Był taki czas, gdy rzymski Dom Polski stawał się uniwersytetem. Odbywały się wykłady, seminaria, dyskusje. Zawiązywała się wspólnota, w której nawet podczas śniadania można się było czegoś o sobie i kraju swoich korzeni nauczyć. Mowa o Uniwersytecie Letnim Kultury Polskiej (ULKP), który przez 20 lat (1987 – 2007) działał we Włoszech przez kilka wakacyjnych tygodni, gromadząc łącznie ponad 1200 studentów. Ukazała się pierwsza pozycja wydawnicza, poświęcona tej inicjatywie.
Praca dra Dawida Lipskiego ma charakter pionierski i czysto faktograficzny. Opiera się na prezentacji archiwaliów ULKP i Polskiego Instytutu Kultury Chrześcijańskiej. Dr Lipski „oddaje głos materiałom źródłowym, wyrażając nadzieję, że takie ich opracowanie będzie stanowiło przyczynek do kolejnych badań i publikacji”.
Zaczyna od omówienia działalności Fundacji Jana Pawła II i Domu Polskiego – ośrodków, dzięki którym uniwersytet rokrocznie budził się do życia. Dekretem z 1981 roku papież ustanowił religijną Fundację, która jest „przede wszystkim narzędziem ewangelizacji w szerokim tego słowa znaczeniu” – mówił papież w 1995 roku, w przemówieniu skierowanym do jej przyjaciół. Służyć wierzącym Polakom w kraju i na obczyźnie „przez zachowanie i upowszechnianie dziedzictwa JPII oraz szerszej – kultury chrześcijańskiej”, oto cel.
Dom Polski, w którym zatrzymywali się studenci, został pomyślany jako miejsce „skrzyżowania różnych kultur i narodów”. Ta maksyma bliska była również ideom letniego uniwersytetu, w którym począwszy już od roku 1989 wykłady odbywały się w dwóch językach: polskim i angielskim. Uczestnicy przeważnie reprezentowali polskie korzenie, lecz obrosłe krajem, z którego przyjeżdżali. Krzyżowały się więc doświadczenia i opinie, kształtowane w różnych kulturach, ale w oparciu o tę polską, najbliższą organizatorom projektu. Był on dzieckiem Uniwersytetu Polonii Świata, który funkcjonował zaledwie przez trzy lata (1983-85) jako kurs polskości dla młodzieżowych liderów polonijnych. Wystarczyło zmodyfikować pomysł i zaangażować właściwych ludzi do jego realizacji, by okazało się, że jest potencjał, w który warto inwestować. Przede wszystkim poszerzono grupę docelową, stawiając tylko dolną granicę wieku 17-18 lat. W materiałach Fundacji JPII czytamy, że „odkrywanie wartości kultury polskiej na tle kultur innych krajów często skłania młodych Polaków do poszukiwania korzeni polskości i pomaga odnaleźć własną tożsamość narodową”.
Właściwym człowiekiem do realizacji misji Uniwersytetu Letniego Kultury Polskiej, odpowiedzialnym za program zajęć i sprawy organizacyjne, okazał się ksiądz Stefan Wylężek, którego Polacy w Wielkiej Brytanii znają jako obecnego szefa Polskiej Misji Katolickiej w Anglii i Walii. Kiedy przybył w 1986 roku do Rzymu, został poproszony przez Radę Fundacji JPII o podjęcie próby odtworzenia letniego kursu dla Polonii. Jakie były jego priorytety? „Miałem zawsze na uwadze zachowanie wysokiego poziomu naukowości, czemu służyło zapraszanie znawców w swoich dziedzinach”. Drugim filarem, na którym opierał program było nauczanie Jana Pawła II oraz zetknięcie uczestników z działalnością Fundacji. Filar trzeci stanowiło duszpasterstwo. Wycieczki, niezbywalny element trzech tygodni ULKP, zawsze kończyły się w Asyżu, nabożeństwem we Franciszkowej Porcjunkuli. Było to, jak charakteryzuje ksiądz Stefan: „dopełnienie całego wymiaru duchowego tego uniwersytetu. Wszystkie wcześniejsze wydarzenia miały być przygotowaniem – dojrzewaniem – do tego miejsca”. W rozmowie z Alicją Zawadzką, uczestniczką ULKP, ksiądz Wylężek zwięźle opisuje zakres tematyczny zajęć: „stworzyliśmy pięć przedmiotów zasadniczych: literatura, historia, teatr, film, społeczeństwo i państwo po II wojnie. Później dołączaliśmy cykle: nauczanie JPII, sprawy Kościoła na emigracji i problematykę emigracyjną”.
