Obecny stan krytyczny negocjacji między Unią a Zjednoczonym Krόlestwem nie wrόży wiele dobrego. Obie strony mają przygotowany scenariusz, pokrywający już wszystkie aspekty przyszłych stosunkόw Wielkiej Brytanii z kontynentem. Ten po stronie unijnej gotowy już jest od kwietnia ubiegłego roku i przedstawia go już doświadczony negocjator Michel Barnier. A w wypadku brytyjskim, scenariusz upieczony został dopiero na spotkaniu w rezydencji Chequers zaledwie trzy tygodnie temu. Przedstawia go zapalony nowy adept, Dominic Raab, ktόry zastępuje swojego zbyt flegmatycznego poprzednika. Problem leży tylko w tym, że scenariusze pasują do dwόch rόżnych sztuk. Z jednej strony mamy „Sen Nocy Letniej”, a po drugiej „Czekanie na Godota”.
Istnieje coraz większa obawa, jak już pisałem dwa tygodnie temu, że może w ogόle nie dojdą do porozumienia na czas. Strona unijna już z gόry odrzuca np. możliwość wyselekcjonowania reżymu wolnocłowego dla sektoru przemysłowego czy rolniczego, ale nie, na przykład w wypadku usług finansowych. Dla UE albo jest unia celna w całości, albo jej nie ma. Nie może być coś pomiędzy, gdzie Brytyjczycy mogą dalej korzystać ze strefy bezcłowej dla żywności czy samochodόw, ale rόwnież mogą mieć oddzielne umowy handlowe z innymi państwami pozaunijnymi. Europa będzie wymagała zmian, na ktόre skrajni zwolennicy twardego Brexitu w gabinecie i w partii konserwatywnej nie zgodzą się. Widząc co w trawie piszczy media już się rozkoszują myślą o tym, jak takie nagłe oderwanie Wielkiej Brytanii będzie wyglądało. Okazuje się, że na takie negatywne rozwiązanie przygotowuje się już Komisja Europejska w specjalnym raporcie nawołującym państwa, regiony i przedsiębiorstwa unijne do stworzenia twardej granicy z Wielką Brytanią po marcu następnego roku. Poszczegόlne rządy europejskie też już się przygotowują, jak na przykład Niderlandy, ktόre już zatrudniły przeszło 900 nowych urzędnikόw celnych do obsłużenia portόw i lotnisk, czy Belgia, ktόra m.in. zainwestowała w nową łόdź podwodną do wykrycia pobrexitowskich szmuglerόw.
Dotychczas rząd brytyjski nie zdradza pośpiechu w przygotowaniu się na jakikolwiek kryzys. Zagadnięty w parlamencie na temat wzrostu kosztόw żywności po narzuceniu cła w wypadku Brexitu minister Raab zapewnił, że Wielka Brytania nie musi uzależniać się od żywności z krajόw unijnych. Nie wiem, czy minister Raab jest świadomy, że 30 proc. żywności skonsumowanej w Wielkiej Brytanii pochodzi obecnie z krajόw unijnych, a mniej niż 20 proc. pochodzi z innych krajόw. Poziom cła na produkty mleczne może wynosić powyżej 70 proc. poza Unią. Już według analiz Londyńskiej Szkoły Ekonomii, po twardym Brexicie będzie brakowało w sklepach europejskich serόw, jogurtόw i mleka w proszku dla niemowląt. Nawet tradycyjny angielski ser cheddar importowany jest teraz z Irlandii, Francji i Niemiec. Zapowiadają się wyjątkowo długie, wielokilometrowe kolejki do portόw dla towarόw eksportowych i jeszcze większe braki żywności z zagranicy ze względu na blokadę portόw przez ciężarόwki i kontenery, oczekujące oclenia i sprawdzenia ich dokumentόw fitosanitarnych. Szef brytyjskiego stowarzyszenia transportowcόw (Road Haulage Association) twierdzi, że nie ma możliwości zapewnienia magazynόw do przechowywania świeżej żywności na większą skalę i dlatego już długo przed marcem nastąpią braki w sklepach owocόw, jarzyn, wieprzowiny, wołowiny i produktόw w puszkach.
Minister zdrowia Matt Hancock zapowiada, że zaczyna planować konsolidowanie zapasόw lekόw, zastrzykόw i krwi w wypadku gwałtownego odejścia z Unii, ale doktorzy przypominają, że nie można trzymać w składach np. izotopόw, ktόre są używane do natychmiastowej diagnozy raka czy skrzepu w płucach, a ktόre nie będą już dostępne po wyjściu Wielkiej Brytanii z Euratomu. Są nawet plany do użycia wojska w transportowaniu lekόw czy żywności.
Widać, że w końcu Europa i Wielka Brytania przygotowują się mimochodem na taki katastrofalny scenariusz, mimo że brytyjscy politycy wciąż żyją w nadziei, że nic podobnego się nie stanie i że w ostatniej chwili (a więc w październiku) dojdzie wreszcie do umowy.
