08 kwietnia 2019, 12:33 | Autor: admin
Republika Federalna Nazistów
Jakie ma wady i zalety współczesna polska Konstytucja? Dlaczego zachodnie media od lat szkalują nasz kraj przypisując Polakom współodpowiedzialność za Holocaust? O tym mówili goście znad Wisły – dr hab. Przemysław Czarnek i dr Leszek Pietrzak – podczas spotkania w londyńskim Ognisku Polskim.

Dwóch prelegentów, dwa wykłady, jeden wieczór – niedzielny, zorganizowany przez Koło Myśli Niezależnej. I dwa tematy – odrębne, ale tylko z pozoru, pokazujące współczesną rzeczywistość na tle historycznych meandrów.

W oparach absurdów

Jest prawnikiem, a jednocześnie wojewodą lubelskim. Dr hab. Przemysław Czarnek nie ukrywa, że żyjemy w czasach relatywizmu i pomieszania pojęć, gdzie różnorakie mniejszości starają się narzucać swoją wolę większości. Z jednej strony walka z religią, rodziną, tradycyjnymi wartościami, a z drugiej promocja swoiście rozumianego postępu.

– Ja po krytyce marszu równości w Lublinie, kiedy powiedziałem, że nie godzę się z promocją zboczeń, dewiacji i wynaturzeń, zostałem oskarżony o szerzenie nienawiści, a sprawa trafiła do sądu – opowiada Czarnek, dodając, że nie mniejszym kuriozum był list podpisany przez grupę profesorów z Uniwersytetu Warszawskiego, skierowany do władz jego macierzystej uczelni, Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, w którym domagają się wszczęcia postępowania dyscyplinarnego wobec niego. Powód? Dyskryminowanie osób innych orientacji seksualnych i… zaprzeczanie podstawowym ustaleniom nauki.

Absurdów nie brakuje, chociażby takich, że samozwańczy obrońcy demokracji, demonstrujący na polskich ulicach, powołują się na Konstytucję, której najwyraźniej nie rozumieją. Bo pomimo wszystkich swoich wad, obecna ustawa zasadnicza ma również pozytywne strony – jest w niej odwołanie do Boga, zasady pomocniczości, dobra wspólnego. Chroni ona także małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, a jednocześnie w sposób modelowy definiuje stosunki państwo – Kościół.

To ważne zapisy, jednak nie przesłaniają one faktu, iż obecna Konstytucja z kwietnia 1997 roku została uchwalona o kilka lat za późno, a wyprzedziły nas w tym względzie wszystkie państwa byłego bloku sowieckiego. Stało się tak nieprzypadkowo – ówcześni decydenci zwlekali celowo, żeby załatwić wszystkie swoje interesy, które wynikały z umów okrągłego stołu. Co więcej, w ustawie nie ma żadnego zapisu wykazującego ciągłość z Konstytucją II RP, a nawiązuje ona bezpośrednio do tej PRL-owskiej z 1952 roku. Stąd problemy z dekomunizacją, uwłaszczeniem, reprywatyzacją…

Jak feniks z popiołów

– W sensie prawnym nadal istnieje ciągłość z państwem komunistycznym, które swój początek wywodziło od ogłoszenia Manifestu Lipcowego w 1944 roku – mówi Czarnek, praprzyczyn aktualnej sytuacji doszukując się kilka wieków wstecz. W XVII stuleciu kwitły polski język i kultura, a państwo było jednym z najsilniejszych w Europie, również pod względem militarnym. Rok 1610 rok, kiedy Polacy zajęli Kreml, a syn króla Zygmunta III Wazy Władysław został rosyjskim carem, oznaczał apogeum tej świetności. Brakowało tylko kropki nad „i”, dzięki której do dziś moglibyśmy pozostawać potęgą.

Niestety, z czasem było coraz gorzej. Liberum veto, wolne elekcje, konfederacje – to wszystko prowadziło do osłabienia Rzeczypospolitej, uzależniając ją od prywaty magnatów, szlachty i obcych wpływów. Kulminacją postępującej degrengolady okazał się pierwszy rozbiór Polski w 1772 roku. Dopiero wtedy zaczęto wprowadzać reformy, tyle że były one spóźnione i nieadekwatne do czasu w którym je podejmowano, a Konstytucja 3 Maja, pierwsza w Europie i druga na świecie, nie mogła zmienić dalszego biegu historii.

– Chwalimy się nią i słusznie, bo była próbą naprawy sytuacji, ale niestety jej efekt, patrząc z dzisiejszej perspektywy, okazał się fatalny. Obowiązywała tylko rok i uruchomiła ogromny protest magnaterii oraz szlachty, która zwróciła się do carycy Katarzyny II, skarżąc się na zamach na demokrację szlachecką. Zauważmy, że podobne argumenty padają dziś z ust tak zwanej opozycji, przywiązanej do bezkarności i swoich przywilejów – mówi Czarnek, podkreślając, że w historii są okresy i uwarunkowania, kiedy wszystkich zamierzeń wcielić w życie naraz się nie da, gdyż przynosi to odwrotny efekt. W tamtej konkretnej sytuacji interwencja zbrojna Rosji doprowadziła do Powstania Kościuszkowskiego i kolejnych rozbiorów, a polskie ziemie znalazły się pod jarzmem zaborców. Duch narodowy zacierał się, ba, w niektórych kręgach nie poczuwano się już do polskości. Siłą spajającą społeczeństwo był Kościół i przywiązanie do wiary katolickiej – bez tego nie byłoby odzyskania niepodległości. Po 123 latach niebytu państwo polskie ponownie powstało, jak feniks z popiołów – udało się scalić naród pomimo podziałów kulturowych, politycznych oraz prawnych i to w sytuacji mocno zróżnicowanej narodowościowo. Polaków było bowiem 65 proc., a pozostałą część stanowili przedstawiciele innych narodowości, często wrogo do nas nastawionych.

