29 czerwca 2019, 07:36 | Autor: Magdalena Grzymkowska
Poezja w czasach Instagrama
Mój wiersz „Wieprzki” to refleksja nad kondycją społeczeństwa, stanem relacji międzyludzkich i socjotechniką, która dzieli nawet bliskich sobie ludzi „na lewo i na prawo”. To wiersz o ludziach, którzy karmieni medialną papką, bezwolnie poddają się manipulacji – mówi zakotwiczona w Essex poetka i socjolożka Małgorzata Katarzyna Dzedzyk w rozmowie z Magdaleną Grzymkowską.

Epidemia facebooka, Dżuma instagrama. Robią z człowieka nieuka. Prostaka. I chama. To jeden z twoich wierszy, które można przeczytać na Twoim… profilu na Facebooku. Czy Twoim zdaniem jest miejsce na poezję w XXI wieku i dobie mediów społecznościowych?
– Sądzę, że tak! Odkrywam coraz więcej ludzi, którzy piszą. Dla mnie nie jest istotne, czy im poezja jest „dobra”, wysokich lotów, czy też trywialna, a nawet infantylna. Nie jestem krytykiem literackim i nie mnie oceniać. Ważne jest, by ktoś, kto ma potrzebę autoekspresji mógł ją realizować. A wrażliwość konserwować. By móc się rozwijać. Facebook ułatwia nam, twórcom wyjście z szuflady. Oczywiście czasem spotykamy się z krytyką, która nas miażdży i podcina skrzydła. Ale z czasem zaczynamy latać na miotle i tworzymy dalej! Mimo wszystko (śmiech). Dla mnie osobiście każde zjawisko twórcze, w tym literackie jest ważne. Czy to obraz olejny, czy uliczne graffiti. Czy to oda, czy miniatura. To kultura, która nadal istnieje, nie ginie. A jeśli chodzi o odbiorców i szacunek do twórcy… to już inna kwestia.

Skąd czerpiesz inspiracje do swoich utworów? Masz ulubionych poetów?

– Szymborska – geniusz intelektu! Bywa krytykowana za przeszłość. Ale dla mnie zawsze stanowi źródło inspiracji i w niektórych utworach robię aluzje do jej znanych dzieł. Tych z kanonu lektur. Szkoda tylko, że tak rzadko są dekodowane przez odbiorcę. Uwielbiam też Baudelaire’a. Nigdy nie dam rady osiągnąć kunsztu mistrza! Nawet nie próbuję – wielki ukłon dla tłumaczy poezji, niesamowicie trudną jest opanować tę sztukę. Lubię Bursę, Grochowiaka, Wojaczka, Stachurę. Lubię poetów, którzy są na tyle kontrowersyjni, by znaleźć inspirację w brzydocie i opisać ją w zachwycający sposób. Uwielbiam też Tuwima, szczególnie bliski jest mi tekst „Do prostego człowieka” – tak porażająco aktualny w dzisiejszym świecie, podobnie jak „Nienawiść” Szymborskiej. Ogólnie – każdy poeta (z kanonu lektur szkolnych i nie tylko) wniósł coś ciekawego i oryginalnego do literatury. Stylistycznie, konceptualnie, jak i „socjologiczni”. Literatura to w końcu skarbnica wiedzy o jednostce i jest miejscu w świecie – w szerszym kontekście społecznym. A poeta to zwykle bardzo utalentowany obserwator i analityk.

W jaki sposób poezja ewoluowała na przestrzeni ostatnich lat?

Poezję –
tylko co to takiego poezja.
Niejedna chwiejna odpowiedź
na to pytanie już padła.

