28 grudnia 2018, 09:57
Obrazy z krwią na ramach
Inne narody potrafiły odzyskiwać swoje zagrabione dzieła sztuki, a polscy urzędnicy przez całe lata spuszczali głowy rozkładając ręce i zachowując się jak sieroty – mówi Magdalena Ogórek, autorka książka „Lista Wächtera. Generał SS, który ograbił Kraków”.

Dziennikarka, prezenterka, aktorka. W 2015 roku kandydowała na urząd prezydenta Polski. A jednocześnie jest naukowcem, specjalizując się w historii Kościoła. Doktor Magdalena Ogórek na zaproszenie organizacji Great Poland zawitała do Londynu, gdzie w Hammersmith Academy Theatre spotkała się z Polonią, opowiadając o ogromnych stratach, jakie polska kultura poniosła w czasie II wojny światowej z rąk niemieckich najeźdźców. Strat, które do tej pory nie zostały odzyskane. A kanwą do tego jest historia Otto von Wächtera, generała SS, gubernatora dystryktu krakowskiego i lwowskiego, uznanego zaocznie przez Trybunał Norymberski za zbrodniarza wojennego. To jego tropem podążyła autorka…

Strumień niemieckich pieniędzy

Kiedy cztery lata temu przystępowała do pracy, temat praktycznie nie istniał w mediach.

– W najśmielszych snach nie przypuszczałam wówczas, że polski rząd podejmie w końcu problem reparacji wojennych, a kwestia poniesionych przez nasz kraj strat wróci na wokandę – przyznaje Ogórek, dodając, że na początku bieżącego roku, przy okazji zainspirowanych przez Prawo i Sprawiedliwość dyskusji wyszło na jaw, że Polska w czasie wojny utraciła ponad pół miliona dzieł sztuki! Liczba zatrważająca, a obraz jest tym bardziej przygnębiający, że w bazie strat prowadzonej przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego jako nazwane i określone figuruje niespełna 64 tysiące obiektów. Z tej liczby po 1989 roku odzyskano zaledwie… niecałe 400.

Kolejne ekipy rządzące traktowały tę sprawę po macoszemu, nie przywiązując do niej należytej wagi. Pytanie czy było to celowe działanie czy uważano temat za nieważny pozostaje otwarte. Znamienny jednak jest fakt, że środowiska liberalno-lewicowe próbowały zbojkotować książkę Ogórek, pojawiły się nawet problemy z jej dystrybucją i sprzedażą, nie mówiąc już o krytycznych komentarzach.

– Nigdy bym nie przypuszczała, że syn wojennego zbrodniarza, Horst von Wächter, który deformuje historię opowiadając, że jego ojciec był dobrym nazistą, znajdzie popleczników wśród „dziennikarzy” polskich mediów, którzy podejmą jego narrację i będą dyskredytować moją pracę za to, że pokazałam w niej prawdę – mówi prelegentka, dodając, że podczas zbierania materiałów do książki zauważyła jeszcze inną prawidłowość. Otóż okazuje się, że jest bardzo mało pozycji rodzimych historyków poświęconych okupacji niemieckiej i popełnionym wtedy zbrodniom, chociażby w Generalnym Gubernatorstwie, nie brakuje za to opracowań niemieckich i anglosaskich. Dlaczego? W ostatnim ćwierćwieczu nieprzypadkowo płynął z Berlina strumień pieniędzy, dzięki czemu można było kształtować taką wersję wydarzeń, jakiej życzyli sobie Niemcy.

Wpisuje się to w długofalową politykę historyczną, mającą odpersonifikować prawdziwych sprawców wojennych mordów i grabieży, zrzucając całą winę na bliżej niekreślonych „nazistów”. Opinia publiczna na świecie urabiana jest od dawna, a jednocześnie raz po raz pojawiają się w mediach sformułowania typu „polskie obozy koncentracyjne”. Nieprzypadkowo…

– Dzieci zbrodniarzy wojennych za wszelką cenę chcą przekonać świat, że ich rodzice byli dobrymi ludźmi. Rozmawiałam z potomkami wielu z nich i wszyscy mówią podobnie, jakby według jednej mantry – przyznaje autorka.

Śladami ojca

Był ważną postacią w hierarchii III Rzeszy. Generał SS Otto von Wächter, protegowany szefa tej formacji Heinricha Himmlera, przybył do Krakowa w październiku 1939 roku, a jednym z jego pierwszych działań było zarekwirowanie szeregu znajdujących się w mieście dzieł sztuki. Kolejne łupy, rabowane w różnych miejscach, przewożono do Niemiec. Wächter nie był koneserem, obrazy, rzeźby i inne artystyczne przedmioty interesowały go o tyle, o ile mógł na nich zarobić.

A jednocześnie był krwawym zbrodniarzem – na jego rozkaz dokonano masakry na cywilach w Bochni, stał też za przygotowaniem holokaustu na Żydach we Lwowie, gdzie został z czasem oddelegowany. Mimo swojej pozycji w nazistowskiej hierarchii po wojnie nikt nie pokusił się o napisanie jego biografii. Co więcej, nie poświęcono mu nawet artykułu.

– Z tego powodu początki moich badań były bardzo trudne. Logowałam się na niemieckie fora historyczne, gdzie jest wielu pasjonatów II wojny światowej, pytałam o Wächtera, ale uzyskiwałam szczątkowe informacje. Dopiero w „Financial Times” znalazłam artykuł z którego dowiedziałam się, że żyją jego dzieci, a jedno z nich, syn Horst, czasami wypowiada się publicznie – opowiada dr Ogórek, która idąc tym tropem odszukała mężczyznę, nawiązała z nim kontakt i odwiedziła go w jego zamku pod Wiedniem. To bajeczny, XVII-wieczny obiekt, z kilkudziesięcioma komnatami, w którym kręcono słynny film „Koneser”. Polska badaczka ku swemu zdumieniu rozpoznała wśród znajdujących się tam dzieł sztuki szereg tych, które zostały zrabowane z Polski. Z Horstem spotkała się kilkakrotnie, byli też razem w Krakowie i Lwowie podążając śladami jego ojca.