W Sprawozdaniu z realizacji przedsięwzięcia w 1987 roku czytamy, że „trzytygodniowe spotkanie w Rzymie mieszkających poza Krajem Rodaków, wykłady, dyskusje, audiencja u Ojca świętego, wycieczki, jak i sam pobyt i atmosfera religijna Domu Polskiego Jana Pawła II były dla wszystkich uczestników wielkim przeżyciem. Wszyscy podkreślali potrzebę corocznego organizowania Uniwersytetu Kultury Polskiej, który mógłby się stać stałą datą w spotkaniach Polonii”. Do ustalenia pozostaje również – jak zaznaczył ksiądz Wylężek – opłata za uczestnictwo: czy pozostawić ją na tym samym poziomie 500 dolarów, czy też podnieść.
Dwudziestoletnią działalność uniwersytetu z pewnością szkicują kilogramy dokumentów, których analiza pozwala wyodrębnić charakterystyczne rysy tej idei, pojęcia-klucze. Wśród nich: wspólnota. Takie jej organizowanie, by aspekt naukowy współgrał z budową relacji między ludźmi, na tyle trwałej, aby przetrwała powrót do domu i rodzimych środowisk, nieraz kompletnie z Polską niezwiązanych. Wykłady, spędzanie wspólnego czasu, rozmowy, wycieczki – całokształt aktywności pozwalał mieć nadzieje, co do sprężystości siły, powstałych w Rzymie, relacji.
Jak mówił święty Jan Paweł II: „trzeba inwestować w człowieka, choć nigdy nie wiadomo, jakie przyniesie to korzyści”. Sprawozdawczą naturę pracy dra Lipskiego przełamuje kapitalny artykuł Mieczysława Paszkiewicza, jednego z wykładowców ULKP, zamieszczony pierwotnie w „Kronikach Rzymskich”, a przedrukowany przez nieodżałowaną, śp. „Gazetę Niedzielną”. Paszkiewicz pisał w nim m.in. o roli uniwersytetu, jako źródła umocnienia więzi między Polakami, przyjaźni i „utrwalania wiary we wspólnotę, jedność narodu”.
„Jednym z uroków rzymskich spotkań w Domu Jana Pawła II jest (…) unia różnych pokoleń i fal emigracyjnych. Przy jednym często stole siedzą – dzieląc posiłki i konwersację – urodzeni w Kanadzie czy Szwajcarii młodzi Polacy, mający okazję rozmawiać z weteranami Armii Krajowej z Londynu czy ‘dziećmi wojny’, dziś w emerytalnym wieku, których zawierucha rzuciła do Nowej Zelandii, Australii czy Południowej Afryki” – pisał o tym przedsięwzięciu dla amerykańskiej prasy Wojciech A. Wierzewski, uczestnik i wykładowca.
Kolejne pojęcie-klucz: tożsamość. Polacy mieszkający, a często już urodzeni poza krajem: „poprzez wykłady i seminaria chcą zbliżyć się do Polski i lepiej ją poznać” (za: JPII, spotkanie z przyjaciółmi Fundacji Jana Pawła II, Watykan 1995). Tożsamość polska, z jednej strony i chrześcijańska, z drugiej. Pogłębianiu tej właśnie również służył Letni Uniwersytet. Tak widzi jego działalność prof. dr Ryszard Chmielowiec, uczestnik ULKP w 1996 r., przywołany na kartach opracowania przez dra Lipskiego: „Uniwersytet miał za główne zadanie przekazywanie chrześcijańskiego dziedzictwa kultury polskiej Polakom urodzonym poza granicami kraju” – zauważa prof. Chmielowiec. Przywołuje w tym kontekście znamienne słowa papieża, wypowiedziane podczas spotkania z Polakami w Moguncji, w 1980 roku.: „Właśnie oparcie o tradycję, kulturę, która, tak jak polska kultura; przesiąknięta jest wartościami religijnymi, sprawi, że ‘egoistyczna cywilizacja i egoistyczna technologia pracy nie będą mogły zredukować człowieka do roli narzędzia produkcji’; albo też narzędzia konsumpcji. O wartości człowieka ostatecznie decyduje to, kim jest, a nie to, ile ma. I jeżeli człowiek zatraci swoją godność, wiarę, świadomość narodową tylko dlatego, by więcej mieć, to postawa taka musi ostatecznie prowadzić do pogardy dla samego siebie”.
