Jednocząca się Europa, która była niezaprzeczalną ostoją cywilizacyjnego rozwoju kontynentu przez wiele dekad, zawsze była przedmiotem różnych ataków od wewnątrz, szczególnie ze strony marginalnych ugrupowań nacjonalistycznych czy komunizujących. Przed kryzysem gospodarczym w 2008 roku, gdy gospodarka rynkowa i praktyki demokratyczne rozwijały się pomyślnie, te grupy niezadowolonych mogły wyrażać swoją dezaprobatę, ale można było je śmiało ignorować.
Po krachu, z czasem, wszystko w Europie się zmieniło. Rosnąca fala roszczeń społecznych i gospodarczych w poszczególnych krajach zamieniła się w poważne ruchy eurosceptyczne, które grożą rozsadzeniem koncepcji zjednoczonej Europy od wewnątrz. Nagle nie tolerowano już coraz bardziej rosnących głębokich podziałów społecznych, krytykowano wyzywające sobiepaństwo i rozrzutność zarówno biurokracji, jak i europarlamentarzystów w Brukseli, obawiano się dopływu masowej wielomilionowej rzeszy uchodźców z Afryki i Azji, i narzekano na istnienie jednej strefy walutowej euro, która dławiła wszelkie mechanizmy do rozwoju gospodarki w państwach śródziemnomorskich. Ostatnio niemieckie Centrum Polityki Europejskiej wykazało, że jedynymi beneficjantami waluty euro, od jej zarania 20 lat temu, są Niemcy i Niderlandy, a największe straty w stopie życiowej zaznali Włosi, Grecy i Francuzi.
Ale wiemy, że Unia Europejska ma przede wszystkim swoich wrogów zewnętrznych w postaci Rosji, Izraela, Chin i USA.
Wszyscy odczuwamy stałe próby ze strony Rosji, która w swojej wiecznej paranoi o rzekomym oblężeniu Rosji i podważeniu jej prestiżu stara się podminować swoich mniemanych wrogów, a szczególnie Unię. Prowadzi wojnę hybrydową poprzez pogróżki militarne, kampanię dezinformacji w internecie, subsydiowanie organizacji nacjonalistycznych czy lewicowych, które zwalczają Unię Europejską i przez fizyczne rozboje na terenach przylegających do Europy, a szczególnie na Ukrainie. Innym przykładem to próba zgładzenia byłego agenta Skripala w Anglii przy użyciu broni biologicznej. Oczywiście Putin nie deklaruje, że jego celem jest zniszczenie Uni,i ale każdy jego czyn w polityce europejskiej sprowadza się do dwóch zasadniczych elementów – a więc podniesienie prestiżu Rosji, a po drugie rozbicie układów międzynarodowych, które jednoczyły demokracje zachodnie, a przede wszystkim pakt atlantycki i Unię. Obecnie Rosja ma już nawet poparcie szeregu rządów unijnych, takich jak Włochy, Grecja i Węgry, i stara się pozyskać ich więcej. Ma wspólne cele polityczne i socjalne z wieloma organizacjami prawicowymi jak UKIP w Wielkiej Brytanii, czy Liga we Włoszech, czy AfD w Niemczech. Wpływy medialnych agentur rosyjskich jak stacja telewizyjna RT są bezwstydnie promowane, a główni doradcy Jeremy Corbyn’a w Londynie też są wyraźnymi sympatykami rosyjskiej polityki dezinformacyjnej. Najnowszym przykładem bezkarnej promocji interesów Kremla jest bezczelne zatrudnienie w biurze Parlamentu Europejskiego Jelizabety Peszkowej, córki Dmitra Peszkowa, głównego propagandysty Putina.
Innym, nowszym z kolei, wrogiem Unii wydaje się być obecny rząd izraelski, zrażony poparciem znacznej części państw unijnych dla niezależnego państwa palestyńskiego, co jest sprzeczne z najnowszą konstytucją Izrael,a która praktycznie pozbawia mniejszości arabskiej praw obywatelskich. Również niezależna polityka europejska wobec Iranu denerwuje premiera Netanyahu, w momencie kiedy Izrael szykuje się na ostrą konfrontację wojskową z Iranem w Syrii. Ostatnio rząd izraelski robił wszystko, aby podważyć autorytet głównej rzeczniczki unijnej do spraw zagranicznych Federici Mogherini, udaremniając parokrotnie jej przyjazd do Izraela. Poza mniej czy bardziej skutecznym naciskiem na organizacje żydowskie w krajach europejskich, premier Netanyahu starał się zachęcać wschodnie państwa unijne do prowadzenia oddzielnej bardziej pro-izraelskiej polityki zagranicznej. W tym celu zaprosił państwa grupy wyszehradzkiej na szczyt tego paktu w Jerozolimie. Co prawda nic z tego nie wyszło po obraźliwych wypowiedziach najpierw samego Netanyahu, a potem izraelskiego ministra Israela Katza, który powtórzył stare oszczercze, a właściwie rasistowskie, stwierdzenie, „że Polacy wyssali antysemityzm z piersi matczynej”.