Można by powiedzieć, że „wszystko jest poezją”. Można by powiedzieć, że poezję tworzy tylko „poeta doctus”, erudyta, który zna się na zabiegach stylistycznych, dba o rymy, sylaby, średniówki. Te dwa stanowiska współistnieją od jakiegoś czasu. Współczesność pozwala na zabawę formą i „rozebrani” skostniałych schematów. Czyli teoretycznie tworzyć może każdy, kto potrafi choć trochę igrać z tradycją literacką i ukryć coś przed czytelnikiem między wersami – coś, co odbiorca musi wydobyć. Tak naprawdę – to, co nazywamy poezją staje się coraz bardziej intuicyjne i subiektywne. Coraz bardziej nieuchwytne. Jedni będą uznawać za poezję rymy w rapie, inni „Treny” Kochanowskiego. Nadal funkcjonuje podział na „sztukę niską” i „sztukę wysoką”. Ja jestem chyba gdzieś pośrodku, podskakuję pod kulturę i na pewno jedni zakwalifikują mnie inaczej niż ,,drudzy”. Normy stają się subiektywne. Wszystko też już było i ciężko jest stworzyć nową jakość. Przykładem oryginalnej twórczości poetyckiej współcześnie jest Roman Brombosz, który stawia wyzwanie znanym i utartym definicjom poezji. Można powiedzieć, że to Apollinaire ery cyfrowej.

Czy planujesz wydać swoje wiersze w papierze?

– Nie wiem, jaka będzie przyszłość tradycyjnego „papierowego” czytelnictwa. Mój narzeczony używa wyłącznie czytnika. Ja wolę papierowe książki. Trochę mnie jednak przeraża, że papier można tak łatwo spalić, zniszczyć, zdegradować – użyć jako papieru śniadaniowego lub toaletowego. Formą trwalszą jest w erze cyfrowej zapis elektroniczny. A jedynym być może sposobem na interakcję z odbiorcą jest obraz w połączeniu z dźwiękiem. Mój plan jest taki, by założyć kanał na YouTubie z wizualizacjami swoich utworów, a także recytacją poezji innych autorów (zarówno dawnych jak i współczesnych), która powinna być ocalona od zapomnienia. Wymaga to oczywiście zaangażowania aktorów, reżyserów, dźwiękowców. Do tej pory udało nam się zrealizować dwa klipy i jedną piosenkę („Wieprzki”). Dzięki Andrzejowi Stepnowskiemu z zespołu Niedziela Robocza oraz Edycie Majewskiej artystce z Glasgow. Kolejny krótki filmik jest już gotowy i powinien się ukazać niebawem na mojej stronie na Facebooku, a potem moim własnym autorskim już kanale. To jest niesamowite w dobie internetu, że ludzie z różnych zakątków świata mogą podjąć współpracę artystyczną – i to całkiem owocną!

Jak to się stało, że trafiłaś do Wielkiej Brytanii?

– Urodziłam się na Śląsku, w Siemianowicach, a wychowałam w Sosnowcu. Można powiedzieć, że jestem „dziecięciem pogranicza kulturowego”, ponieważ między Zagłębiem Dąbrowskim, którego stolicą jest Sosnowiec, a Katowicami zawsze istniał konflikt – niezrozumiały dla osób spoza regionu. W 2006 roku skończyłam socjologię na Uniwersytecie Śląskim i wyjechałam do Stanow Zjednoczonych, gdzie pracowałam jako rekruter i recepcjonistka. Udało mi się tam dostać na studia, jednak w 2008 roku podjęłam decyzję o przeprowadzce do Londynu. Chciałam uczyć angielskiego obcokrajowców. Nie dostałam się jednak na lingwistykę, zostałam przyjęta na politologię na UCL kilka lat później. Studia w Londynie to był chyba najlepszy czas w moim życiu. Studiowanie w Anglii to fraszka w porównaniu z byciem studentem w Polsce. Mniej biurokracji. Bardziej podmiotowe traktowanie. Chciałam pisać pracę magisterską o nielegalnej emigracji do USA, ale skończyło się na prawach reprodukcyjnych kobiet w Polsce. Mieszkałam w Londynie do 2017 roku, pracując między innymi w Green Surgery. Od 2017 roku mieszkam w malowniczej wsi w Essex. Dojeżdżam do pracy do Londynu, bo stamtąd pochodzi większość moich klientów. Ale moim marzeniem jest wyjazd do Tajlandii lub Japonii jako nauczyciel angielskiego. W tym celu robię kurs TEFL, do tej pory uczyłam tylko Polaków – udzielałam korepetycji.

