Pomimo ogólnej tendencji spadkowej liczba deportowanych z Wielkiej Brytanii Polaków rośnie i obecnie mogą oni stanowić nawet połowę wszystkich przypadków – mówi Piotrowi Gulbickiemu Sylwia Wawrzyńczak-Szymczyk, właścicielka londyńskiej kancelarii prawniczej IMMIGRA LEX Legal Consortium.
Decyzja o opuszczeniu przez Brytyjczyków Unii Europejskiej wpłynęła na zaostrzenie wyroków w sprawach deportacji?
– Nie, a co więcej, ich liczba nawet zmalała. Natomiast uzasadnienia decyzji Ministerstwa Spraw Wewnętrznych wydłużyły się dwukrotnie, nawet do ponad stu podpunktów.
Odnośnie obywateli państw Wspólnoty?
– Nie tylko. Trzeba pamiętać, że osoby nieposiadające obywatelstwa kraju będącego członkiem Unii można usunąć znacznie łatwiej, w ramach działań prewencyjnych. Dotyczą ich także zapisy o automatycznej deportacji, a prawo odwoływania się od decyzji najczęściej przysługuje dopiero po opuszczeniu Wielkiej Brytanii.
Kto podlega procedurze wydalenia?
– W świetle obecnego prawa akcja deportacyjna nie jest już uzależniona od popełnienia konkretnego przestępstwa czy otrzymania wyroku sądowego. Każdy, kto według Home Office może stanowić zagrożenie dla społeczeństwa bądź w jakikolwiek sposób sprzeniewierzył się interesowi społecznemu (a jest to pojęcie bardzo pojemne, obejmujące zarówno jazdę bez ważnego ubezpieczenia, jak i awanturowanie się w miejscu publicznym), może się spodziewać ścisłej współpracy policji z wydziałem MSW specjalizującym się w deportacjach. Pół roku temu był duży nabór do tych właśnie jednostek.
Decyzja o deportacji jest ostateczna?
– Można się od niej odwołać, a skuteczność takich działań przekracza 50 proc. Jednocześnie trzeba mieć świadomość, że osobę z podpisanym nakazem można usunąć nawet w trakcie trwania apelacji, bez czekania na ostateczny rezultat, jednak w przypadku wygranej jest to nieobecność tymczasowa, bo Home Office w takiej sytuacji nie może odmówić wjazdu. Nie należy tego mylić z decyzją dotyczącą przyjazdu na rozprawę.
Trafiają do mnie różni klienci, również ci, których sprawy kryminalne są już zakończone, odsiadujący wyroki. 270 dni przed końcem kary dyrektor więzienia może wydać zgodę na tzw. Early Release Date, czyli wcześniejsze zwolnienie, dając jednocześnie MSW wolną rękę do rozpoczęcia procedur deportacyjnych w ramach tzw. Early Removal Scheme. Często tym ludziom podsuwany jest do podpisania dokument potwierdzający zgodę na deportację. Mówi się im, że po zakończeniu wyroku będą mogli bez przeszkód wrócić do Wielkiej Brytanii, świadomie wprowadzając w błąd. W tym celu oficerowie imigracyjni posługują się strażnikami więziennymi, żeby nie można ich było obciążyć odpowiedzialnością. Pamiętajmy, że złożenie podpisu jest równoznaczne z pozbawieniem się prawa do apelacji, a przy próbie wjazdu każdorazowo czeka nas niemiła niespodzianka w postaci zawrócenia z granicy.
Dożywotnio?
– Jeśli nie postaramy się o cofnięcie nakazu deportacyjnego, to tak.
Liczba deportowanych rośnie?
– W ostatnim czasie, według danych z końca czerwca, zmalała z 12,509 do 10,892 osób, czyli o 13 proc. w porównaniu z analogicznym okresem roku ubiegłego. Dwie trzecie tych ludzi to obywatele Unii Europejskiej.
Natomiast, pomimo ogólnej tendencji spadkowej, liczba deportowanych Polaków idzie w górę. W 2011 roku były to 302 przypadki, w 2013 – 526, a w 2015 – 951 i obecnie mogą oni stanowić nawet połowę wszystkich usuwanych z UK. Podobny trend dotyczy także osób z przeszłością kryminalną w Polsce, zawracanych z granicy przy próbie wjazdu do Wielkiej Brytanii.
Za co najczęściej deportowani są Polacy?
– Za niezapoznanie się z brytyjską definicją przemocy domowej, rozboje po pijanemu, użycie noża, posiadanie i handel narkotykami, przestępstwa na tle seksualnym. Ale spotkałam się również z wyrokiem dwunastu miesięcy pozbawienia wolności za kradzież telefonu. Nawet jeśli w Polsce panuje przyzwolenie kulturowe na pewnego rodzaju zachowania, to tutaj prawo jest egzekwowane dość ostro i nie czeka się na złożenie skargi przez poszkodowanego.
