11 grudnia 2018, 09:06
Mord na księdzu Jerzym
Proces toruński był farsą, a jego ustalenia mistyfikacją mającą chronić prawdziwych inspiratorów tej zbrodni – twierdzi Andrzej Witkowski. Ten lubelski prokurator, swego czasu prowadzący sprawę porwania i zabójstwa księdza Jerzego Popiełuszki, odwiedził Londyn, podczas spotkania z Polonią towarzyszył mu redaktor Piotr Litka.

Fot. KRZYSZTOF JASTRZEMBSKI

Był 19 października 1984 roku. Po nabożeństwie w parafii Świętych Polskich Braci Męczenników w Bydgoszczy ksiądz Jerzy Popiełuszko wracał do Warszawy. Samochód prowadzony przez jego kierowcę, Waldemara Chrostowskiego, został zatrzymany w pobliżu Górska przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa przebranych w milicyjne mundury, którzy porwali obu mężczyzn. Chrostowskiemu udało się wyskoczyć z jadącego z dużą prędkością auta esbeków, natomiast ksiądz Jerzy, kapelan „Solidarności”, został brutalnie pobity i zamordowany. Jego zmasakrowane zwłoki wrzucone do Wisły z tamy we Włocławku kilka dni później wyłowili płetwonurkowie.
Podczas procesu toruńskiego, trwającego od 27 grudnia 1984 do 7 lutego 1985 roku, na kary więzienia skazano trzech porywczy – kapitana Grzegorza Piotrowskiego oraz poruczników Leszka Pękalę i Waldemara Chmielewskiego – a także ich przełożonego, zastępcę dyrektora IV Departamentu MSW pułkownika Adama Pietruszkę, który miał być inspiratorem tej zbrodni.

Taka była oficjalna wersja męczeńskiej śmierci niepokornego, znanego z patriotycznych kazań kapłana. I obowiązuje ona do dziś, chociaż nie brakuje głosów, że mieliśmy do czynienia z wielką mistyfikacją, utkaną przez ówczesnego szefa Ministerstwa Spraw Wewnętrznych generała Czesława Kiszczaka.

Zamknięte usta

„Ksiądz Jerzy Popiełuszko – znaki zapytania”. Tak brzmi tytuł dzisiejszego spotkania zorganizowanego przez Koło Myśli Niezależnej. Sala Malinowa POSK w Londynie, niedzielne popołudnie i goście z Polski – prokurator Andrzej Witkowski oraz Piotr Litka, dziennikarz, reporter, twórca filmów dokumentalnych, autor książki o kapelanie „Solidarności”.

Obaj prelegenci od dawna badają okoliczności porwania i śmierci księdza Popiełuszki. Witkowski, od trzech lat będący prokuratorem w stanie spoczynku, dwukrotnie prowadził śledztwo w tej sprawie i za każdym razem mu je odbierano – najpierw w grudniu 1991, a następnie w październiku 2004 roku.

– Jestem na emeryturze, ale cały czas tym żyję, mam poczucie, że nie mogę tego zostawić. Niestety, prawda z jakichś powodów ciągle pozostaje ukryta przed opinią publiczną. Obecnie przeżywam coś, co mógłbym określić jako trzeci zamach na mnie jako prokuratora, pomówień i oszczerstw z różnych stron nie brakuje – mówi Witkowski, który sprawą po raz pierwszy zajął się w czerwcu 1990 roku, a już w październiku zarzuty usłyszeli generałowie MSW – Władysław Ciastoń i Zenon Płatek, którzy zostali tymczasowo aresztowani.

Grupa Witkowskiego ustaliła, że 19 października 1984 roku za samochodem porywaczy księdza cały czas podążało auto z funkcjonariuszami Wojskowej Służby Wewnętrznej, którzy obserwowali i kontrolowali przebieg wydarzeń, by ostatecznie przejąć kapłana w swoje ręce. Rzekomy skok z pędzącego pojazdu Waldemara Chrostowskiego, kierowcy Popiełuszki, był mistyfikacją, a mężczyzna miał do odegrania swoją rolę. Kiedy dalsze ustalenia zaczęły przybierać nieoczekiwany obrót, sprawą zainteresowały się osobistości ówczesnego establishmentu politycznego.
– Po ponad roku intensywnego śledztwa, prowadzonego wspólnie ze specjalną samodzielną grupą operacyjno-śledczą Komendy Głównej Policji, zgromadziliśmy materiał pozwalający postawić zarzuty sprawstwa kierowniczego zabójstwa na księdzu Jerzym byłemu szefowi MSW generałowi Czesławowi Kiszczakowi. Gdy wydawało się, że jesteśmy blisko ostatecznego finału, przed kolejnymi przesłuchaniami świadków dowiedziałem się, że już tej sprawy nie prowadzę – wspomina Witkowski, któremu starano się zamknąć usta. Otrzymał zakaz poruszania tego tematu w mediach, próbowano też nakładać na niego kary dyscyplinarne.

