Byliśmy w POSK-u „na Moniuszce”! I muszę powiedzieć, że dawno już nie spędziłam wieczoru w teatrze, który zachwyciłby mnie dosłownie wszystkim. Bo wszystko było piękne! Począwszy od muzyki (wiadomo!) poprzez wykonawców, kameralną orkiestrę, dyrygenta, światła, elegancję strojów, prostotę zagospodarowania sceny, świetnie napisane i dobrze zaprezentowane słowo łączące, na wyjątkowej tego wieczoru publiczności, skończywszy.
W niedzielę, 5 maja cała Polska obchodziła 200-lecie urodzin naszego kompozytora. Zachęcano, aby wszędzie tam, gdzie jest ulica Stanisława Moniuszki, zebrali się Rodacy na wspólne śpiewanie. I tak się stało. Nie koniec na tym! Jak Polska długa i szeroka, wszędzie działo się coś interesującego. A to tańczono i uczono Mazura, a to przebierano się w kostiumy ze słynnych Moniuszkowskich oper, organizowano koncerty i wykłady. W powiecie sieradzkim zwiedzać można było najprawdziwszy Straszny Dwór! Wybudowany w 1656 roku zabytek jest w doskonałym stanie. Często bywał tu Stanisław Moniuszko. Zresztą nie tylko on. Do dworu przyjeżdżał też Adam Asnyk i urodził się w nim Wacław Lubieński, przyszły prymas Polski. W mojej rodzinnej Łodzi zobaczyć można było przed Teatrem Wielkim wspaniałe widowisko „Niestraszny Straszny Dwór”. Przybyły tłumy. Łodzianie byli zachwyceni aranżacją i efektami świetlnymi. Miasto stanęło na wysokości zadania! Jak zresztą i setki innych, w których tak czy inaczej świętowano muzykę kompozytora.
W Szczecinie, kilkaset osób uformowało taneczny korowód, który poprowadziła znana choreografka, Krystyna Mazurówna. W tym celu specjalnie przyleciała z Paryża. A sam „Stanisław Moniuszko” pojawił się na Dworcu Głównym miasta, aby nadać pociągowi Przewozów Regionalnych swoje imię. Na peronie czekały na niego przejęte dzieci, które zaśpiewały mu „Prząśniczkę”. W rolę kompozytora wcielił się aktor Teatru Polskiego Adam Dzieciniak. Była też potomkini kompozytora, Adrianna Jankowska-Moniuszko. Ucieszyłam się z tej odśpiewanej „Prząśniczki”. Takiej przez wszystkich lubianej, a przecież jest to hymn mojego miasta. Jeśli chce się usłyszeć jego jazzową wersję, włóżmy słuchawki na uszy, kliknijmy w klawisze komputera i posłuchajmy jak zagrał ją Włodek Pawlik, który specjalnie po to przyjechał do studia im. Henryka Debicha. Ależ się działo w te Moniuszkowskie urodziny, prawda?
Wróćmy jednak do naszego POSK-owego teatru. Usłyszeliśmy to, co u Moniuszki najlepsze. Arię Skołuby ze Strasznego Dworu, Stanisława z Verbum Nobile, dowcipne „Czaty” ze Śpiewnika Domowego, Prząśniczkę i Arię Zosi, Jontka, Akebara, Miecznika, Hanny, wreszcie tragikomiczną Balladę o Florianie Szarym. To wszystko wyśpiewali nam: Ania Jeruć (w wytwornej sukni, którą przeobrażała wedle potrzeb, a to szalem, a to chustą, a to piękną kolią i w ten prosty sposób „przystosowywała” do śpiewanych utworów), Marcin Gęśla, Łukasz Biela, Przemysław Baranek, Dominic Bevan i Tadeusz Szlenkier. Wszyscy znakomici głosowo i bardzo tego wieczoru eleganccy! Doskonale oświetlona scena wydobyła też jakże często pomijaną „urodę orkiestry”. POSK Opera Ensemble czyli The London Gala Orchestra (sformowana dla potrzeb English National Opera), ma na swym koncie towarzyszenie takim artystom jak Placido Domingo czy Lesley Garrett. Produkowała się na scenach Royal Albert Hall, Coliseum, Sadler’s Wells czy Royal Festival Hall. Akompaniowała Bolshoi Ballet i japońskiej Takarazuka. Tym razem muzycy zasiedli na scenie naszego teatru! Śliczne instrumentalistki z długimi włosami i przystojni młodzi muzycy. Nie dość, że się ich z przyjemnością słuchało, ale i popatrzeć było miło.
John Paul Ekins, pianista, jest nam już znany. Mieliśmy okazję podziwiać go podczas pamiętnego koncertu „Sto Lat” w Royal Albert Hall. Wystąpił tam przed ponad pięciotysięczną widownią! Tym razem zagrał nam. Równie pięknie. A nuty przewracała dla niego śliczna dziewczyna o płomiennych, tycjanowskich włosach. Radosny „ogień” nad czarnym skrzydłem fortepianu.
W przerwie rozglądałam się po teatrze nie tyle „odhaczając” tych którzy byli, co wypatrując tych, których nie było. Jaka szkoda! Mieliby tego wieczoru prawdziwą ucztę. Moniuszko choć tak bardzo polski i nie na darmo uznany za kompozytora ściśle słowiańskiego, o korzeniach muzycznych mocno tkwiących w tym kręgu kulturowym, przemawia przecież nie tylko do nas. Jego muzyka, jest uniwersalna! I bardzo piękna. Kiedy zapytani przez TVP Polonia jak zaradzić temu, że kompozytor stale nie jest znany poza granicami naszego Kraju, nie umieliśmy dać natychmiastowej odpowiedzi. Pytanie nas zaskoczyło. Po chwili jednak „sposób” się znalazł. Olśniło nas! Przecież jest nim Stephen Ellery! Niezmordowany entuzjasta i propagator Stanisława Moniuszki. Anglik rozsławiający Polskę! Dyrygent o nieprawdopodobnej energii i charyzmie. Intensywnie pracuje jeżdżąc po świecie (Japonia, Peru, Meksyk, Nowy Jork, Polska), a jednak znajduje czas i na to, aby promować naszą narodową muzykę. Pasjonat i „spiritus movens” wystawianych od kilku już lat w POSK-u Moniuszkowskich oper.
Bardzo chciałabym, aby mógł naszego Moniuszkę zaprezentować na tych wszystkich światowych scenach, na których dyryguje. A nawiasem mówiąc… czy nie pora już, aby Stephenowi jakoś „narodowo” za wszystko podziękować?
Na zakończenie pochwalić należy starannie wydany program. Może trochę szkoda, że to, co tak ciekawie przedstawiły nam panie Krystyna Bell i Joanna Młudzińska, nie dało się „zabrać do domu”. Chętnie przeczytalibyśmy opowieść o Moniuszce jeszcze raz.
Jak moi czytelnicy zapewne wiedzą, mam malutkiego wnuka. Czterolatka, uwielbiającego układanki (czyli po naszemu mówiąc, puzzle). Siedząc w POSK-owym teatrze i chłonąc to co widziałam i słyszałam, właśnie te „puzzle” przyszły mi do głowy! Nie daj Boże, żeby zginął w nich choćby najmniejszy kawałeczek! Cały misterny obrazek nie miałby już żadnego sensu. Bo układanka przecież musi być idealnie złożona. Tak, aby wszystko do wszystkiego pasowało. I taki był właśnie koncert w POSK-u. Brawo!
Ewa Kwaśniewska
Fot. Gosia Skibińska