Moi klienci często tłumaczą, że przyznali się do winy po to, żeby dostać łagodniejszą karę. Ja pracuję z dokumentami, nie zajmuję się oceną moralną, nie dociekam czy to prawda czy nie, skoro wyrok już zapadł. Ważne jest tylko to, czy osoba uznała się za winną. Natomiast z moich obserwacji wynika, że Polacy nie tylko są gorzej traktowani jeśli chodzi o sprawy imigracyjne, ale także kryminalne, i dostają dłuższe wyroki niż inni Europejczycy, w tym Litwini. Ci ostatni z kolei otrzymują wyższe kary od Brytyjczyków, niemniej jednak niewątpliwie to my jesteśmy „narodem wybranym”. Takie wnioski płyną nie z porównywania statystyk, które nie podają szczegółów w obrębie jednego przestępstwa, ale analizy orzeczeń sądów, w niemal identycznych sytuacjach wydających różne wyroki.
Jest jeszcze jedna ważna kwestia. Istnieje tak zwany legal aid, czyli państwowy fundusz przeznaczony na obronę prawną, ale z reguły Polakom mówi się, że nie warto podążać tą drogą – zarówno w odniesieniu do tego za co zostali skazani, jak i na ile – w obawie, że nie uzyskają refundacji. Niemniej ze względu na dalekosiężne skutki zapadających orzeczeń, warto wyczerpać wszystkie możliwości. Osoby, które zdecydowały się na dalszą obronę prywatną, po apelacji miały wyroki skrócone nawet o połowę.
Kto pokrywa koszty deportacji?
– W przypadku osób skazanych tutaj państwo brytyjskie. Cała operacja odbywa się samolotami cywilnymi, a linie lotnicze muszą być każdorazowo poinformowane o istniejącym ryzyku. Natomiast Polacy usuwani w ramach procesu ekstradycyjnego transportowani są samolotami wojskowymi na koszt Polski, ale Wielka Brytania też partycypuje w wydatkach, chociażby poszukując osobę przeciwko której został wystawiony list gończy, a później podczas rozprawy ekstradycyjnej. Załoga samolotu to zwykle byli pracownicy polskich brygad antyterrorystycznych czy innych jednostek specjalnych, odpowiednio przeszkoleni do walki wręcz na małej powierzchni.
Co w kwestii deportacji zmieni Brexit?
– Po okresie obowiązywania przepisów unijnych sprawy będą rozpatrywane w oparciu o prawo imigracyjne. O ile łatwiej wygrać apelację na podstawie przepisów unijnych, nawet jeśli trzeba się powołać na prawa człowieka, o tyle funkcjonowanie Artykułu 8 Konwencji o Ochronie Praw Człowieka (w tym przypadku do życia prywatnego czy rodzinnego) po Brexicie będzie się wiązało z nadużyciami natury praktycznej i na pewno pojawią się próby detronizacji dotychczasowej jurysprudencji przez Home Office. Jak to się ostatecznie ukształtuje trudno przewidzieć, bo w tej chwili nie ma nawet wiodących orzeczeń w sprawie nowej Regulacji 27, która rzekomo reprezentuje prawo unijne i stanowi podstawę decyzji deportacyjnych od 2016 roku. Osobiście spotkałam się z nadinterpretacją tych przepisów i naciąganiem orzeczeń do granic niemożliwości. Spodziewam się gry słów, nowego, brzmiącego podobnie zapisu, którego rola zostanie ograniczona do określonych sytuacji. Nawet jeśli nie będzie to katalog zamknięty, to przez osoby podejmujące decyzje deportacyjne będzie jako taki traktowany.
Znikną również przeszkody, żeby tego typu orzeczenia miały charakter prewencyjny, zapobiegający ponownemu popełnieniu przestępstwa, a także odstraszający w stosunku do innych osób. Obecnie nie jest możliwe skuteczne usunięcie z kraju na gruncie prewencyjnym, chociaż nowa Regulacja 27 daje ku temu możliwości. Mimo iż decyzje podejmowane na tej podstawie są teraz normą, to jednak orzecznictwo nie zmieniło się od 2006 roku. Nie uległy zmianie także artykuły dyrektywy unijnej, którą owa regulacja ma interpretować.
Jest duże zainteresowanie tą problematyką?
– Bardzo duże. Klienci kontaktują się z nami osobiście, ale często to również rodzina osoby zainteresowanej szuka pomocy. Zaczęłam nawet pisać blog na ten temat, bo zagadnienie deportacji jest tak obszerne, że nie byłam w stanie sprostać zapytaniom mailowym i telefonicznym, a musiałam skoncentrować się na sprawach nad którymi już pracowałam. Zgłaszają się też do nas kobiety, których wykroczenia często nie ustępują męskim, nawet jeśli chodzi o stopień użytej przemocy…
Sylwia Wawrzyńczak-Szymczyk
Właścicielka londyńskiej kancelarii IMMIGRA LEX Legal Consortium, oferującej kompleksową obsługę z różnych dziedzin prawa. Pochodzi z Sandomierza, od 2001 roku mieszka w brytyjskiej stolicy. Jest absolwentką prawa na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach, a także Institute of Legal Executives w Londynie. Pracowała między innymi w Immigration and Legal Advisory Services.