Wspaniały park otaczający rezydencję Berrington był ostatnim i jednym z najznakomitszych przedsięwzięć słynnego twórcy krajobrazów Lancelota „Capability” Brown (1716-1783). Zdumiewające jest to, że kreował widoki, które dopiero miały się stać. Dziś, ponad 200 lat po zapoczątkowanym projekcie widzimy to, co on w swojej wyobrażni ukształtował dużo wcześniej. Wyjątkowość Berrington polega na tym, że park pozostawiono takim, jakim go wymyślił Brown, bez modyfikacji. Wielkie sztuczne jezioro z usypaną wyspą na środku wygląda tak naturalnie, jakby od zawsze było częścią tego bardzo angielskiego krajobrazu. Wspaniałe, rozłożyste, stare drzewa dopiero teraz pokazują wizję tego ogrodnika artysty, twórcy przyszłości.
Szklany podatek
Berrington to tęsknota za wiejską idyllą, dwór nowej arystokracji, która na swoje tytuły zapracowała, a nie zdobyła w krwawych bitwach. Rezydencję zbudował Thomas Harley, członek Parlamentu, biznesmen i prezydent Londynu. Budowa trwała od 1778 do 1781. Neoklasycystyczny budynek wygląda surowo i monumentalnie, ukrywa on jednak bardzo delikatne, „kobiece” wnętrza. Wielkie pokoje są pełne światła i lekkich ozdób. Nic tam nie zdaje się nas przytłaczać ciężkim zbytkiem. Jak wspaniałe obrazy możemy podziwiać widoki na Walię i Black Moutains. Dwór znajduje się 4,8 km od Leominster w hrabstwie Herefordshire. Pierwszy właściciel był zapalonym ogrodnikiem. Był to okres, w którym ścigano się w uprawie egzotycznych roślin przywożonych z kolonii. Powstawały piękne szklarnie, które kosztowały krocie. To nimi pysznili się właściciele dworów. Rząd postanowił skorzystać na tych trendach i ustanowił „podatek od szkła”(1746). Tylko najbogatsi mogli sobie pozwolić na wielkie okna, mnóstwo kielichów i szklanych ozdób, oraz cieplarnie w ogrodzie. Te ostatnie wymagały również ogrzewania. W rachunkach Berrington są zapisy dotyczące szklarni: cztery tony węgla miesięcznie (prócz lata) przeznaczano na docieplanie delikatnych roślin. Ogrodnik, który zajmował się ich uprawą był wysoko opłacanym specjalistą. Niestety piękne szklarnie Berrington nie przetrwały, ale zapoczątkowano projekty ich odbudowy. Dwory ścigały się w jak największych i najsmaczniejszych owocach egzotycznych, które podawano na prestiżowych przyjęciach. Jadalnia w nowo wybudowanym dworze była jednym z najbardziej imponujących pokoi. Wielkie okna wpuszczały światło, by odbijało się ono w lustrach i wykwintnej zastawie na stole. W czasie kolacji trzeba było uważać podczas wycierania ust po bardziej soczystych daniach. Za serwetę służył bowiem każdemu biesiadnikowi… obrus sięgający podłogi.
