23 kwietnia 2019, 08:51
Czy to już zmierzch NATO?

4 kwietnia przypadła 70 rocznica Traktatu Północnoatlantyckiego na bazie której powstał Pakt o tej samej nazwie. Ministrowie spraw zagranicznych 29 państw członkowskich „celebrowali” ta okrągłą rocznicę w Waszyngtonie, ale bez fanfar, bez wojskowych występów, bez udziału gospodarza, czyli prezydenta USA. Wsłuchiwali się troskliwie w krytyczne pytania dziennikarzy i dyplomatyczne odpowiedzi generalnego sekretarza Jensa Stoltenberga na konferencji prasowej.

– Tak – zapewniał sekretarz – NATO jest najdłużej istniejącym sojuszem w historii i również najbardziej udanym sojuszem w historii.

Co do drugiego stwierdzenia można było się zgodzić biorąc pod uwagę pierwszych 60 lat tej organizacji, ale ostatnia dekada nie daje powodów do nadmiaru optymizmu.

To wynikało z pytań. Jeden dziennikarz zwrócił uwagę że w czasie konferencji wiceprezydent Pence krytykuje państwa europejskie, a szczególnie Niemcy, bo inwestują w NATO o wiele niższy procent niż te 2% minimum dochodu narodowego wymaganego przez poprzedni szczyt w Waszyngtonie. Drugi nawiązał do zakupu przez Turcję, która jest członkiem NATO, militarnego sprzętu z Rosji. Inny zwrócił uwagę na decyzję Rosji odejścia od międzynarodowej umowy dotyczącej ograniczenia w rozwoju broni międzykontynentalnej w Europie. Stoltenberg wykręcał się jak mógł. Odpowiadał, że jednak każdy członek zwiększa stopniowo swój wkład finansowy, że Turcja otrzymuje również sprzęt ze strony państw natowskich i że Rosja jeszcze ostatecznie nie przekroczyła terminu wycofania z tej decyzji, ale widać że NATO nie panuje nad ładem sojuszników jak poprzednio.

W czasie zimnej wojny rola NATO była prosta. Gwarantowała bezpieczeństwo państw europejskich przez wspólną gwarancję wszystkich państw członkowskich, a szczególnie Stanów Zjednoczonych, zawartą w artykule 5 Traktatu, która twierdzi że w wypadku ataku na jedno państwo wszystkie inne państwa zainterweniują w jej obronie. Dlatego że rola była prosta, to była skuteczna. Samoloty latały, łodzie podwodne podróżowały, wojska wykonywały manewry na wrzosowiskach niemieckich, pociski z ładunkiem nuklearnym czekały wymierzone w kierunku Polski i Czech, a kontrwywiady wymieniały z Sowietami szpiegów i zdrajców na moście w Berlinie. Była wojna z Rosją, lecz była to wojna zimna, bez rozlewu krwi w Europie. Ani razu nie padł strzał. A zwycięstwo przypadło w końcu dla krajów Paktu Atlantyckiego bo zbankrutowany system sowiecki nie mógł dogonić w wydatkach militarnych, mimo że miał o wiele większą armię konwencjonalną.

Były w tym czasie zgrzyty, szczególnie w roku 1959 gdy generał de Gaulle wycofał swoje siły zbrojne ze struktur natowskich, a stolicę organizacji przeniesiono z Paryża do Brukseli. Były też stałe zgrzyty między Grecją i Turcją wokoło podziału na Cyprze. Ale ostatecznie te konflikty nie osłabiały stałości polityki Stanów Zjednoczonych jako gwaranta bezpieczeństwa zachodniej Europy.

Po roku 1990 NATO przyjęło nową role, jako gwarant pokoju, szczególnie w terenach gdzie siły ONZ, nie dawały sobie rady. Siły zbrojne NATO po raz pierwszy brały udział w prawdziwej akcji militarnej w Bośni w roku 1994 kiedy zestrzeliły cztery samoloty serbskie, które przekroczyły teren zakazanych lotów. Potem przez 11 tygodni bombardowano Belgrad, aby zahamować masakrę muzułmanów w Kosowo. Już wtedy dawało się odczuć nadmierny wkład militarny i finansowy USA do struktur i czynności Paktu. Przeszło 2/3 wydatków NATO i niemal tyle żołnierzy dostarczały Stany Zjednoczone a strategiczne decyzje militarne też były amerykańskie. Inne kraje, a szczególnie Francja, chciały narzucić współudział na równe z Ameryką, szczególnie gdy chodziło Francuzom o ochronę mostów Belgradu, co wywoływało poważne zgrzyty. Ostatecznie nie miało to dużego znaczenia.

Ale w tym okresie Rosja była za słaba, aby wykorzystać te różnice, i nie była nawet w stanie wystąpić skutecznie w obronie swojego tradycyjnego sojusznika, czyli Serbii. Wręcz na odwrót, Rosja Jelcyna starała się nawet o rolę partnerską w NATO i współpracowała z Zachodem w wojnie o Kuwejt.

Polska stała się pełnoprawnym członkiem NATO w roku 1999, czyli 50 rocznicę Traktatu. Od początku grała entuzjastyczną rolę w organizacji, wydając regularnie przeszło 2% PKB na wydatki militarne, unowocześniała armię i zachęcała aby zainwestować stałą bazę militarną na terenie Polski.

