańskiej niezależności i samostanowienia.
To co na wystawie oglądamy to najbardziej osobiste pozostałości po Fridzie -od jej biżuterii, strojów i rodzinnych fotografii , po medykamenty , protezy i gorsety jakie podtrzymywały przy życiu jej ciało – rzeczy jakie kilka lat po jej śmierci (a na kilka miesięcy przed własnym zgonem w roku 1957), Diego Rivera kazał zamurować w jednym z pomieszczeń Casa Azul, willi, w której oboje mieszkali w Coyoacán na przedmieściach meksykańskiej stolicy. Po niespełna 50-latach, w roku 2004 sądowa decyzja pozwoliła by przedmioty te mogły ponownie ujrzeć światło dzienne. Po trwającym kilka lat katalogowaniu pokazano je publiczności najpierw w Meksyku, a obecnie po raz pierwszy w Europie w Londynie.
Muzeum Wiktorii i Alberta nie jest miejscem celebrowania czystej sztuki, ale nade wszystko sztuki użytkowej, sztuki ściśle włączonej i splecionej z życiem – taka jest tez obecny pokaz. Prezentuje Fridę w kontekście przedmiotów i dokumentów jej niełatwego życia, przedmiotów które jak dowodzi wystawa świadomie używała dla kreowania swojego wizerunku niezależnej twórczej kobiety – artystki – meksykanki.
Kahlo imponuje swą determinacją i wolą pełnego zaistnienia w obliczu paraliżujących przeżyć jakie przyszło jej doświadczyć. Najpierw choroba Heine-Medina jaką przeszła we wczesnym dzieciństwie sprawiła, że jej prawa noga stała się krótsza i znacznie słabsza. Kalectwo, z którego kpili i żartowali inni odizolowało ją od rówieśników, ale zbliżyło do ojca, interesującej postaci niemieckiego emigranta, który osiedliwszy się w Meksyku i poślubiwszy Meksykankę zafascynowany nową ojczyzną parał się fotografią. Dzięki ojcu i gronu jego przyjaciół Frida weszła w świat książek, filozofii i intelektualnych dyskusji. Pomagała też w studio. Przyjęta (jako jedna z nielicznych młodych dziewczyn) do elitarnej szkoły planowała początkowo zostać lekarzem. Uniemożliwiła to kolejna katastrofa. We wrześniu 1925 roku zderzenie z samochodem autobusu jakim 17-letnia Frida wracała ze szkoły omal że nie pozbawiło jej życia. Z połamanymi żebrami, obiema nogami, obojczykiem i żelaznym prętem jaki naruszając kręgosłup przeszył jej biodra, kilka miesięcy spędziła w szpitalu, na resztę życia skazana na długie okresy leczenia i liczne operacje. Wszystko to nie złamało jednak jej woli pełnego uczestniczenia w życiu, odwrotnie podjęła rzucone jej wyzwanie. Zawsze aktywna w roku 1927 zdecydowała się wstąpić do komunistycznej partii Meksyku, gdzie spotkała Riverę, a rok potem została jego żoną. Sztuka, która początkowo była raczej jej hobby, niż pasją i powołaniem, okazała się tym co mogła i potrafiła robić nawet leżąc w szpitalu, gdzie w roku 1925 namalowała swe pierwsze oleje. Początkowo myślała o ilustrowaniu książek medycznych (czego śladem są tak częste w jej rysunkach i obrazach anatomiczne schematy i motywy). Na co dzień obcując ze sztuką Diega musiała w niej jednak zwyciężyć wola tworzenia swojej własnej sztuki i celu tego ostatecznie dopięła. Wśród przedmiotów zgromadzonych na wystawie a pochodzących z jej domu obok książek i fotografii oglądamy też sporą kolekcję malowanych na blasze ludowych meksykańskich „retablos”, wotywnych dziękczynnych obrazów relacjonujących dramatyczne wypadki i cudowne uzdrowienia. To ważne inspiracje jej własnej sztuki. Oddzielną salę, szczególnie ważną dla pokazania świadomego kreowania przez Fridę swego wizerunku (a zarazem i manifestacji podkreślanego przez związku z rodzimą ludowa kulturą), wypełniają stroje Fridy. To na co dzień noszone przez artystkę eklektyczne kombinacje kolorowych i wzorzystych elementów tradycyjnego ludowego stroju Meksykanek różnych prowincji. Te pasiaste reboza (szerokie prostokątne szale), długie wzorzyste spódnice i luźne haftowane bluzy, tryskające bogactwem i radością wzorów i kolorów nie tylko musiały zwracać uwagę na Fridę, ale i umożliwiały też jej ukryć kalectwo i niedomagania ciała. Uzupełniają je przykłady jej wspaniałej biżuterii w której elementy kamiennych pre-kolombijskich naszyjników kombinowane bywają z elementami tworzonymi przez współczesnych zaprzyjaźnionych z Fridą i Diego artystów. Podobnie jak swe wyszukane codzienne stroje celebruje i swoje przemyślne i nawiązujące do tradycyjnych fryzury, chętnie pozując też do fotografii z których najsłynniejszymi są chyba prezentowane na wystawie kolorowe zdjęcia jednego z jej kochanków Nicolasa Murray’a.
W dzisiejszych czasach manii „selfies”, obsesyjnego niepokoju i troski o własną tożsamość i publicznie prezentowany obraz samego siebie, wystawa karze nam spojrzeć na Fridę Kahlo. jaką znamy, na jeszcze jedno świadomie konstruowane dzieło jej samej.