Staram się postępować tak, jak uczy papież Franciszek. Bliskie mi są słowa papieskiego jałmużnika – kard. Krajewskiego, który niedawno powiedział: „Jezus łamał przepisy. Jego zachowanie było dla wielu kontrowersyjne. Tego samego wymaga od chrześcijan: szaleństwa, ryzyka i pójścia na całość” – mówi ksiądz Bartek Rajewski, proboszcz parafii świętego Wojciecha na South Kensington w Londynie rozmawia Magdalena Pinkwat.
Ksiądz Rajewski i siostry z Broniszewic w czasie tegorocznych rekolekcji adwentowychSkąd tak odważna i niespotykana inicjatywa zaproszenia do chrztu wszystkich, nawet tych, którzy nie żyją w związku sakramentalnym, albo z chrztem dziecka zwlekali bardzo długo. Już widzę, jak ludzie przecierają oczy i myślą: „To tak można? Normalnie, bez stresu, po ludzku?”.
– Oczywiście, że można. Nie znaczy to jednak, że będzie łatwo. Nie znaczy to też, że rezygnujemy z wymagań, które stawia przed rodzicami i chrzestnymi Kościół. Nigdzie jednak nie jest napisane, że warunkiem chrztu dziecka jest małżeństwo sakramentalne jego rodziców. Oczywiście, można tutaj zastanawiać się nad wiarą ludzi, którzy żyją jak małżeństwo, ale jednak bez ślubu. Życie jest jednak bogatsze od naszych domysłów. Każdego trzeba traktować indywidualnie, bo każdy ma swoją niepowtarzalną historię życia. Moje zaproszenie jest przede wszystkim zachętą do spotkania i rozmowy. W ten sposób zawiązuje się między nami relacja. Dalej już wspólnie zastanawiamy się, co możemy zrobić. Nie można człowieka przekreślać na samym początku. Każdemu trzeba dać szansę. Inspiracją dla mnie w tym działaniu, przez niektórych nazywanym zbyt marketingowym, był i jest dla mnie papież Franciszek. To on wciąż powtarza, byśmy nikomu nie odmawiali chrztu. Towarzyszenie to słowo kluczowe. Czyż nie tego uczy nas papież Franciszek? Myślę nawet, że jest on niezrozumiany i niedarzony sympatią przez wielu księży właśnie dlatego, że wzywa do towarzyszenia, wymaga zaangażowania i pracy, otwarcia, obecności, zaufania. Dlatego w naszej parafii towarzyszenie jest kluczowe. Towarzyszenie rodzicom, którzy chcą ochrzcić swoje dziecko, a którzy z Kościołem dotychczas mieli niewiele wspólnego. Towarzyszenie rodzinom dzieci pierwszokomunijnych, które zostały nieprzyjęte w innych parafiach. Towarzyszenie ludziom, którzy powrócili po latach do Kościoła. Towarzyszenie penitentom, którzy przyjeżdżają z różnych stron Anglii i po wielu latach proszę o spowiedź.
Czytałam o licznych cudach, jakie dokonują się w parafii dzięki jedynym w Wielkiej Brytanii relikwiom św. Charbela, która z tych historii poruszyła księdza najbardziej?
– Powiem szczerze, że cuda w naszej parafii dokonują się zawsze, gdy u kratek konfesjonału klęka człowiek i jedna się z Bogiem. Największy cud dokonuje się na ołtarzu, gdy chleb i wino, mocą Ducha Świętego, zostają przemienione w Ciało i Krew Chrystusa. To są realne i codzienne cuda. Nigdy nie skupiam się na tych pozostałych, nie chcę powiedzieć „drugorzędnych, które choć spektakularne, nie są najważniejsze. Za wstawiennictwem św. Szarbela takich cudownych zdarzeń w naszej parafii było już kilkanaście. Nim w ogóle podzielę się z kimkolwiek taką radosną nowiną, czekam, aż będzie to rzeczywiście informacja pewna i potwierdzona. Niemal rok temu najbliższa rodzina kilkuletniej Jessiki poinformowała mnie o całkowitym i niewytłumaczalnym medycznie wyleczeniu jej z choroby nowotworowej. Takie sytuacje są wzruszające i jest ich kilka.