Zaczęła się budowa od podstaw zrębów państwowości, gospodarki, przemysłu. Ale była też ostra walka polityczna i dwie konstytucje. Ta druga, kwietniowa z 1935 roku, mimo że bardzo dobra generowała opór przeciwników silnego państwa.

Polskie obozy koncentracyjne

Doktor historii, redaktor, publicysta. Leszek Pietrzak, drugi dzisiejszy prelegent, przyjechał do Londynu z książką „Tajna wojna Niemców z Polską”. Jej okładka jest symboliczna, obok siebie stoją bowiem przywódca III Rzeszy Adolf Hitler, szef zachodnioniemieckiego wywiadu gen. Reinhard Gehlen oraz kanclerze – Helmut Kohl i obecna szefowa rządu Angela Merkel. Ta ostatnia w brunatnym żakiecie.

Niemcy od lat prowadzą konsekwentną politykę historyczną, polegającą na pomniejszaniu swojej odpowiedzialności za zbrodnie popełnione podczas II wojny światowej i przypisywaniu ich innym, głównie Polakom. Zaczęło się to już w 1943 roku, kiedy po przegranych bitwach pod Stalingradem i na Łuku Kurskim ówczesne nazistowskie elity uświadomiły sobie nieuchronność klęski, rozpoczynając przygotowania do nowej powojennej rzeczywistości. To wtedy narodził się pomysł dwóch operacji. Pierwsza, polegająca na maskowaniu popełnionych zbrodni, zwłaszcza tych na froncie wschodnim, nie mogła się udać ze względu na ich ogromną skalę. Natomiast druga zakończyła się sukcesem. Jej celem było przetransferowanie bogactw III Rzeszy, w większości zrabowanych w podbitych i okupowanych krajach Europy, w bezpieczne miejsca, żeby móc z niech korzystać w przyszłości. Waluty i złoto trafiały głównie do Szwajcarii, Hiszpanii i Portugalii, a następnie za nimi szły technologie i ludzie. Za główną bazę hitlerowcy obrali sobie Amerykę Południową, gdzie mogli prowadzić biznesy zostając z czasem lokalną elitą. Ten kapitał stał się podstawą rozwoju i cudu gospodarczego RFN w latach 50. ubiegłego stulecia.

– Ja nazywam to państwo Republiką Federalną Nazistów, bo pomimo zapowiedzi denazyfikacji ów proces był bardzo ograniczony. Dawni funkcjonariusze III Rzeszy świetnie odnaleźli się w nowych realiach, zostawali członkami rządu, dziennikarzami, naukowcami, prawnikami – wylicza Pietrzak, dodając, że problemem pozostawała jedynie kwestia wizerunkowa niemieckiego państwa, utrudniająca relacje z innymi krajami. Ociepleniem tego obrazu miał zająć się zachodnioniemiecki wywiad kierowany przez gen. Reinharda Gehlena, w czasie wojny szefa wywiadu wojskowego, który potem przystał na współpracę z Amerykanami. To jego ludzie, wśród których nie brakowało byłych esesmanów, wpadli na pomysł żeby rozpowszechniać sformułowanie „polskie obozy koncentracyjne”. W drugiej połowie lat 50. ubiegłego wieku zaczęło się ono przewijać w niemieckich mediach, na co władze PRL nie zwracały większej uwagi traktując to jako przejaw imperialistycznej propagandy w dobie zimnej wojny.

Granty, stypendia, nagrody

Z czasem było coraz gorzej. W latach 90. pojawił się temat żydowskiego mienia ofiar Holocaustu, silnie nagłaśniany w USA, dodatkowo wzmacniany oskarżeniami Polaków o antysemityzm i zbrodnie przeciwko Żydom. „Polskie obozy koncentracyjne” na dobre zadomowiły się w światowych mediach, co więcej, w przestrzeni publicznej funkcjonują też zwroty „polscy strażnicy obozowi”, „polskie getta”, a nawet „polskie SS”. To bardzo niszczy nasz wizerunek, a rozpowszechniane kłamstwa, przy obecnej znikomej wiedzy historycznej zachodnich społeczeństw, przynoszą pożądany skutek.

– Jak tak dalej pójdzie może okazać się, że w 1939 roku Wehrmacht wkroczył do Polski po to, żeby ratować Żydów przed morderczymi zakusami Polaków. I wcale nie jest to taki nierealny scenariusz – przestrzega Pietrzak, podkreślając, że również przedstawiciele polskiego establishmentu niejednokrotnie powielają te schematy. Często są oni beneficjentami niemieckich fundacji, od których otrzymują granty, stypendia, nagrody. Ci ludzie reprezentują obce interesy zaciekle atakując obrońców Polski i polskości.

Ale to nie jedyny problem. Ostatnio ujawnił się potężny antypolonizm w Izraelu, a oskarżenia formułowane przez organizacje żydowskie idą w parze z niemiecką polityką historyczną, będąc idealną pożywką do wywierania na Polskę presji w kwestii roszczeń majątkowych. Niestety, przy wsparciu rzekomo sojuszniczego rządu Stanów Zjednoczonych…

Piotr Gulbicki

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_