10 grudnia 2018, 14:00 | Autor: admin
Lilies a tale between worlds
W sobotę, 3 listopada br., na scenie Aberdeen Arts Centre zagrany został spektakl Lilies a tale between worlds, w teatru Lustro SCENY / The Mirror of Stage z Edynburga. Przedstawienie zobaczyć można było w ramach obchodów 100. rocznicy odzyskania Niepodległosci, zorganizowanych przez Polish Assosiation Aberdeen.

Fot. Philippos Philippou

Multimedialne widowisko, w reżyserii Patrycji i Mikołaja Zając, jest inscenizacją ballady Adama Mickiewicza Lilije, a zarazem jej pierwszą, anglojęzyczną adaptacją. Wydarzenie więc z pewnością znaczące dla polonijnej, a może i nie tylko, sceny teatralnej. Tłumaczeniem tekstu na potrzeby scenariusza zajął się Charles S. Kraszewski, wybitny poeta, krytyk i tłumacz, autor jedynego kompletnego przekładu na język angielski Mickiewiczowskich Dziadów.

W opisie spektaklu, twórcy zapowiadają spotkanie z romantycznym teatrem grozy. I rzeczywiście, nie są to czcze zapowiedzi, gdyż serwują nam mroczną ucztę, podczas której częściej można się bać niż śmiać. Jak określiła to współtwórczyni spektaklu, aktorka Patrycja Zajac, Mickiewicz zostawił gotowy scenariusz na hollywodzki horror. Potwierdzeniem tych słów z pewnością są, typowe dla gatunku, techniki jump scares, z powodzeniem zastosowane w spektaklu. Wyłaniające się z ciemności postacie, niespodziewane krzyki i rozlegające się w teatralnej ciemności dźwięki nie z tej ziemi, w żadnym razie nie pozwolą na nudę. Klimat grozy zdaje się idealnie wpisywać w przesłanie sztuki, będące równocześnie morałem utworu Mickiewicza – Nie ma zbrodni bez kary. Temat więc, jak na prawdziwy Romantyzm przystało, nie najłatwiejszy, skłaniający do głębszej refleksji, z obowiązkową szczyptą irracjonalnej pochwały dla spraw duchowych i, zda się, pozaziemskich. Po tym, jak Morderczyni (w tej roli Weronika Krawczyk), zasiewa na grobie swojej ofiary lilie – odwieczny symbol niewinności i czystości, łamiąc tym samym ustalony alfabet natury, problem winy i kary przeniesiony zostaje w sferę zjawisk nadprzyrodzonych, a sprawiedliwość wymierzana jest na tytułowym pograniczu światów przez nieziemskie istoty, zza grobu…

Fot. Philippos Philippou

Jako, że przedstawienie miało przede wszystkim przybliżyć polską klasykę widzowi anglojęzycznemu, trafionym pomysłem wydaje się być odejście od epoki średniowiecza, w której oryginalnie umieszczona jest akcja ballady i ubranie aktorów w kostium wiktoriański, z pewnością bliższy sercom Brytyjczyków. Tym bardziej, że sama historia absolutnie na tym nie traci, a może nawet zyskuje, biorąc pod uwage spójność takiej jej odsłony z autorską oprawę muzyczną (© Lustro SCENY / The Mirror of Stage).

Najciekawszym pomysłem interpretacyjnym spektaklu jest prawdopodobnie postać Upiora (w tej roli Patrycja Zając). Nie ma go w oryginale literackim, a jego wymiar na scenie jest tyleż metafizyczny, co symboliczny (tu kolejny ukłon w stronę Romantyzmu). Kreacja sceniczna tej tajemniczej postaci, która jest wszędzie, wie wszystko i prowadzi nas w stronę nieuchronnego finału, przyprawia o odczucie jakby była ona integralną częścią historii od zawsze. Personifikacja Śmierci? Uosobione Sumienie Morderczyni? A może jeszcze ktoś, coś innego… widz ma w tym miejscu pełną swobodę interpretacji. Dodać należy, że była to jedna z trudniejszych ról w obsadzie, bardzo wymagająca warsztatowo (ruch sceniczny, śpiew, zmienianie głosów), z czym aktorka całkiem sprawnie sobie poradziła.
Kolejną rzeczą wyróżniającą spektakl w kontekście rozwiązań reżyserskich, są zgrabnie wkomponowane w całość multimedia, w postaci wyświetlanych w tle projekcji filmowych. Dwie nagrane zostały w konwencji teatru cieni, a pozostałe w formie starego filmu. Co cieszy, wszystkie one są nie tylko „kinowym” dodatkiem do teatru, ale równorzędnymi, budującymi go elementami, które bardzo służą całości. Wprowadzenie technik obrazów filmowych pozwoliło ukazać niezwykle ważne części historii jak np. prześladowanie Morderczyni przez ścigające ją demony, wyrzuty sumienia. Projekcje uczyniły narastający obłęd bohaterki bardziej namacalnym dla widza, co jest tym cenniejsze, iż nie zawsze udało się uchwycić żywej aktorce. Pomogły również w ukazaniu zmieniających się miejsc akcji, co w przestrzeni scenicznej wydawało się trochę kuleć, przez nie zawsze zrozumiałe oświetlenie części sceny, w poszczególnych momentach spektaklu. Poza tym, na pewno wydłużyły czas trwania przedstawienia, co jest zdecydowanie cenne, biorąc pod uwagę, że oryginalny tekst Mickiewicza nie jest przecież zbyt długi.