Lecz jedyny ośrodek władzy, który otwarcie deklaruje, że jego głównym wrogiem ma być Unia Europejska jest obecny rząd… w Waszyngtonie. Historyczna współpraca Stanów Zjednoczonych z jednoczącą się Europą trwa od zarania Planu Marshalla i była kotwicą powojennego Pax Americana na świecie. A jednak prezydentura Donalda Trumpa wprowadziła nowy rozdział w polityce zagranicznej Stanów Zjednoczonych oparty na kontrowersyjnym haśle America First. Nie ważne są istniejące zobowiązania i struktury instytucjonalne skonstruowane przez Stany Zjednoczone. Trump stara się unieważnić poprzednie umowy handlowe na Oceanie Spokojnym, chce podważyć unię celną z Kanadą i Meksykiem, odgradza Meksyk od USA murem i stara się obniżyć status Banku Światowego przez nominację bankowca który jest stałym krytykiem działalności banku. Z Chinami zaczyna wojnę celną, którą rozszerza na inne państwa, między innymi na państwa unijne. Trump zadeklarował nawet, że eksport europejskich części samochodowych zagraża bezpieczeństwu Ameryki.
W polityce wobec ONZ (gdzie amerykański ambasador groził cofnięciem subwencji za wyrażenie potępienia dla polityki Izraela), wobec umowy paryskiej dotyczącej zmiany klimatu, wobec umowy rozbrojeniowej z Iranem, wobec niejasnej przyszłości NATO, Trump robi wszystko żeby wyznaczyć nowy kierunek polityki amerykańskiej i podważyć stary porządek. Zbliża się do władców autorytarnych jak Putin, Netanyahu, Kim Dzong Un, książę koronny Muhammad Ibn Salman czy Rodrigo Duterte z Filipin; oddala się, często dość gwałtownie, od demokratycznych polityków jak Merkel, Trudeau czy Macron którzy, według Trumpa, prawią mu wciąż morały na temat praw człowieka czy ochrony środowiska.
Rozbicie Europy na „starą” Europę (czyli zachodnią liberalną), a „nową” (czyli wschodnią i nacjonalistyczną), jest wyraźnym celem jego polityki. Jego doradca do spraw bezpieczeństwa, John Bolton, uważa że Unia Europejska jest „czołowym źródłem rzeczywistej polityki globalistycznej”, która podważa suwerenność poszczególnych państw, bo on uważa że tylko na skali jednego państwa można uzyskać autentyczny mandat demokratyczny. Bolton widzi w rozwoju Unii zagrożenie dla niezależności samych Stanów Zjednoczonych. Zachodnioeuropejskie państwa, według niego, są „przesiąknięte antyamerykanizmem.” Wsparcie państw europejskich dla praw człowieka utożsamia z kulturalnym imperializmem który stara się podważyć państwa narodowe przez „powstrzymanie i zawstydzenie” ich poczynań.
Stąd sympatyczne podejście amerykańskiego sekretarza stanu Mike Pompeo do rządu polskiego, którego postrzega jako część przeciwwagi wobec wpływom Niemiec czy Francji. Rząd polski nie moralizuje i nie poucza Trumpa. Dlatego Amerykanie zgodzili się tak chętnie na bazę wojskową w Polsce i namówili Polskę na odegranie roli gospodarza konferencji w Warszawie, rzekomo na temat pokojowego rozwiązania problemów Bliskiego Wschodu, ale właściwie by podbudować koalicję antyirańską. Stąd również mocne poparcie Trumpa dla zwolenników Brexitu w UK i mamienie ich nową umową handlową która prawdopodobnie osłabi mocne unijne kontrole konsumenckie i ekologiczne, i podważy państwowy status popularnej brytyjskiej służby zdrowia. W czasie wizyt w lutym do Bratysławy, Warszawy i Budapesztu, Pompeo chwalił walkę tych narodów o wolność i niepodległość, ale ani razu nie uznał roli Unii Europejskiej jako wzoru tej “wolności”, którą te narody starały się osiągnąć.
Tradycyjna Europa ma zamiar bronić się. Angela Merkel mocno skrytykowała politykę amerykańską w obecności wiceprezydenta Mike Pence w czasie konferencji międzynarodowej w Monachium. Krytykowała nagłą decyzję wycofania wojsk amerykańskich z Afganistanu i Syrii bez konsultacji z sojusznikami europejskimi, i potępiła groźby amerykańskie wobec państw, które nie przyłączają się do sankcji wobec Iranu. Dostała stojącą owację od uczestników konferencji, czyli głównie od poważnych dyplomatów nie dających się tak łatwo ponieść emocjom.
Poparł ją mocno Jang Jieczi, chiński minister spraw zagranicznych, który stanął w obronie handlowych umów multilateralnych, potrzeby ochrony środowiska i zapobieganiu proliferacji broni nuklearnej. Był w tym pewien cynizm, bo Chińczycy też dążą do światowej hegemonii gospodarczej i technologicznej, ale obecnie wykorzystują nieobliczalne wybryki rządu amerykańskiego, aby przedstawić siebie jako strażników starego porządku.
Ale obecny na tej konferencji stary lis, rosyjski minister spraw zagranicznych, Sergei Ławrow, mógł tylko przyglądać się temu przemówieniu z satysfakcją. Rozbicie współpracy dwóch filarów świata zachodniego, czyli USA i UE, jest zasadniczym celem polityki rządu Putina. Trump tę pracę wykonuje bez żadnej zachęty ze strony rosyjskiej. W tej chwili, z różnych powodów, wtórują Trumpowi rządy polski i brytyjski. Mimo że obydwa te państwa nie mają złudzeń co do wrogich intencji Rosji, lecz w swojej polityce eurosceptycznej spełniają rolę usłużną dla interesów rosyjskich i dla wsparcia szkodliwego chaosu w polityce światowej zainicjowanego przez administrację prezydenta Trumpa.
Wiktor Moszczynski