Pewna anglojęzyczna obywatelka zachodniego świata przyjechała niedawno do Polski na kilkumiesięczny staż. Jest to jej pierwsza wizyta na kontynencie. Nie piszę: w Europie, bo niektórzy Brytyjczycy mogą zakwestionować to pojęcie. Przecież to MY jesteśmy od wieków w Europie, a to co leży po drugiej stronie kanału to tylko dodatek do nas – twierdzą.
Z tego punktu widzenia ja-uważający się za mieszkańca Europy środkowej – jestem jakimś dalekowschodnim Azjatą. Zaraz jak tylko skończę pisanie tego felietonu, spojrzę sobie uważnie w twarz, może dostrzegę tam jakieś skośne oczy i nie do końca białą skórę…
To później, na razie wróćmy do naszej sympatycznej Kristiny, która od niedawna poznaje Polskę.
Jak się tu czujesz, co cię najbardziej zaskoczyło? – pytam dziewczynę.
Po pewnym wahaniu odpowiada:
– Najbardziej zaskoczyli mnie sąsiedzi. Oni codziennie rano budzą mnie stukaniem do okna.
– ?!
Kristina zamieszkała na trzy miesiące u polskiej rodziny. Gospodarz tłumaczy:
– Codziennie budzą ją ptaki. Niektóre są tak śmiałe, że w poszukiwaniu pożywienia obstukują nasz stary dom, w różnych miejscach szukają robaczków, pająków itp. no i czasem tak się rozpędzą, że stukną w szybę. No i tak budzą naszego gościa – wyjaśnił.
– Czasem trafi się nawet dzięcioł. Ot, po prostu mamy przyrodę tuż za domem.
Kristina przytaknęła gospodarzowi i opowiedziała też o innych spotkaniach ze zwierzętami: w zeszłym tygodniu do ogrodu przyszła dzika sarna, bo wiedziała, że znajdzie tam jakieś warzywne przysmaki. Był też lis, ale to częsty gość w okolicy. Zresztą lisy Kristina zna bardzo dobrze, przecież stanowią jedną z najliczniejszych, zaraz po Anglikach i Polakach, mieszkańców Londynu. Ale nie spodziewała się, że w Polsce jest tak dużo dzikich zwierząt i że przyroda jest tutaj w ogóle taka ładna.
Aha, jeszcze jedno ją przyjemnie zaskoczyło. Nie musi się martwić, że ktoś jej zabroni spacerów po okolicy. Jest tutaj wiele lasów i łąk i nigdzie nie ma tablic, że to teren prywatny i zakaz wstępu. To miłe.
Co jeszcze ją zaskoczyło? Nad pobliskim jeziorem rosło trochę drzew. Na niektórych z nich wisiały budki dla ptaków.
– O, to świetnie, Polacy dbają o zwierzęta. Ojej, ale część drzew została ścięta przez…bobry. Teraz ptaki nie będą miały gdzie mieszkać, bo ich domki lęgowe zostały zniszczone – martwi się Kristina i pyta nas, co z tym zrobimy.
– Jak to co zrobimy?!
– Przecież bobry są szkodnikami, bo zniszczyły ptasie enklawy!
Tłumaczymy z gospodarzem, że to wszystko stało się przy okazji i niechcący, bobry też są pod ochroną i też muszą sobie czasem coś przegryźć na śniadanie. Kristina ma poważny dylemat, co jest ważniejsze.
– Ależ ta Polska jest dziwna, skomplikowana…
O tak, życie u nas bywa zaskakujące. Ciekawe, co jeszcze Kristina opowie o Polsce i Polakach po powrocie do swojego kraju za kilka miesięcy? Czy ten pobyt u nas zmieni jej sposób myślenia o „Azjatach” znad Wisły? Czy raczej zacznie inaczej myśleć o swoich rodakach? Różnica między Polską a Wielką Brytanią jest naprawdę niewielka: u nas dzikie zwierzęta są dzikie, robią co chcą i dlatego można je spotkać w ogrodach i zobaczyć na łąkach oraz w lasach.
Bobry ścinają drzewa znajdujące się pod ochroną i nie można ich za to ukarać. W miastach można spotkać wieczorami spacerujące sarny, czasem nawet jelenie, a na plażach wylegują się dziki. Mimo to wszystkie te zwierzęta są dzikie. Na Wyspach Brytyjskich dzikie zwierzęta też są dzikie i dlatego można je spotkać w prywatnych domach, gdzie są hodowane ku uciesze ich właścicieli. Wielka Brytania przypomina pod tym względem prywatny ogród zoologiczny, w którym tysiące obywateli hoduje egzotyczne zwierzęta we własnych domach: lwy, krokodyle, lamparty, węże dusiciele, małpy i jadowite pająki. Jakie z tego mogą być korzyści? Ano czasami możemy się czegoś nauczyć od zwierząt. Jak w tym dowcipie o pewnych małpach z Afryki: Rodzina pawianów zaczyna obiad. W pewnej chwili matka zwraca się do synka:
– Jedz kulturalnie tego banana nożem i widelcem, a nie tak jak ludzie – łapami…
Andrzej Kisiel