Z pojęciem zdobywania, budowania i pogłębiania chrześcijańskiej tożsamości Polaków związane jest miasto, w którym Uniwersytet Letni się odbywał. Zdaje się, że pomysł ten swój sukces i oddziaływanie zawdzięcza w dużej mierze miejscu, w którym go realizowano. Jak przemawiał śp. ks. bp. Szczepan Wesoły: „(…) Ludzie do Rzymu często przyjeżdżali. Rzym w przeszłości nigdy nie był …świętym miastem. Mówimy o Rzymie, że to jest Wieczne Miasto, a nie – święte miasto. Ale jednak ci, którzy tu przyjeżdżali, tutaj się spotykali i zostali tutaj umocnieni w wierze. Całe dzieje naszej ojczyzny, Polski, są związane z tymi dziejami”. I wyliczył biskup Wesoły Świętego Wojciecha, który stąd poszedł do Pragi, a potem na Pomorze. Świętego Jana Kantego, który stąd przywiózł do Polski dominikanów. Świętego Stanisława Kostkę, który tam wstąpił do zakonu. I wreszcie świętego Ojca Maksymiliana Kolbe, który w Rzymie rozpoczął swoją działalność.
– „A więc z Rzymu szła nie tylko siła wiary, ale wyszła również cała ta wielka litania nazwisk ludzi, którzy tutaj wzbogaceni zostali swoją kulturą i którzy tą kulturą ubogaceni przywozili ją do naszej ojczyzny. Dlatego tutaj się spotykamy, prosząc, żeby Pan Bóg w tym spotkaniu nam pobłogosławił, żebyśmy właściwie mogli odczytać to, czym są istotne wartości kultury chrześcijańskiej” – mówił bp Szczepan Wesoły w przemówieniu powitalnym na rozpoczęcie ULKP.
A tożsamość polska? Różne jej odcienie wyodrębniał mikroskop Letniego Uniwersytetu, bo niejednorodni byli jego uczestnicy. Ks. Wylężek, w rozmowie z Alicją charakteryzuje: „starsze pokolenie odnawia w sobie to, co było bliskie, odkrywa wartości, często wcześniej nienazwane”. Dla tych, którzy urodzili się na emigracji jest to poszukiwanie swoich korzeni. „Ostatnie pokolenie emigracyjne ma kulturę języka i historii nabytą w Polsce. Pobyt tutaj jest odnalezieniem się”. Wielu, kiedy przekroczy granicę obcego, wyidealizowanego kraju, wpada w pułapkę kompleksu niższości, ulegając pozorowi kolorowej okładki. Odcinają się od spraw polskich, jak mówi ks. Stefan: „pozostaje tylko i wyłącznie chęć wtopienia się w kulturę środowiska amerykańskiego, angielskiego, francuskiego. Jednak w pewnym momencie dochodzą do wniosku, że nie sposób wyrzucić z siebie swojej przeszłości. Uniwersytet jest im pomocny. Jest to odkrycie Polski – skarbu kultury światowej i świadomości, że nie mamy czego się wstydzić, ale możemy się nią dzielić z innymi narodami. Oczywiście pod warunkiem, iż zna się własne dziedzictwo”.
Aby je poznać, trzeba się nim interesować, gdzieś na drodze wzrastania wzbudzić pragnienie poznania Polski. Bo można być Polakiem, w połowie, lub w całości, nie będąc nim jednak wcale. Jak Krzysztof, urodzony w Londynie bohater rozmowy-migawki, w jednym z ostatnich wydań „Tygodnia”: „Byłem tam [w Polsce – red.] wielokrotnie na wakacjach, ale nie czuję potrzeby pozostania tam na stałe. Nigdy nie mieszkałem w Polsce, dlatego nie czuję połączenia z tym krajem”. Niby nic, a smuci.
Elżbieta Sobolewska-Farbotko