Natomiast jeden aspekt tego scenariusza wciąż leży odłogiem. Co się stanie z prawami pobytu trzech milionόw obywateli unijnych w Wielkiej Brytanii i jednego miliona obywateli brytyjskich w Europie? Jak dotychczas sprawy praw obywateli EU, a więc też i Polakόw, zostały już daleko posunięte w negocjacjach. Wspόlne porozumienie w tej sprawie zostało wpisane do Umowy Wyjściowej (Withdrawal Agreement) oczekującej już tylko zakończenia pozostałych negocjacji. Wiadomo, że według tej umowy, każdy obywatel unijny, ktόry nie posiada obywatelstwa brytyjskiego a chce pozostać w Wielkiej Brytanii wraz ze swoją rodziną, musi do 29 marca 2019 roku złożyć aplikację do Home Office, aby uzyskać prawo do tzw. settled status jeżeli żył i pracował tu już 5 lat, a tylko do pre-settled status jeżeli jeszcze te 5 lat pobytu nie wyrobił. Każdy członek rodziny musi złożyć oddzielne podanie, nawet małoletni. Termin składania wniosku upłynie 30 czerwca 2021 roku. Przymus ponownej aplikacji obowiązuje nawet wtedy, jeżeli petent uzyskał już poprzednio stałą rezydenturę, ktόra w momencie wyjścia z Unii stanie się nieważna.
Te decyzje były w swoim czasie kontrowersyjne, bo organizacje reprezentujące tych obywateli UE, jak „the3million”, domagały się po prostu uwzględnienia poprzedniego statusu, a nie składania wniosku o nową rejestrację. Chciały też, aby ten proces był darmowy i wciąż podległy decyzjom Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości (do czego rząd brytyjski dopiero w tym tygodniu się zobowiązał). Protestowano ponadto przeciw deportacjom Polakόw, odbieraniu paszportόw brytyjskich polskim dzieciom, przeciw narzucaniu Polakom kosztόw skorzystania z NHS. Były też płomienne dyskusje, obejmujące nasze organizacje, takie jak POSK czy East European Research Centre, co do metody zarejestrowania aż trzech milionów osόb w ciągu 27 miesięcy, tym bardziej, że nie wiadomo, czy informacja o potrzebie rejestrowania się dotrze do wszystkich obywateli polskich.
Wyjście Wielkiej Brytanii z UE bez zawartej umowy praktycznie unicestwia Umowę Wyjściową i przekreśla wszystko, co zostało uzgodnione. Pozostawi obywateli polskich i unijnych osiadłych na tych wyspach bez żadnych uprawnień i żadnej przyszłości. Bez natychmiastowego rozwiązania problemu ich statusu sytuacja może się stać potencjalnie katastrofalna, właściwie oznaczałaby „wolną amerykankę”. Każdy pracodawca i każdy gospodarz domu, każdy dyrektor szkoły i każdy ordynator szpitala, musiałby sam decydować czy dany polski pracownik, lokator, uczeń, czy polski pacjent ma prawo dłużej tu przebywać. Przy tym rόwnież wszystkie elementy w społeczeństwie brytyjskim, ktόre były wrogo nastawione do naszego pobytu w tym kraju, odezwałyby się znowu, i to z jeszcze większą intensywnością niż miało to miejsce zaraz po ogłoszeniu wyniku referendum. Taki obraz Brexitu jest bardzo czarny i trudny do wyobrażenia w tym cywilizowanym kraju, ktόry dotychczas przyjmował nas raczej serdecznie.
I w tej sytuacji do akcji wkroczyło Zjednoczenie Polskie, pisząc do premier Theresy May list, podpisany przez prezesa Tadeusza Stenzla, apelujący o to, aby wszystko co uzgodniono dotąd w sprawie obywateli unijnych w Umowie Wyjściowej, zatwierdzono ustawą jeszcze przed terminem wyjścia. List jest jak najbardziej na czasie nie tylko dlatego, aby przypomnieć władzom brytyjskim o ich obowiązku wobec osόb z Europy, ktόre pracowały i płaciły podatki z myślą, że mogą tu osiąść na stałe, ale rόwnież sygnalizuje osiadłym tu Polakom, że tradycyjna polska instytucja staje w ich obronie.
Zjednoczenie Polskie w Wielkiej Brytanii założone zostało w roku 1946 jako niezależna organizacja parasolowa, ktόra miała reprezentować wszystkie społeczne, świeckie organizacje powojennego uchodźstwa polskiego w Wielkiej Brytanii. Odgrywała zawsze rolę głosu polskiego społeczeństwa w momentach, kiedy nie mόgł go zabrać polski rząd na uchodźstwie, ktόrego czynniki polityczne już w tym kraju nie uznawały. Odgrywał tę rolę rόwnież po odzyskaniu suwerenności.
Dlatego pojawiły się nawet ostatnio pytania, dlaczego Zjednoczenie Polskie wcześniej nie wypowiadało się w sprawie Brexitu? Otóż niedawna zmiana statutu Zjednoczenia ze zwykłej organizacji społecznej na tzw. CIO (charitable incorporated organisation) uniemożliwia wypowiedzi o charakterze politycznym. W tym jednak wypadku Zjednoczenie Polskie ma pełne prawo wystąpić w imieniu polskiego społeczeństwa, w obronie jego praw obywatelskich, zawodowych i kulturalnych, jak rόwnież w obronie niemal 200 tysięcy polskich dzieci, żyjących w tym kraju. Chwała mu za to.