W poniedziałek miało miejsce w Londynie pierwsze z serii spotkań z przedstawicielami ambasady RP i konsulatu, które mają na celu m.in. omówić sytuację Polaków w Wielkiej Brytanii po brexicie i odpowiedzieć najbardziej nurtujące ich pytania.
– Mamy bardzo mocną reprezentację i konsulatu, i ambasady, po to, żeby pytania, na które nie będę w stanie odpowiedzieć – lub nie będę w stanie odpowiedzieć szczegółowo – zostały odpowiedziane po spotkaniu w tej mniej formalnej części. Wiemy, że tych problemów jest wiele i są one bardzo różnorodne. Z naszego punktu widzenia kwestia brexitu jest najważniejsza, bo ona dotyczy wszystkich naszych obywateli, którzy mieszkają i pracują w Wielkiej Brytanii. Natomiast jest też bardzo wiele spraw pojedynczych dotyczących spraw konsularnych czy kwestii prawnych. Tematyka spotkania będzie odpowiadała zapotrzebowaniem osób, które przyjadą na spotkanie – zapewniał ambasador w czasie konferencji prasowej przed spotkaniem. Czy tak się stało?
Nihil novi?
Z informacji ambasady wynika, że swój udział w spotkaniu (poprzez rezerwację w systemie Eventbrite) potwierdziło 250 osób. Po tej frekwencji widać, że Polacy żywo interesują się tematem swoich praw po brexicie.
Choć można było się spodziewać, że niczego nowego Polacy nie będą w stanie się dowiedzieć w czasie spotkania z przedstawicielami polskiej dyplomacji, którzy niewiele mają do powiedzenia w kwestii finalnych ustaleń brexitowych, widać że ambasador i konsulowie solidnie odrobili lekcję i nawet na najbardziej absurdalne pytania odpowiadali kulturalnie i rzeczowo.
Na przykład niepracujący ojciec, który otrzymuje universal credit, dostał konkretne potwierdzenie, że jak najbardziej kwalifikuje się do aplikowania o settled status. Na pytanie, co w przypadku upływu ważności dokumentu, jaki zgłosiło się w czasie aplikacji (np. paszportu), konsul Magdalena Kozak wyjaśniła, że wystarczy zalogować się do systemu i podać numer nowego dokumentu. Pani konsul również bardzo klarownie wytłumaczyła zebranym, na czym polegają główne różnice pomiędzy settled status i obecnym permanent residence certificate, zapewniając, że osoby, które posiadają już ten drugi dokument mogą spać spokojnie i aplikacja o settled status, choć nieunikniona, jest dla nich formalnością.
Przed rokiem 2020 nikt nie ma prawa pytać o settled status
Na zaniepokojenie Wiktora Moszczyńskiego brakiem fizycznego dokumentu poświadczającego uzyskanie statusu, ambasador zareagował, że trwają rozmowy nad stworzeniem fizycznego dokumentu, który będzie mógł się posługiwać obywatel Unii Europejskiej.
– Zdajemy sobie sprawę z niedoskonałości sytemu, który jest obecnie w fazie testowej – że jest on dostępny tylko w internecie i tylko można z niego skorzystać za pomocą telefonu komórkowego z systemem operacyjnym Android. To jest poważne ograniczenie dostępu. Wszelkie takie sygnały, jak również sygnały o nieprawidłowościach w działaniu aplikacji są przez nas zgłaszane do Home Office – podkreślił ambasador.
Ważną rzecz dodała także obecna na sali Barbara Drozdowicz, szefowa EERC.
– Do roku 2021 nikt nie ma prawa pytać nas o to, czy uzyskaliśmy status osiedlony. Każde takie zapytanie czy wymóg stawiane przez pracodawcę czy wynajmującego mieszkanie, można zgłosić jako działanie dyskryminacyjne – mówiła Drozdowicz, która tego wieczoru była skarbnicą wiedzy na temat praw obywateli polskich po brexicie (opracowany tekst jej wystąpienia znajduje się obok).
Nie udało się natomiast otrzymać odpowiedzi osobom, które opisywały bardzo specyficzne sytuacje, np. pytania o to, co stanie się z dziećmi, które zostały odebrane polskim rodzinom przez Social Service i obecnie przebywają w rodzinach zastępczych lub o sytuację osób bezdomnych, których status w tym kraju jest bardzo często nieuregulowany.
– Jest to tak skomplikowane, że każdą pojedynczą sprawę należy traktować jednostkowo i chętnie do tej sprawy się ustosunkujemy – zapewnił ambasador.
Polak dla Polaka jest na ziemi brytyjskiej najbliższą osobą
Część osób niestety wydarzenie w POSK-u potraktowała jako sposobność na wylanie wszelkich żali na niedoskonałości w funkcjonowaniu konsulatu i ambasady oraz rzekome niedociągnięcia w ich działaniu lub też swoich frustracji politycznych, co doprowadziło kilkukrotnie do zakłócenia porządku spotkania. Część osób zamiast zadać pytanie, prowadziła monologi, zabierając cenny czas osobom, które chciały uzyskać konkretne informacje. Zatem formuła spotkania otwartego, które pozwalało zadać w zasadzie każde pytanie, nawet takie niedotyczące brexitu, nie do końca się sprawdziła. Brawami za to nagrodzono wypowiedź jednego z uczestników, który przypomniał, że Polak dla Polaka jest na ziemi brytyjskiej najbliższą osobą i zaapelował o to, żebyśmy się wzajemnie szanowali.
Pod rozwagę organizatorów poddaję, czy w związku z tym nie lepszym rozwiązaniem byłoby zorganizowanie konsultacji tematycznych, w których w mniejszych grupach specjaliści w poszczególnych dziedzinach mogliby precyzyjnie odpowiadać na konkretne problemy – tak jak na przykład miało to miejsce w przypadku konsultacji zorganizowanych przez brytyjską ambasadę dla Polaków w Wielkiej Brytanii.
A jak czytelnikom „Tygodnia Polskiego” podobało się spotkanie w POSK-u? Zachęcamy do dzielenia się wrażeniami z wydarzenia, które opublikujemy w kolejnym numerze.
Magdalena Grzymkowska