10 lutego 2019, 09:07 | Autor: admin
Agnieszka Osiecka wiele razy z miłości umierała…
Na specjalne życzenie widzów na scenę londyńskiego POSK-u wraca w ten weekend tytułowy spektakl. Najpiękniejsze piosenki Agnieszki Osieckiej, muzyka na żywo i doskonałe aktorstwo ulubionych aktorów ScenyPolskiej.UK. Z aktorką Joanną Kańską rozmawia Jarosław Koźmiński.

Patrzę na okładkę dzisiejszego „Tygodnia”, czy tam w scenie ujętej na zdjęciu umiera pani z miłości?

– Agnieszka Osiecka wiele razy z miłości umierała…

A pani?

– Ja? Ależ pytanie! Hmm. Ja też…

Może dlatego koleżanki mówią, że tutaj gram siebie. I że mi łatwo.

Ja się zawsze zakochiwałam. A pierwszy raz to jak byłam w zuchach, oczywiście w starszym chłopcu, już harcerzu.

Harcerska miłość? Takie to grzeczne i przyzwoite… Nie ma miejsca na dramaty i umieranie.

– Dlaczego szukać tu nieprzyzwoitości? Ooo! To taki typowo męski punkt widzenia. Bo kobiety zawsze  c z y s t ą  miłością kochają. A wszelkim nieczystościom to ulegają tylko dlatego, że mężczyźni nalegają. (śmiech) I stąd problemy.

I tak było z Osiecką?

– Tak.

To smutno będzie w teatrze.

– Nie. To jest spektakl pokazujący wnętrze kobiety, która nie jest płytka ani jednowarstwowa. Agnieszka Osiecka ma wiele twarzy, wiele osobowości – wszystkie one się w niej mieszają i gotują.

Ja uważam, że Osiecka jest geniuszem, a geniusze są ludźmi wyjątkowego rodzaju. Przede wszystkim nie poddają się naszym normalnym przepisom na życie.

Tacy źle kończą.

– Pan mnie ciągle prowokuje. (śmiech) Ona nie kończy źle! Ktoś kto się nigdy nie zakochał, nie cierpiał, nie przeżywał uniesień… był skończony zanim w ogóle zaczął! Co to za życie, jak nie ma się takich przeżyć, jakiegoś szaleństwa.

I tak przeszliśmy do pierwszej piosenki spektaklu: „Wariatka tańczy”.

– Ta piosenka jest w końcu jej życia. Gdy przeszło się już dużo, bardzo dużo… ale się jeszcze szaleje, jeszcze się jest w wirze uczuć, jeszcze się nie poddaje i czeka na następne szaleństwo. I niekoniecznie sprowadza się to do takiej fizycznej miłości, mówimy o uniesieniach, tęsknocie za czymś, pogoni żeby jeszcze coś osiągnąć… to wcale nie musi być mężczyzna, może być też jakieś marzenie.

Teraz to pani stawia sprawę z kobiecego punktu widzenia.

– Bo przecież między kobietą a mężczyzną są duże różnice i jakkolwiek staramy się wyrównać nasze prawa i obowiązki – za czym ja całkowicie stoję i uważam że tak powinno być – to jako ludzie jesteśmy równi. Kobiety i mężczyźni są równi! Natomiast jako płeć jesteśmy zupełnie inni i powinniśmy celebrować te nasze różnice. Prawda?

O tak, jako mężczyzna jestem bardzo za tym, celebrujmy nasze różnice… Osiecka też celebrowała.

– Jeżeli pomyślimy w jakich czasach ona żyła, w y k w i t ł a… bo o Osieckiej trzeba mówić wyjątkowymi słowami, o rozkwicie tej osoby w takim jakimś szale twórczym w peerelowskiej rzeczywistości.

Przyszło jej nawet napisać słowa do całkiem zgrabnej, poetyckiej piosenki, ale wciąż z filmu o czterech pancernych…

To były sztywne czasy; siermiężna, zgrzebna ta Polska. Dziewczyny nie mogły żyć tak samopas, nie za bardzo przychylnie na to się patrzyło. Nie można było sobie pozwolić mieć dziecko samej, bez męża. Społeczne konwenanse ciągle były bardzo mocne. Mocno ją krytykowano za to, że zostawiła męża i dziecko. Rozwiodła się. Ale trzeba wiedzieć, że córka miała bardziej stabilne życie przy tym mężu. Wcale nie była złą matką. Problemem jest, że mężczyźnie wybacza się łatwo, że zostawia rodzinę, to jest OK. A kobiecie? Wciąż uważamy, że kobieta musi mieć ten wrodzony instynkt i nic jej z tego nie zwalnia. Nie wyzwala… A Osiecka była wolnym motylem. Niczemu się nie podporządkowała.