W roku 2001 Stany Zjednoczone zostały zaatakowane przez islamską organizację terrorystyczną Al Kaida. Prezydent Bush wziął odwet, na pierwszym planie atakując rząd Talibów w Afganistanie. Zrobił to z poparciem NATO które przez 13 lat uczestniczyło w tej walce. Dwa lata później Bush, przekonany już o zwycięstwie w Afganistanie, wykonał niefortunną inwazję Iraku mimo oporu Rady Bezpieczeństwa ONZ, a w tym szczególnie Francji i Niemiec. Był to okres krytyczny dla spójności Paktu, ale w końcu NATO przejęło oficjalnie komendę nad wojskiem aliantów w Afganistanie, mimo że lwia część tych wojsk i narodowość głównego przywódcy, nadal były amerykańskie. NATO zgodziło się też na objęcie roli w gwarantowaniu bezpieczeństwa w Iraku w czasie dramatycznej transformacji tego państwa, a ważną rolę odegrały tu szczególnie Wielka Brytania i Polska obejmując pieczę nad dwoma oddzielnymi zonami okupacyjnymi.

NATO odgrywało pozytywną rolę gwaranta demokratycznej kontroli nad wojskiem i przejrzystości w zakupie sprzętu u nowych państw członkowskich. Wspólne członkostwo NATO i Unii Europejskiej zakotwiczało wzór państwa demokratycznego, prosperującego i bezpiecznego dla wszystkich członków i działo jak magnes do naśladowania dla innych krajów poza zasięgiem geograficznym zachodniej i środkowej Europy.

Ale był to również okres kiedy Federacja Rosyjska Putina zaczęła konsolidować swój wpływ nad byłymi republikami Związku Sowieckiego. Dla Putina największą tragedią z lat dziewięćdziesiątych był rozkład starego ZSRR. Wejście Polski, a później państw bałtyckich do NATO, traktował jako akt agresji dążący do okrążenia nowej Rosji i unicestwienia jej planów zjednania byłych republik. Konflikt zimnowojenny wrócił pełną parą gdy w roku 2008 NATO zaofiarowało Ukrainie i Gruzji możność przystąpienia. Rosja zaatakowała Gruzję, a trzy lata temu zajęła Krym i wszczęła wojnę podjazdową na wschodnich terenach Ukrainy. Z początku dodało to świeżego podmuchu w żagiel Paktu. Wzmożono ilość manewrów wojskowych w centralnej Europie, okręty NATO patrolują teraz Morze Czarne, sprzedano Ukrainie amerykańskie pociski przeciwczołgowe marki Javelin, narzucono sankcje na rosyjskich oligarchów i zainwestowano $260mln na nowy skład rezerwowej broni w Polsce.

Polsce to nie wystarczało. Domagała się rozmieszczenia pocisków, co przyrzekał prezydent Bush, a prezydent Obama ociągał się z decyzją. Ale pod koniec swojej prezydentury, Obawa wyraził zgodę dwa lata temu na szczycie NATO w Warszawie. Obama potwierdził również, że dalej popiera artykuł 5. Jego następca Trump, wyraźnie sympatyzujący z antyliberalnym obliczem nowego polskiego rządu zadeklarował poparcie na wprowadzenie stałej bazy wojsk lądowych amerykańskich w Polsce (potocznie Fort Trump). To była ważna gwarancja dla bezpieczeństwa Polski i jej sąsiadów.

Ale coś się psuje. Prezydent Trump wciąż kojarzy wzmocnienie NATO jako sprzeczne z jego doktryną America First. Widać że wyraźnie uzależnia gotowość obrony Europy tylko od tego że Europa ma sama za to zapłacić. Inaczej Trump nie widzi w tym interesu. Nie czuje historii, ani potrzeby stabilizacji w Europie, którą przez wiele dekad dawał amerykański parasol obronny. Gdy zorientował się, że Rosja już od szeregu lat łamie umowę z roku 1987 (Reagan-Gorbaczow) o wycofaniu rakiet i pocisków międzykontynentalnych z Europy, Trump sam wycofał się z umowy INF. Jego strategia antyrosyjska oparta jest przede wszystkim na lotnictwie i marynarce wojennej, a nie siłach lądowych, ale mimo wszystko był to szok dla Europy która nie była w tej sprawie konsultowana. Trump głównego wroga widzi w Chinach, a nie w Rosji, i tu rola NATO staje się drugorzędna.

Francja i inne państwa europejskie lansują już od wielu lat pojęcie europejskiej armii, z funkcją komplementarną do NATO, co nie za bardzo podobało się prezydentowi Obamie i rządowi brytyjskiemu. Polska uważała to za zbyteczne, bo mogła się oprzeć na gwarancjach natowskich. Ale przy nieobliczalności w polityce prezydenta Trumpa, nawet istnienie amerykańskiej bazy na terenie Polski może nie wystarczyć jeżeli amerykański prezydent nie będzie chciał uhonorować gwarancję interwencji obronnej zawartej w artykule 5ym. Projekt armii europejskiej, dotychczas tylko uzupełniający, może w takim wypadku stać się poważniejszym elementem obronności Europy wobec Rosji. Przy obecnych niskich wydatkach państw europejskich na własną obronność ta armia europejska może być nieskuteczna w wypadku agresji rosyjskiej szukającej słabego punktu obrony. Premier Morawiecki stwierdził jeszcze w listopadzie że byłby „za silną europejską armię”, ale z warunkiem wstępnym zwiększenia wydatków Niemiec, Francji, Hiszpanii i innych państw na tą obronność.

Europejska Armia jest słabą deską ratunku ale potrzebną, a może nawet ostatnią, gdyby jednak Trump w ciągu następnych paru lat wycofał się z zobowiązań zawartych w karcie Traktatu Północnoatlantyckiego.

Wiktor Moszczyński

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_