Słynna pizza czy pączki po mszy to pomysł bardzo zbliżający parafian. Jak wyglądają te spotkania i co się dzieje między ludźmi? W jaki sposób faktycznie zbliżają ludzi i tworzą wspólnotę?
– Anglicy też mają żywe wspólnoty. To stereotyp, że Kościół tutaj zamiera. Wręcz przeciwnie, odradza się i staje się bardziej witalny. Pączki nie były moim pomysłem. Są obecne w naszej parafii od kilkudziesięciu lat. Faktycznie, często po niedzielnej Mszy św. idziemy grupą na wspólny obiad lub kolację. Ale naprawdę nie ma w tym nic nadzwyczajnego. To normalne formy spędzania czasu ludzi, którzy się znają i lubią swoje towarzystwo. W ten sposób pogłębiamy naszą znajomość. Nie jest to trudne w małej parafii, w której wszystkich znam z imienia. Inne, większe parafie, proponują wiernym nie tylko pączki, ale też wspólne niedzielne obiady. Wszystko zależy od możliwości i chęci duszpasterza oraz parafian.
Jaką rolę Księdza zdaniem odgrywają media i social media w dotarciu do współczesnych katolików? I niewierzących? Ksiądz też ma dość nieformalny wizerunek na Facebooku. Czy to pozwala ludziom oswoić postać „wielebnego”?
– Doskonale zdaję sobie sprawę, jak wielka może być rola środków społecznego przekazu w ewangelizacji. Dzięki mediom tzw. „świeckim”, a więc niezwiązanym z Kościołem oraz dzięki mediom społecznościowym, mogę dotrzeć z Ewangelią nie tylko do tych, którzy słuchają mnie w kościele, ale także do tych, do których normalnie nigdy bym nie dotarł. Stąd moja odważna, czasem kontrowersyjna, obecność na Facebooku. Stąd niedzielna audycja „Bóg w wielkim mieście” w Polskim Radiu Londyn.
Jeździ Ksiądz londyńskim metrem, gdzie rozmawia z napotkanymi ludźmi, stara się być blisko nich. Czy o Bogu można i wypada mówić wszędzie?
– Staram się postępować tak, jak uczy papież Franciszek. Bliskie mi są słowa papieskiego jałmużnika – kard. Krajewskiego, który niedawno powiedział: „Jezus łamał przepisy. Jego zachowanie było dla wielu kontrowersyjne. Tego samego wymaga od chrześcijan: szaleństwa, ryzyka i pójścia na całość”. To, że jeżdżę metrem, to nic nadzwyczajnego. Po prostu tak jest szybciej i wygodniej. Nie nagabuję też napotkanych ludzi i nie staram się ich ewangelizować. Już sama obecność księdza w sutannie czy koloratce, czasem z różańcem w ręku, niesie w sobie ewangelizacyjne ziarno. Abp Grzegorz Ryś powiedział kiedyś, że największą głupotą jest odpowiadać na pytania, których nikt nie zadaje. Nie jadę metrem po to, by ludziom opowiadać o Bogu, nagabywać ich, czy odpowiadać na pytania, których nie zadają.
Niezwykle poruszająca jest relacja Księdza ze spotkań z bezdomnymi w Watykanie. Mam wrażenie, że niewielu jest księży, którzy byliby skłonni na taki gest. Mało kto zdecydowałby się na życie zgodnie z dewizą „Przestać panować, zacząć służyć”. Co było w tym doświadczeniu najpiękniejsze, a co najbardziej przykre, najtrudniejsze?