Fot. Philippos Philippou

Analizując dalej rozwiązania reżyserskie, mało przekonywującym było pierwsze (pierwsze na żywo, gdyż scena mężobójstwa rozwiązana została przez wspomnianą projekcję w teatrze cieni), pojawienie się na scenie zamordowanego Męża – Widma (w tej roli Steven McDonald). A zatem, duch zmarłego pojawia się na krótką chwilę, bez wyraźnego, zdaje się, akcentu ze strony aktora, przez co staje się nieprzekonywujący i nie wywołuje zamierzonego efektu. Co gorsza, umniejsza chyba zaskoczenie widza, jakie miało wywołać pojawienia się tej postaci w finalnej scenie w kościele, co jest więc jakby przedwczesnym nadgryzieniem planowanej wisienki na torcie.

Na wielkie brawa z kolei zasługują charakteryzacje wykonane przez Katarzynę Diuk, szczególnie widowiskowe w przypadku postaci Upiora i Męża. Poza bezdyskusyjnym efektem WOW, niesamowicie dopełniły one tych ról – istot nie z tego świata. Bohater fantastyczny zawsze powinien być budowany z taką samą precyzją od wewnątrz przez aktora, jak i na zewnątrz przez charakteryzatora, aby rzeczywiście i na 100% być wiarygodnym dla widza. I tu ten kunsztowny efekt udało się uzyskać.

Bezsprzeczną i wartą wspomnienia ciekawostką spektaklu jest tygiel tworzących go aktorów. Szeroka rozpiętość wiekowa, wielonarodowość i doświadczenie sceniczne miast dzielić, najwyraźniej połączyły obsadę. Zawodowcy, prowadzili nas więc tego wieczora wespół w zespół z amatorami, przez mroczny świat romantycznej ballady. Dorosłą część obsady zasilili aktorzy: Patrycja Zając jako Upiora, Daniele Silvan jako Pustelnik (z genialnym włoskim akcentem zbiegłego z Rzymu zakonnika) oraz Steven Mcdonald jako Mąż – Widmo. Wśród utalentowanej artystycznie młodzieży, szlifującej aktorski warsztat w ramach działających przy teatrze zajęć dramowych, znaleźli się: Weronika Krawczyk jako Pani, Mikołaj Figiel i Zachary Wakulicz jako Bracia oraz Sandra Biernaciak i Maja Gąska jako Dzieci.

Fot. Philippos Philippou

Lilies a tale between worlds to inscenizacja, z pewnością nie pozbawiona oryginalnego pomysłu na przeniesienie na scenę, bądź co bądź, niedługiego przecież tekstu, w formie pełnowymiarowego spektaklu. Co więcej, na warsztat wzięta została klasyka w języku innym niż rodzimy, z efektem bardzo zadowalającym – polski wieszcz nie traci zupełnie na uroku w angielskim brzmieniu. Na dodatek trafia do większej rzeszy odbiorców, co może cieszyć nie tylko w przestrzeni polonijnej. Mickiewiczowska ballada jest więc ciągle żywa, poszerza kręgi sympatyków, łamie bariery językowe i oczarowuje, bo scena romantyczna to zawsze scena magiczna.

Selena Stuart

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (1)

  1. Wielkie uznanie dla całej grupy Lustro SCENY! Cudownie było powrócić dzięki treści artykułu, fantastycznych zdjęć do tamtego dnia.