Czekam na swoją wielką rolę i mam nadzieję, że niebawem to nastąpi. Najważniejsze są upór i determinacja w dążeniu do celu – mówi zakotwiczona w Londynie aktorka Ewelina Niedźwiedź w rozmowie z Piotrem Gulbickim.
Brytyjska stolica jest dobrym miejscem do zrobienia filmowej kariery?
– Idealnym, to Broadway i Hollywood Europy w jednym. A może nawet lepszym, bo z dłuższą tradycją i historią. Pod kątem zawodowym czuję się tu pewniej niż w Polsce – nikt nie prześwietla czy pochodzę z rodziny o tradycjach aktorskich czy nie, a na castingach nie traktuje się ludzi jak robotów. Liczy się tylko to, co umiesz i co można z ciebie wydobyć. No i przede wszystkim ma się poczucie wsparcia.
Podczas pierwszego przesłuchania, w jakim brałam udział, mój język angielski był bardzo słaby, ale wykułam tekst na pamięć, zacisnęłam kciuki i poszłam w ciemno. Niestety, adrenalina dała o sobie znać i musiałam troszkę „poszyć”, co wyszło bardzo zabawnie, gdyż zupełnie pogubiłam się w gramatyce. A mimo to dostałam pochwałę od reżysera, który przyznał, że mam ogromną odwagę, widzi we mnie potencjał, a muszę jedynie podszkolić język i walczyć o swoje.
I walczysz?
– Cały czas, w ciągu sześciu lat pobytu w Londynie dużo się nauczyłam. Przyjechałam tu niedługo po studiach, chciałam spróbować czegoś nowego, posmakować innego życia. Początkowo czułam się jak małe dziecko, które zaczyna się uczyć mówić i od podstaw poznaje wszystko dookoła. Imałam się różnych profesji – byłam kelnerką, recepcjonistką, koordynatorką do spraw organizacji imprez, menedżerem sprzedaży, a jednocześnie, realizując swoje marzenia, rozwijałam się jako piosenkarka, modelka i przede wszystkim aktorka.
Stopniowo odkrywałam uroki Londynu, a West End, National Gallery, Regent’s Park czy Buckingham Palace to miejsca, które szczególnie podbiły moje serce – dzięki swojemu szykowi, elegancji, fantazji, tradycji. No i wisienka na torcie. Za sprawą siostry, która nas sobie przedstawiła, poznałam moją wielką miłość. Marek jest Czechem, pochodzi z Pragi, a nad Tamizą pracuje jako menedżer w restauracji. Przyznam, że na początku irytował mnie swoją pewnością siebie i wszędobylskim sposobem bycia, jednak z czasem luźna znajomość przerodziła się w płomienne uczucie. Zawsze mogę na niego liczyć, jest ostoją i najwierniejszym, poza mamą, kibicem dopingującym mnie w rozwoju aktorskiej kariery.
A ta przybierała różne fazy.
– Były okresy lepsze i gorsze, niemniej zagrałam w kilku ciekawych produkcjach, z których pierwszą był film „Girls for sale” Richarda Lipmana. Wcieliłam się tam w Zorę, młodą Ukrainkę uprowadzoną ze swojego ojczystego kraju do Londynu, gdzie zostaje zmuszona do prostytucji. To było ciekawe doświadczenie, gdyż prywatnie jestem bardzo silną, a zarazem ostrożną osobą, więc prawdopodobnie nie znalazłabym się w takiej sytuacji. Co więcej, przygotowując się do tamtej roli musiałam przestawić się nie tylko mentalnie, ale również fizycznie, zmieniając kolor włosów z blond na fioletowy.
Zagrałam też kelnerkę w serialu „The Royals”, siostrę głównej bohaterki w filmie „City of Tiny Lights” oraz pierwszoplanowe postacie w krótkometrażowych produkcjach „Think before you act” i „Transitions”.
Co było największym wyzwaniem?
– Płynne posługiwanie się językiem angielskim, a głównie opanowanie tutejszego akcentu. To trudne zadanie, dlatego cały czas szlifuję go na prywatnych lekcjach.
Natomiast teraz, z perspektywy czasu uważam, że było z mojej strony wielką odwagą, iż w wieku 24 lat opuściłam ojczysty kraj, wyjechałam na Wyspy i zaczęłam wszystko od nowa, żeby móc realizować swoją pasję. Nauczyłam się walczyć i wchodzić nawet przez zamknięte drzwi, chociaż nie zawsze tak było. Jako dziecko byłam raczej nieśmiała, rzadko bawiłam się z rówieśnikami, zdecydowanie woląc trzymać się spódnicy mamy czy babci, albo przebywać sama ze sobą. Najczęściej włączałam wtedy kanał MTV bądź kasety, gdzie miałam nagrane ulubione teledyski i tańczyłam oraz śpiewałam z dezodorantem w dłoni, który służył mi za mikrofon.
Później, z biegiem lat, poszło już z górki. W szkole podstawowej w moim rodzinnym Białymstoku nie było zbyt wiele grup teatralnych ani dodatkowych zajęć, natomiast całkiem nieźle rozwijał się fotomodeling, a lokalne radio dwa razy w roku organizowało wybory Miss. Dzięki udziałowi w tym konkursie po raz pierwszy znalazłam się w telewizji.
