Kilka dni temu dostałem zaproszenie do kontaktu. Już się domyślacie, że oczywiście przez media społecznościowe. Nieznajomy z drugiego krańca świata zapraszał mnie do „polubienia się” w internecie. Nawet nie wiem, czy to kobieta czy mężczyzna. Jedno było pewne – Hindus. Przynajmniej tak funkcjonował w sieci. Ale kto go tam wie.
Niedawno znajomą w autobusie miejskim zaczepił jakiś facet. Był śniady, mówił trochę po angielsku i przedstawił się, że jest z Indii. Czyli kolejny Hindus. Aha, i od razu przeszedł do konkretów, czyli zaproponował aby się zaprzyjaźnić w internecie. Nie w realu, ale wirtualnie. Wtedy, mówiąc kolokwialnie, dostał kosza. Teraz też. Może to był ten sam osobnik? I co sobie pomyślą Hindusi o Polakach? Że jesteśmy tacy niegościnni, nieufni i zamknięci. Ale czy to nasza wina? Kilka lat temu po kraju grasował pewien kaleka. Widywałem go w różnych miejscach, zawsze tam, gdzie można było spotkać tłumy ludzi. Żebrał wykorzystując swoje kalectwo, a rzeczywiście było bardzo poważne. Swoim wyglądem wzbudzał powszechną litość i twierdził, że zbiera pieniądze na lekarza oraz na operację. I jak takiemu kalece nie pomóc?
Szybko okazało się jednak, że był to tylko pionek w całej grupie osób zajmujących się zawodowo żebractwem. To byli Cyganie z Rumunii. Oni też przedstawiali się jako Hindusi, oczywiście prosto z Indii. Czasem nawet ktoś dał się nabrać na to pochodzenie azjatyckie. Ciekawe, że osoby z dalekich Indii wzbudzają większe zaufanie niż nasi europejscy sąsiedzi. Sam zacząłem się zastanawiać nad tym fenomenem i przypomniało mi się, że na moich studiach miałem sporo kolegów z innych krajów. Byli to w większości Arabowie z różnych krajów Bliskiego Wschodu. Bogaci i biedni, fanatycy i normalni. Ja oczywiście wiedziałem o ich prawdziwym pochodzeniu. Ale obcym przedstawiali się jako …Hindusi. Każdy z nich wyglądał jak prawdziwy mahometanin ze szlagieru Ludwika Szmaragda autora tekstów piosenek z przedwojennej Warszawy: „Ma osiem osłów, cztery żony i wielbłąda, Aj aj aj jaj Abdul Bej, zna Koran, a więc cudzej żony nie pożąda”. Z tym „nie pożądaniem” oraz z przestrzeganiem innych reguł Koranu bywało w praktyce różnie, natomiast z pochodzeniem – zawsze tak samo. Czyli: „Cześć jestem z Indii, a Ty?” Pytałem kolegów, po co ten cyrk z fałszywą tożsamością. Odpowiadali, że ludzie bardziej lubią Hindusów niż Arabów. I wcale się nie dziwię, bo po odkryciu takiego kłamstwa zawsze człowiek tracił co najmniej 50% zapasów życzliwości do klienta.
I właściwie nic się nie zmieniło od wieków. A nawet dokładniej, nic się nie zmieniło już od czasów Krzysztofa Kolumba. Bo ten, kiedy dopłynął do Ameryki, w pierwszych słowach zapytał: „What the hell, where am I?”(Gdzie ja jestem, do licha?). Indianie (których dopiero odkrył) odpowiedzieli mu uprzejmie i zgodnie z prawdą: „You’re in Indiana”, ale że Kolumb był już mocno schorowany i zmęczony niewygodami długotrwałej podróży na drugą półkulę, usłyszał „You’re in India” i tak już zostało. Święcie przekonany o odkryciu, po powrocie do Europy Kolumb obwieścił królowej (i dziennikarzom), że odkrył Indie a nie Amerykę. I tak został celebrytą a Indianie z Ameryki – pierwszymi fałszywymi Hindusami.
Można więc powiedzieć, że do dziś zostało tak samo, bo zawsze się znajdzie ktoś, kto podszywa się pod Hindusów. Wydaje mi się, że z tego powodu Hindusi stali się najliczniejszym społeczeństwem na świecie, i jest pewnie ich kilkaset razy więcej niż Chińczyków. A oszustwo „na Hindusa” stało się jednym z najpopularniejszych w obecnych czasach. Ale zaraz potem w rankingach znajdziemy obywateli z USA, którzy polują w internecie na łatwowierne ofiary podając się za „weteranów wojny w Afganistanie”, bardzo popularne są nigeryjskie oszustwa przy wyłudzaniu pieniędzy, rosyjskie podrywy na portalach randkowych i wiele, wiele innych. Jeśli ktoś myśli, że oszukują tylko przedstawiciele niektórych narodowości, bardzo się myli. Nieuczciwych nie brakuje w żadnym kraju. Tak samo zresztą jak naiwnych.