Sprawę przejął inny prokurator – z akt wyłączono wątek Kiszczaka, uniewinniono Ciastonia i Płatka, a śledztwo skierowano na boczne tory…

Wróg numer jeden

Minęło 11 lat. Wydawało się, że oficjalna wersja utrwalona przez proces toruński stanie się niepodważalnym dogmatem, tymczasem Andrzej Witkowski, już jako prokurator powstałego niedawno Instytutu Pamięci Narodowej, 5 lutego 2002 roku otrzymał szansę dokończenia misji swojego życia. I skwapliwie z niej skorzystał, dochodząc do kolejnych przełomowych ustaleń. Dotarł do nowych świadków, w tym tych, którzy potwierdzili, że ciało księdza wrzucono do Wisły z tamy we Włocławku nie 19 października 1984 roku, tylko sześć dni później. Wydawało się, że tym razem prawdy nie da się zamieść pod dywan, tymczasem wyniki śledztwa stały się przedmiotem gwałtownych ataków. Osób zainteresowanych utrzymaniem status quo – polityków, prawników, historyków, dziennikarzy – nie brakowało, Witkowskiego próbowano ośmieszyć i skompromitować, a finałem tego było ponowne odsunięcie go od prowadzenia sprawy. Stało się to 13 października 2004 roku, niedługo przez 20. rocznicą morderstwa na księdzu Jerzym.

– Dla generałów Kiszczaka i Jaruzelskiego byłem wrogiem numer jeden. Miałem sygnały, żeby wykonywać ich polecenia, dogadać się, ale dla mnie nie wchodziło to w grę. Oni mieli świadomość, że w końcu ich dopadnę, dlatego użyli swoich wpływów, a te ciągle mieli ogromne – mówi Witkowski, zauważając, że ataki pojawiały się z różnych, czasami niespodziewanych stron. W połowie lat 90. ubiegłego wieku na łamach „Gazety Wyborczej” do grona jego prześmiewców dołączył znany ksiądz profesor Michał Czajkowski. Wydawało się to szczególnie przykre i niezrozumiałe, jednak w 2006 roku okazało się, że sprawa ma głębsze dno, gdy wyszło na jaw, że w latach 1960-1984 Czajkowski był tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa o pseudonimie „Jankowski”. Według zachowanych dokumentów, donosił na księdza Jerzego, a jednym z jego oficerów prowadzących był pułkownik Adam Pietruszka, ten sam, którego skazano w procesie toruńskim.

Innym duchownym krytykującym ustalenia Witkowskiego był ksiądz dr hab. Tomasz Kaczmarek, postulator procesu beatyfikacyjnego księdza Popiełuszki, który dołożył wielu starań, żeby fikcja została podtrzymana.

– Nigdy się ze mną nie skontaktował, kwestionował nasze ustalenia, a w 2007 roku przypuścił bezpardonowy atak na moją osobę w artykule „Sępy nad księdzem Jerzym”. Swoje tezy, między innymi o bezsensowności dalszego śledztwa, podtrzymywał też w innych wystąpieniach. Tymczasem rok temu okazało się, że był on tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa zwerbowanym w 1977 roku – opowiada Witkowski.

W nurt podważający ustalenia lubelskiego prokuratora wpisują się inni, w tym ostatnio autorka książki o księdzu Popiełuszce dr Milena Kindziuk.

Chichot historii

Był sąd, zapadły wyroki. Wszyscy skazani w procesie toruńskim (Pietruszka, Piotrowski, Chmielewski, Pękala) trafili do więzienia, ale szybko z niego wyszli w wyniku amnestii.

– Co więcej, według dokumentów, które niedawno trafiły do IPN, przywódca porywaczy kapitan Piotrowski, który miał odsiedzieć za kratkami 15 lat, w okresie swojego rzekomego uwięzienia przez długi czas przebywał na wolności, poza murami więzienia – zauważa Piotr Litka.

Jeśli jednak to nie trzej esbecy byli zabójcami, to kto dokonał mordu na księdzu i jak wyglądały jego ostatnie dni?
– Wiadomo, że został przejęty przez funkcjonariuszy Wojskowej Służby Wewnętrznej. Był torturowany, z dużym prawdopodobieństwem można wskazać miejsce, gdzie to się odbywało, ale dopóki nie mamy stuprocentowej pewności nie mogę o tym mówić – tłumaczy Witkowski, który nie ukrywa, że po latach walki z wiatrakami zdał sobie sprawę, iż w uwarunkowaniach tworu politycznego, jakim okazała się III RP, zwana też PRL bis, wyegzekwowanie prawdy było beznadziejne. Miał bowiem za przeciwnika nad wyraz cynicznego i bezwzględnego szefa PRL-owskiej bezpieki, który wykorzystał wszelkie posiadane „mroczne atuty”, żeby urobić opinię publiczną i utrzymać jako jedynie obowiązujące i nienaruszalne kłamstwo toruńskie, będące – jak to określa część badaczy – aktem założycielskim III RP, wydmuszki powstałej w wyniku umów okrągłego stołu. Wydmuszki dającej możliwość uwłaszczenia komunistycznej nomenklatury, grabieży gospodarki, bezkarnego rozkradania państwa. Byłoby chichotem historii, gdyby ten epokowy letarg zakłócił jakiś prowincjonalny, lubelski prokurator.

Co prawda śledztwo jest dalej prowadzone przez IPN, ale już nie przez Andrzeja Witkowskiego i wydaje się, że szansa na sfinalizowanie sprawy do końca jest znikoma. Chociaż…

– Moim zdaniem zostanie ono umorzone, po czym nastąpi kanonizacja błogosławionego księdza Jerzego, być może nawet przez obecnego papieża Franciszka. Wtedy będziemy mieli okazję zapoznać się z całą dokumentacją, co obecnie jest niemożliwe, ze względu na toczące się postępowanie prokuratorskie. Jednak, jakkolwiek się stanie, mogę zapewnić, że w najbliższym czasie pojawią się nowe materiały i fakty związane z tą sprawą. Ostatnie słowo nie zostało jeszcze powiedziane – przekonuje Piotr Litka…

Piotr Gulbicki

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_