– Zachowywał się uprzejmie, ale podchodził do mnie z wyższością, gdyż miał zakodowane przez rodziców, że ludzie ze Wschodu są gorsi. Osoby jego pokroju uważają, że Niemcy w czasie wojny nie grabili terenów okupowanych, bo byli u siebie, a to, co się tam znajdowało, należało do nich.

Mapa skarbów

W dziejach konfliktów zbrojnych zdarzały się różne sytuacje, ale czegoś takiego wcześniej nie było. Hitlerowskie Niemcy po raz pierwszy w historii przeprowadziły rabunek, który był dokładnie zaplanowany, metodycznie i logistycznie, na długo przed wybuchem wojny. Już w 1933 roku powstała Izba Kultury Rzeszy, werbując w swoje szeregi najwybitniejszych znawców oraz historyków sztuki. Jeździli oni na tereny, które później będą okupowane, pod pretekstem obejrzenia zbiorów oraz ewentualnej współpracy. Wszystko skrupulatnie obserwowali, zapisywali i rejestrowali, w efekcie czego po wybuchu wojny niemieccy dowódcy mieli dokładną mapę skarbów, wiedząc gdzie kierować swoje kroki.

– Uderzyli w naszą kulturę świetnie zdając sobie sprawę, że to ona kształtuje tożsamość i narodowe DNA. Przecież w obrazach Malczewskiego, Chełmońskiego czy Fałata zawarta jest polska dusza – mówi Ogórek. I podkreśla, że Wächterowie po wojnie mieli dwie wielkie posiadłości, w których nie brakowało zrabowanych dzieł sztuki. Problem w tym, że prawo międzynarodowe zostało tak skonstruowane, iż chroni sprawców, a nie ofiary. Kiedy w 2010 roku polska strona na aukcji odnalazła „Żydówkę z pomarańczami” pędzla Aleksandra Gierymskiego okazało się, że to my, mimo iż obraz został nam ukradziony, musimy za niego zapłacić. I to kwotę tak wysoką, że została na początku utajniona, żeby nie razić swoją wysokością opinii publicznej. Potomkowie zbrodniarzy ciągle są uprzywilejowani!

– To są obrazy z krwią na ramach. Bez problemu można je sprzedać w niemieckich czy austriackich antykwariatach, nie ma żadnych przepisów, które by to regulowały – mówi dzisiejsza prelegentka, podkreślając, że mimo niesprzyjającego prawa inne nacje potrafią walczyć o swoje. I to skutecznie. Chociażby Francuzi czy Amerykanie, a w szczególności tamtejsi Żydzi. Niestety, polscy urzędnicy w takich sytuacjach spuszczają głowy i zachowują się jak sieroty twierdząc, że i tak nic się nie da zrobić.

Na celowniku śmierci

Jaka była skala rabunku dokonanego przez Otto von Wächtera? Niewątpliwie ogromna, trudno ją jednak jednoznacznie sprecyzować. A jakie było życie tego niemieckiego zbrodniarza po zakończeniu wojny? Z badań Magdaleny Ogórek wynika, że przez 2,5 roku ukrywał się w Alpach Austriackich, gdzie początkowo towarzyszył mu jego 19-letni adiutant z SS. Potem, w 1949 roku, generał przedostał się do Rzymu, gdzie biskup Alois Hudal załatwił mu fałszywe papiery, na podstawie których miał być przerzucony do Ameryki Południowej, podobnie jak wielu jego kolegów po fachu. Czekając na sygnał w przebraniu mnicha przebywał w parafii Sacra Familia, tam nagle zachorował i po kilku dniach zmarł w szpitalu. Miał wówczas 48 lat, a jako przyczynę śmierci podano żółtaczkę zakaźną.

– Ja badając archiwa watykańskie trafiłam na pamiętniki biskupa Hudala w których pisze, że Wächter był człowiekiem wybitnym i miał do niego ogromny szacunek, bo nawet kiedy obce służby nagabywały go do współpracy odmówił paktowania z wrogiem, nie chcąc sprzedać swojej wiedzy – mówi dr Ogórek.

O jakich służbach wspomina Hudal? Wiadomo, że pod koniec wojny Amerykanie w ramach operacji pod kryptonimem „Paperclip” prowadzili tajne pertraktacje z wieloma niemieckimi zbrodniarzami, chcąc pozyskać ich wiedzę i doświadczenie. Dawano im nowe nazwiska i przemycano do USA, gdzie bezpiecznie żyli pracując na rzecz tego kraju. Szacuje się, że nową tożsamość uzyskało w ten sposób od kilku do kilkunastu tysięcy nazistów. Wśród nich było szereg znanych osób, między innymi nazywany ojcem NASA i amerykańskich sukcesów w kosmosie doktor Hubertus Strughold, jeden z największych zbrodniarzy wojennych, który dokonywał okrutne eksperymenty na więźniach obozu koncentracyjnego w Dachau…

Wächter za ocean nie dotarł. Prawdopodobnie, wbrew oficjalnej wersji, został otruty przez amerykańskiego agenta zwerbowanego przez wywiad sowiecki. Wiele wskazuje na to, że to właśnie Sowieci stali za jego śmiercią…

Piotr Gulbicki

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_