27 października 1967 roku brytyjski parlament uznał, że kobiety mają prawo do zabijania swoich nienarodzonych dzieci. Dzisiaj mogą to zrobić do 24 tygodnia życia dziecka, ale i później, w ramach tak zwanych „uzasadnionych” przypadków. Mają do wyboru jeden z 40 ośrodków na terenie Anglii, Walii i Szkocji. Dalszych roszczeń jednak nie brakuje. Za mało mamy aborcji w naszym prawie do aborcji, utyskuje Wendy Savage, członek grupy Doctors for Women’s Choice on Abortion. – Chcemy, aby była traktowana tak samo, jak każda inna medyczna procedura. Aby ją przeprowadzić, kobiety nie powinny potrzebować opinii dwóch lekarzy, same mogą decydować o swoim ciele – pisała przed rokiem w Guardianie. W 2016 roku, na terenie Anglii i Walii, lekarze zabili 185 tysięcy 596 dzieci (za: lifecharity.org.uk). Równolegle środowiska lewicowe chcą ukrócenia możliwości prowadzenia działań pro-life. Aby zmusić kobietę do skorzystania z prawa do zabijania i odebrać szansę wyboru. Aby nie doszło do spotkania człowieka z człowiekiem.
Na początku kwietnia tego roku, radni dzielnicy Ealing w zachodnim Londynie zagłosowali za utworzeniem specjalnej strefy buforowej przed ośrodkiem aborcyjnym Marie Stopes. Głosowanie było efektem skarg na działania prowadzone przez The Good Counsel Network (GCN), katolicką organizację, pomagającą kobietom, które rozważają dokonanie aborcji. Celem tej pomocy jest podjęcie decyzji o narodzeniu dziecka. W grę wchodzi nie tylko rozmowa i uświadomienie, czym w istocie jest aborcja, lecz również wsparcie finansowe, mieszkaniowe i prawne. Utworzenia strefy (tzw. Public Space Protection Order) domagał się zarząd organizacji Marie Stopes, twierdząc że ich klientki są nękane i zastraszane. Policja nie zatrzymała nikogo w oparciu o takie zarzuty, natomiast GCN i przedstawiciele innych organizacji wskazują na fakt zignorowania głosu kobiet, które zdecydowały się zrezygnować z aborcji i urodzić dziecko dzięki temu, że spotkały na Matock Lane kogoś, kto faktycznie zechciał im pomóc. Teraz, w odległości dokładnie 100 metrów od ośrodka, nie spotkają nikogo, kto mógłby wpłynąć na zmianę ich decyzji. Kto przedstawiłby alternatywę. Nie tylko próba nawiązania kontaktu z kobietą narażoną na aborcję jest w tym miejscu nielegalna. Łamaniem prawa jest prowadzenie przy Matock Lane zorganizowanej modlitwy. Ealing to pierwsza w Londynie dzielnica, która wprowadziła taki zakaz. Rozważają go dwie kolejne. A także Leeds, Birmingham, Manchester i Portsmouth.
W lipcu, Wysoki Trybunał Anglii i Walii poparł decyzję radnych Ealingu, stwierdzając, że jest ona „niezbędnym krokiem w demokratycznym społeczeństwie”. Zdaniem sędziego Turnera „istniały znaczące dowody tego, że znaczna liczba użytkowników kliniki miała racjonalne poczucie, że ich prywatność jest bardzo poważnie naruszana”.
Batalię z radnymi Ealingu nadal toczy Alina Dulgheriu, matka sześcioletniej dziewczynki. Jej życie ocaliło spotkanie przed ośrodkiem Marie Stopes modlących się ludzi. Alina otrzymała pomoc, przedstawiono jej inną alternatywę, wygrała życie.