Tajemnice buduaru
Państwo Harley zaadoptowali nowoczesny zwyczaj sadzania do stołu. Zamiast podziału na część męską i żeńską, panie i panowie siadali naprzemiennie. Dzięki temu damy były obsługiwane przez swoich uprzejmych sąsiadów. Przyjęcia, które pewnie dziś nazwalibyśmy „obiadokolacjami” często rozpoczynano już od południa. Stoły ozdabiano ciastkowo-cukrowymi figurami, pejzażami i oczywiście egzotycznymi owocami z dworskich szklarni. Wszystkie dania były aranżowane na stole pod względem koloru i kształtu. Nie były jednak ustawione egalitarnie. Najlepsze kąski stawiano oczywiście u szczytu stołu. Te posiłki mogły trwać do pięciu godzin i kończyły się wyjściem pań do buduaru, panowie zaś pili dalej przy stole oraz rozmawiali o interesach i polityce. W naszej wyobraźni historycznej te osobne posiedzenia dam i dżentelmenów jawią się jako elegancka przerwa na rozmowy bardziej zajmujące dla każdej z płci. W rzeczywistości „załatwiano” dosłownie najbardziej pilne potrzeby. Trzeba bowiem pamiętać, że nawet w wykwintnych domach nie było jeszcze toalet. W buduarze pojawiały się pokojówki z nocnikami swoich pań. Damy w swych długich sukniach stawały nad nimi i załatwiały to co konieczne w mniej lub bardziej dyskretny sposób. Musimy bowiem pamiętać, że aż do XVIII wieku panie nie nosiły majtek, uważano je bowiem za niehigieniczne. Podobnie działo się w pokoju panów. Zawartość nocników z moczem odnoszono do…pralni. Uryna bowiem wybiela tkaniny oraz ma właściwości dezynfekujące- była znakomitym środkiem na pchły! Inne produkty przemiany materii znakomitych gości odnoszono do kuchennych ogrodów, gdzie nawoziły grządki. W Berrington możemy obejrzeć wykwintny, damski nocnik o specyficznym kształcie używany w czasie przyjęć.
Klątwa czerni
Łazienki na dworze zainstalowała żona VII Barona Rodney: Corisanda. Odmówiła przeniesienia się na dwór małżonka dopóki ten nie wybudował osobnej wieży, gdzie można było udać się za potrzebą oraz wykąpać. Choć baron zrealizował to przedsięwzięcie by zwabić żonę, nie obchodził się ani z nią, ani z posiadłością dobrze. Był on nałogowym graczem. Sprzedał piękne rodzinne portrety oraz wspaniały, stary księgozbiór, a w bibliotece urządził salę bilardową. Zdradzał też żonę bez skrupułów. Corisanda wystąpiła o rozwód oskarżając go o okrutne traktowanie, co musiało być prawdą, gdyż w czasach gdy było to prawie niemożliwe dla kobiet, rozwiązanie małżeństwa uzyskała. Baron Rodney zaś ożenił się z guwernantką i bardzo szybko umarł, miał 52 lata. W roku 1901 Berrington zostało sprzedane „królowi bawełny” Frederickowi Cawley. Dorobił się on na technice barwienia materiałów na głęboki, czarny kolor. Było to w okresie gdy królowa Wiktoria nosiła wieloletnią żałobę po zmarłym mężu, w czerń więc ubierał się cały dwór, a potem wszelkie elegantki. I choć żałobny kolor przyniósł fortunę rodzinie Cawley to niestety zaciążył też klątwą nad ich losami. Ich trzech synów zginęło w czasie pierwszej wojny światowej, a ukochany wnuk w drugiej. Wielkie dwory, takie jak Berrington zaczęły podupadać już w XIX wieku. Coraz trudniej było znaleźć pracowników do pańskich komnat: po Pierwszej Wojnie stało się to prawie niemożliwe. Wysokie podatki nałożone przez rząd Labour po Drugiej Wojnie ostatecznie dobiły te monumentalne siedliska. Berrington został przekazany National Trust w roku 1957. Nie do końca jednak rodzina wyprowadziła się z dworu. Na terenie olbrzymiego parku, teraz w pełni swojego dojrzałego piękna, pasą się stada owiec. Należą one do IV-go Lorda Cawley. I on i jego owce są lokatorami Berrington za pozwoleniem prawnych właścicieli. Przechadzka po wielkim parku (4 tysiące akrów) to ukoronowanie wizyty w tym miejscu. Zrealizowana w pełni wizja „Capability” Brown zachwyca swoją malarską poezją i jednocześnie zdumiewa zamysłem, który zapoczątkowany ponad 200 lat temu, dopiero dziś stał się rzeczywistością.
Tekst i zdjęcia: Anna Sanders