Osiecka to po prostu piekielnie inteligentna kobieta.

– Genialna. Jakaż to erudycja, jakie bogactwo wypowiedzi, wprost kopalnia słów. I ta niesamowita wyobraźnia, wizyjność, bystrość obserwacji. Spójrzmy w jaki sposób ona potrafiła dostrzec pewne życiowe drobiazgi życiowe, które wszyscy znamy, ale jakoś nie zatrzymujemy się żeby na nie popatrzeć, nie umiemy ich nazwać.

Była wyjątkowo wrażliwym człowiekiem. Dlatego tak cierpiała. Bo każdy kto jest nadwrażliwcem będzie czuł i cierpiał więcej.

A co to za historia z tym wyzieraniem (czy wydzieraniem się) zza parawanu, który widzimy w scence na zdjęciu z okładki?

– Nie chcę zdradzać szczegółów. Zapraszam na spektakl.

Na scenie pokazujemy Osiecką w różnych ujęciach. Różne jej oblicza. Gra ją kilka aktorek. Dopiero potem łączymy się w jedno.

Jest jeszcze postać córki, która gdyby tłumaczy swoją matkę… że może nie była taka konwencjonalna, jak wszyscy by chcieli, ale była świetną „rozwiedzioną matką”.  I to dzięki niej życie tej córki było inne: to ona mi otworzyła oczy na świat, ona mi pokazała jak patrzeć, jak czuć, jak rozumieć ludzi i to co oni przechodzą. Ta córka jest o tyle bogatsza od innych… Choć matka nie kładła jej do łóżka, nie gotowała… Cóż, coś za coś.

Geniusze przeważnie nie poddają się tym rodzinnym rygorom i wymogom. Oni może znajda partnera, wejdą w związek, ale nigdy nie będzie ich w domu, oni są w swoim świecie – tworzą. Oni walczą z czasem, bo wiedzą, że kiedyś muszą umrzeć. Muszą zdążyć dokonać wszystko to, co mają dokonać. Nie chcą tracić czasu na domowe zupki.

A dziewczyna z Portofino?

– Portofino się podoba widzom! Jest bardzo romantyczna, wyciska łzy. Ta biedna dziewczyna, która była uwiedziona przez turystę i myślała że za niego wyjdzie, że będą ją wszyscy podziwiać… My się troszkę z tego śmiejemy, że to takie trochę ckliwe. Ale wielu osobom to się stało w życiu. Nie jest to takie obce naszym paniom. Wciąż przemawia, budzi emocje.

Ale my na scenie traktujemy to troszeczkę z przymrużeniem oka.

Natomiast są jeszcze takie piosenki jak ta: …na całych jeziorach ty…, która mówi o niesamowitym momencie uniesienia (tj. o miłości). Właśnie ty jesteś tym moim widnokręgiem…

I pani to śpiewa?

– Nie, ja w ogóle nie śpiewam… gdzieżby… jeszcze tego brakuje żebym śpiewała!

Jak to?! Ten wywiad ma być zapowiedzią spektaklu muzycznego z najlepszymi piosenkami Osieckiej, a tu słyszę, że pani nic nie śpiewa?!

– Akurat tu jedną tylko piosenkę… (śmiech) A tak mówiąc poważnie, to ja przeważnie robię piosenki aktorskie czyli takie gdzie mogę sobie podegrać raczej niż podśpiewać. Głos mi się zniszczył jeszcze w szkole aktorskiej.

Kto przychodzi na wasze spektakle? Kogo byście chcieli wiedzieć u siebie?

– Muszę powiedzieć, że nasza widownie się zaczęła się powiększać. Coraz więcej jest ludzi młodszych od nas. Czterdziestolatków, trzydziestolatków którzy do niedawna nie byli zainteresowani naszym teatrem i w ogóle polonijnym życiem kulturalnym. A tymczasem ludzie przestają żyć tylko w pogoni za pieniądzem. W weekend mają ochotę wpaść do teatru. Oczywiście nie ma tego co dawniej, że graliśmy od czwartku przez weekend i grało się przez parę tygodni. Teraz gramy tylko w weekendy, ale zaczynamy mieć prawie pełne sale. Bardzo się z tego cieszę.

To w ten weekend zobaczymy czy warto umierać z miłości.

– Zobaczmy.

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_