– Są opinie, że nie powinniśmy tu być, ponieważ kobiety dokonały już wyboru. Myślę, że wszystkie go dokonałyśmy, w momencie kiedy weszłyśmy do kliniki. Zdecydowałam się na aborcję, ponieważ nie miałam innego rozwiązania, ale kiedy wchodziłam, spotkałam kobietę mówiącą: możemy ci pomóc. Wtedy dopiero poczułam, że mam wybór. Że mogę wybrać, tak lub nie. Wybrałam więc rezygnację z aborcji, ponieważ okazało się, że mam inną opcję. Przedstawiła mi ją ta kobieta. Kiedy zdecydowałam się pójść do Marie Stopes, weszłam na ich stronę, gdzie było napisane, że udzielają porad i pomagają podjąć właściwą decyzję. Zadzwoniłam więc do nich i zapytałam: ‘czy mogę prosić o pomoc’? Odpowiedzieli, że ‘jedyne, co możemy ci zaoferować, to aborcja, nic więcej’. Chodzę na czuwania, modlę się i wręczam kobietom ulotki. Żadnego nękania, tylko troje ludzi trzymających różańce i moja, bawiąca się obok, córka. Na ulotkach nie ma niczego szokującego. Kiedy zobaczyła zdjęcie dzidziusia w brzuchu powiedziała do mnie ‘mamusiu popatrz, dzidziuś’. Potem przyklęknęła i go ucałowała – opisuje swoją historię Alina (za: Be Here for Me). Zdecydowała się odwołać od wyroku Wysokiego Trybunału i zaskarżyć decyzję Ealing Council. Trwa zbiórka pieniędzy na prawną obsługę procesu, z wyliczonej kwoty 50 tysięcy funtów zebrano już prawie całość, brakuje kilku tysięcy. Alina działa wspólnie z matkami, których dzieci ocaliła pomoc organizacji pro-life. Nadzieją na uszanowanie swobody publicznych wystąpień napawa niedawna decyzja Ministra Spraw Wewnętrznych Sajida Javida, który nie uległ presji aborcyjnego lobby i odmówił obligatoryjnego wprowadzenia stref buforowych wokół ośrodków zabijania dzieci na terenie całej Wielkiej Brytanii. Home Office przypomniał, że istnieje szeroka gama środków, którymi dysponują zarówno samorządy, jak i policja, aby piętnować zachowania godzące w kobiety, natomiast jakiekolwiek rozporządzenie na poziomie krajowym byłoby zachwianiem proporcji.
The Good Counsel Network zaprzecza zarzutom o nękanie i przywołuje liczbę ponad tysiąca kobiet, którym udzielono pomocy w minionych sześciu latach, a które spotkano przed ośrodkami aborcji. Organizacja podkreśla, że rada Ealingu całkowicie zignorowała świadectwa kobiet, uratowanych przed aborcją, czasem pierwszą, czasem już kolejną, za to ostatnią. Radna z partii pracy na Ealingu, Rupa Haq stwierdziła, że strefa buforowa nie służy powstrzymaniu „protestów”, lecz przeniesieniu ich w inną przestrzeń, np. na Parliament Square. Rupa Haq nie rozumie więc, iż nie chodzi o „protest”, lecz o ratowanie życia i prawo do demokratycznej, innej alternatywy. W brytyjskich miastach odbywają się demonstracje przeciw pomysłowi stref buforowych, niekiedy głos zabierają również zwolennicy zabijania nienarodzonych, którzy jednak nie chcą relegowania z przestrzeni publicznej pluralizmu opinii i prostego dostępu do różnych rozwiązań jednej sprawy. Do listopada trwa wieloletnia już kampania 40 Days for Life, jej uczestnicy również bronią możliwości prowadzenia akcji antyaborcyjnych swobodnie i bez przeszkód. John Deighan, szef szkockiego oddziału najstarszej w Wielkiej Brytanii organizacji pro-lice: Society for the Protection of Unborn zauważa, że tworzenie stref buforowych to działanie „wbrew zasadom, które są nam drogie w naszej demokracji” i przypomina, że dla przykładu związki zawodowe dysponują całkowitą swobodą prowadzenia protestów gdziekolwiek zapragną. W różnej formie, również wręczania ulotek i zaczepiania takich czy innych ludzi w celu przemówienia im do rozumu. Dlaczego w rzekomo demokratycznym państwie ta sama zasada nie dotyczy działaczy pro-life?
The Good Counsel Network organizuje codzienne czuwania pod trzema ośrodkami aborcyjnymi w Londynie: na West Endzie przy 108 Whitfield Street; na Twickenham, przy 15 Rosslyn Rd i na Ealingu, w odległości 100 metrów od numeru 87 przy Mattock Lane. W marcu tego roku, jeszcze pod tym adresem spotkali się członkowie i przyjaciele oddziału Instytutu Polskiej Akcji Katolickiej przy parafii Andrzeja Boboli w Londynie. Ich czuwanie było jednym z ostatnich, jakie odbyło się w tym miejscu. Chwilę wcześniej modlitwę zakończyło kilkoro Brytyjczyków. Starsi wiekiem. Jedna z pań bardzo się na widok polskiej grupy ucieszyła, bo taka młoda i taka liczna. Edyta przyniosła składane krzesło, na którym ustawiła obraz z Maryją. Przed nim położyła figurynkę maleńkiego dziecka. Krążący nieopodal, obrońcy praw człowieka do zabijania, natychmiast przystąpili do kontrataku: osaczyć i załatwić ich hałasem, rozproszyć skupienie, wyśmiać i zniechęcić. Zbliżyli się na odległość ledwie kilku metrów, kilkanaście głośno rozmawiających, sztucznie rozbawionych osób. Niektórzy z modlących się zamykają oczy, trwając w modlitwie. I oto różaniec stopniowo pokonuje hałas, cisza przełamuje chichot. Znudzeni brakiem reakcji na prowokację rozchodzą się. Jadący ulicą samochód zwalnia, jakaś kobieta krzyczy, żeby się stąd zabierać, bo aborcja jest legalna.
Elżbieta Sobolewska-Farbotko