– Nie ma we mnie zgody na stawianie mojej posługi i duszpasterskich inicjatyw w opozycji do posługi innych księży. Nie wiemy, ilu jest księży, którzy zrobiliby to samo, co ja. Uważam, że bardzo wielu. Więcej nawet, uważam, że księży otwartych, gorliwych, pomysłowych, którzy robią niesamowite duszpasterstwo z wielką mocą ewangelizacyjną jest cała masa. Media o nich milczą. To kwestia przypadku, że media zainteresowały się akurat tym, co ja robię. Podczas czerwcowego pobytu w Rzymie, zainspirowany spotkaniem z kardynałem Konradem Krajewskim, postanowiłem nocą przejść się po okolicy Watykanu i porozmawiać z bezdomnymi. To było niezwykłe i wstrząsające doświadczenie. Pierwsze takie w moim życiu. Bo choć w Londynie odwiedzam domy dla bezdomnych prowadzone przez siostry kalkucianki, to jednak zawsze jako ksiądz, któremu nie zleca się np. opatrywania ran bezdomnych czy przygotowywania obiadu, a „najtrudniejszym” zadaniem, do którego się księdza deleguje jest wydawanie posiłków. W Rzymie to było zupełnie coś innego. To były spokojne rozmowy z tymi ludźmi, spokojne wsłuchanie się w historie ich życia. Podać rękę, przybić piątkę, usiąść w kartonach i śpiworach, które nie pachną perfumami od Armaniego, przytulić, wziąć łyka wina. To było dla mnie ogromne wyzwanie. Pokonać swój lęk, zaufać im, wyzbyć się uprzedzeń.
Zaprasza Ksiądz do Londynu charyzmatycznych duchownych, organizuje działania charytatywne, wprowadza w życie wiele odważnych idei…
– Nie przeceniałbym swoich możliwości. Robię to, co do mnie należy. Nasza parafia położona jest w pięknym miejscu – w sercu Londynu, co jest jej wielkim atutem, ale też – paradoksalnie – stwarza pewne trudności, gdyż w bardzo drogiej i prestiżowej londyńskiej dzielnicy South Kensington nie mieszka obecnie wielu Polaków. Dlatego szukam sposobów, by parafia się rozwijała. Większość parafian dojeżdża do kościoła godzinę i więcej. Mamy też trudności lokalowe – wynajmujemy kaplicę i salkę od parafii angielskiej. Dlatego nie funkcjonują w naszej parafii większe grupy duszpasterskie. Skupiamy się na bieżącej działalności, na miarę możliwości chcemy otoczyć troską dzieci. W parafii prowadzimy zatem katechezę dziecięcą w ramach Eucharystycznego Ruchu Młodych, scholi dziecięcej oraz duszpasterstwa służby liturgicznej. Istnieje także Rada Administracyjna złożona z 9 osób oraz Dada Duszpasterska złożona z 29 członków. Wszystko po to, by jak najwięcej osób zaangażować w troskę o wspólnotę parafialną. Ponadto, cechą charakterystyczną duszpasterstwa w naszej wspólnocie jest organizowanie wielu serii rekolekcji w ciągu roku: rekolekcje powakacyjne, rekolekcje adwentowe, rekolekcje jesienne adresowane do konkretnej grupy (przedsiębiorcy, artyści), rekolekcje na rozpoczęcie Wielkiego Postu (z nauką ogólną), rekolekcje na zakończenie Wielkiego Postu (adresowane do konkretnych grupy, prowadzone zawsze przez księdza psychologa), rekolekcje przed wakacjami. Ponadto pobożność koncentrujemy wokół Świętych Patronów, których relikwie posiadamy. I tak w kolejne niedziele miesiąca sprawowane są nabożeństwa: do św. Szarbela, do św. Wojciecha, do św. Ojca Pio, do św. Faustyny. Cechą charakterystyczną naszej parafii, a zarazem narzędziem, które ma służyć w pozyskaniu nowych uczniów Chrystusa jest organizowanie licznych spotkań z zaproszonymi gośćmi ze świata wiary, nauki, kultury, organizowanie wykładów, prelekcji i konferencji, a także liczne koncerty, tak religijne, jak świeckie. Podobnie, jak w Kościele jest miejsce dla każdego, tak również w naszej parafii każdy może znaleźć swoje miejsce. Naszym pragnieniem jest, aby wspólnota gromadząca się w Little Brompton Oratory była przestrzenią dialogu, wymiany myśli, promocji polskiej kultury i ewangelizacji.