Warto w tym miejscu podkreślić, że miałam duże wsparcie ze strony rodziców. Mama Elżbieta jest pielęgniarką, natomiast tata Adam, frezer z zawodu, swego czasu profesjonalnie zajmował się fotografią – w latach, kiedy jeszcze używano rolek filmowych. Po części to właśnie dzięki niemu pokochałam pozowanie. Kiedy miałam 14 lat dostałam na urodziny wymarzony aparat cyfrowy i sama zaczęłam pstrykać sobie zdjęcia. Wtedy nie wiedziałam jeszcze, że jestem prekursorką selfie (śmiech). Fotki były robione nie tylko z ręki, aparat stawiałam też na statywie, przebierałam się i zastygałam w bezruchu na dziesiątą sekundę, bo na nią nastawiony był samowyzwalacz.
Z czasem zaczęłam przeglądać ogłoszenia w lokalnych mediach. Jeden z białostockich fotografów, Maciek Giedrojć-Juraha, zobaczył mnie na serwisie Fotka.pl i zaproponował sesję zdjęciową. Wyszła całkiem ciekawie, ale nie był to mój debiut, gdyż wcześniej pozowałam już Carlosowi Marcelo po konkursie piękności.
Dobre przetarcie przed karierą filmową.
– O tym zawodzie na poważnie zaczęłam myśleć w drugiej klasie liceum. Jedną z moich ówczesnych inspiracji była aktorka Eva Longoria, która dość długo czekała na sukces, ale kiedy w końcu dostała swoją szansę wykorzystała ją w 100 procentach. Wykreowała między innymi najbardziej charyzmatyczną i barwną postać w moim ukochanym serialu „Gotowi na wszystko”. Śledząc jej osiągnięcia sama również postanowiłam podążać tą drogą. Ukończyłam kierunek teatralno-aktorski na Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej w Łodzi, a w trakcie studiów, w latach 2007 – 2011, zagrałam w kilku ciekawych projektach. Wśród nich były seriale: „39ipół”, „Sędzia Anna Maria Wesołowska”, „Londyńczycy 2”, etiudy: „Bal przebierańców”, „Szoł Tajm”, „Ozon Man”, a także wideoklipy: „To nasze lato” zespołu Kavaa oraz „Żono moja” grupy Masters.
Zaczynałam jako statystka, stopniowo dostając poważniejsze role. W „Annie Marii Wesołowskiej” wcieliłam się w świadka dziewczyny o 180 stopni różnej ode mnie – plastikowej damy, dla której kasa, ciuchy, egzotyczne wakacje oraz starszy bogaty facet to osiągnięcia najwyższych lotów. Z kolei w serialu „Londyńczycy 2”, u boku Grażyny Barszczewskiej zagrałam pijaną rosyjską nianię. Po raz pierwszy na planie filmowym mówiłam po angielsku, a dodatkowo miałam osobistych kaskaderów pilnujących, żebym nie wypadła z okna na którym kręcona była scena.
Natomiast moim debiutem fabularnym, w którym dostałam główną rolę, była „Nawiedzona szosa” w reżyserii Dario Davisa. Moja bohaterka, Lena, to dziewczyna, która funkcjonuje między światem żywych i zmarłych, jest swego rodzaju medium w ciele nastolatki, rozmawiając z duszami tych, którzy są już po drugiej stronie. Jako fanka horrorów miałam dużo przyjemności podczas przygotowań tego obrazu, które trwały niemal pół roku. Niedługo potem wyjechałam do Anglii. Nowe miejsce, nowi ludzie – musiałam przetrzeć ścieżkę, natomiast doświadczenia jakie do tej pory zdobyłam powinny niebawem zaprocentować.
W jaki sposób?
– Obecnie uczestniczę w szeregu castingów i wiem, że w końcu nadejdzie mój czas. Ostatnio zagrałam w mini-serialu, który jest już w postprodukcji, ale póki nie ukaże się trailer nie mogę zdradzać szczegółów.
Poprzeczkę zawieszam sobie wysoko. Chcę występować w filmach i serialach kostiumowych, otrzymać rolę w musicalu na West Endzie, a także w kolejnej części „Harry’ego Pottera”. Odrębna sprawa to angaż u Tima Burtona. Uwielbiam jego produkcje i niepowtarzalny styl jaki prezentuje – mroczny, przerysowany, często połączony z musicalem. Prawdziwy geniusz kina, a „Edward Nożycoręki” to dzieło ponadczasowe.
Pragnę być aktorką charakterystyczną, taką, którą ludzie będą rozpoznawać może nie zawsze z nazwiska, ale z twarzy. Mam 30 lat, niemniej na tyle nie wyglądam, dzięki czemu mogę się wcielać również w postacie znacznie młodsze. Wszystko dopiero przede mną.
Próbujesz swoich sił również jako piosenkarka.
– Śpiewanie sprawia mi wielką frajdę, nagrałam dwie piosenki (rockową oraz bluesową) dostępne na iTunes i planuję kolejne. Kto wie, może uda mi się wydać płytę. Jednak aktorstwo jest na pierwszym miejscu, dlatego od ponad roku tworzę internetowy vlog poświęcony tej profesji. Pokazuję w nim jak przygotowywać się do danej roli, przytaczam anegdoty, radzę co robić, a czego unikać. Kieruję go do kolegów aktorów, dzieląc się swoimi doświadczeniami, odczuciami oraz poradami. Materiały są po angielsku, a ich przygotowanie sprawia mi wiele przyjemności, motywując do dalszego działania i rozwoju…