Cieszę się, że o tym wspominasz, bo przeglądając Twój profil nie da się ukryć, że Twoją inną pasją są podróże. Która z tych wypraw była dla Ciebie najbardziej inspirująca?

– Kenia – zrozumiałam, że problemy, które mamy współcześnie to problemy Pierwszego Świata. W Afryce brak dostępu do wody, do leków do żywności. To ciężki temat w obliczu marnowania surowców i jedzenia jak i nieufności wobec firm farmaceutycznych. Na przykład widziałam starszego pana około 60-tki z porażeniem kończyn górnych, prawdopodobnie przebył polio… Podróże kształcą, poszerzają horyzonty i weryfikują wyobrażenia o świecie. Są jednak osoby, które nie wyciągają wniosków, tylko chcą odpocząć i się poopalać się na plaży – to kolejne spostrzeżenie. Mają oczywiście do tego prawo. Każdy ma inne priorytety i potrzeby. Jednak jest tak, że podróże kształcą nas ,,mimowolnie”’ – uczymy się czegoś o innych, chcąc nie chcąc.

Który z Twoich utworów jest dla Ciebie najważniejszy?

– „Wieprzki”. To tekst polityczny na pierwszy rzut oka. Tak naprawdę to refleksja nad kondycją społeczeństwa, stanem relacji międzyludzkich i socjotechniką, która dzieli nawet bliskich sobie ludzi „na lewo i na prawo”, na dwa przeciwne obozy światopoglądowe. To wiersz o ludziach, którzy karmieni medialną papką, bezwolnie poddają się manipulacji. A tym knurem-populistą to tak naprawdę może być każdy człowiek – polityk, naukowiec, autor, przywódca religijny – który wie, jak porwać za sobą tłumy, jak stworzyć wroga i skupić wokół siebie „wyznawców”. Jestem z wykształcenia socjologiem i powinnam być obiektywna i świadoma, tymczasem sama często daję się ponieść emocjom, gdy czytam komentarze do artykułów, posty szkalujące jedną opcję, a wychwalające inną. potem emocje opadają i włącza się tryb analityczny. Mam przyjaciół w Polsce i widzę, co się dzieje. Ludzie usuwają starych znajomych z Facebooka, bo tamci się nie zgadzają z ich wizją świata. Ja tego nigdy nie robię. Przyjaźń jest ważniejsza niż podziały – tego mnie nauczyli dziadkowie i… mieszkanie „po złej stronie rzeki”. Animozje między Śląskiem, a Zagłębiem były zawsze, a jednak ludzie się potrafili szanować. Teraz jest chyba gorzej – niestety przyczyniają się do tego media społecznościowe. Działają tam te same mechanizmy psychologii tłumu co w większym skupisku ludzi w realu, poza wirtualną rzeczywistością.

Ale dzięki internetowi szeroko pojęta kultura, w tym również poezja, jest dostępna dla szerokiej rzeszy odbiorców.

– Niewątpliwie Facebook i Instagram mimo wielu wad mają też dobre strony. Czasem w tym informacyjnym szumie przemycają ukradkiem „wartościowe treści” – ujęłam to w cudzysłów, bo teraz to nie wiadomo, co jest dobre, a co złe w kulturze. Czy tradycja, czy odżegnanie się od tradycji i tworzenie czegoś dla nowego (nieskażonego tą tradycją) odbiorcy. Wszystko się strasznie zmienia, moim zdaniem. Przekornie nazywam moją twórczość pierwszorzędną poezją trzeciorzędną. Warto zauważyć, że dzieci polskich emigrantów na obczyźnie nie znają często polskiej literatury. Nawet osoby, które zdały w Polsce maturę lub uczyły się jakiś czas w szkole średniej nie kojarzą wielu autorów. Miałam jakiś czas temu uczennicę, która wiedziała, że Wisława Szymborska dostała Nagrodę Nobla w dziedzinie literatury, ale bardziej kojarzyła jej kolaże niż wiersze. Akurat była to studentka fine art, więc się to może wydawać zrozumiałe. Ale z drugiej strony to trochę dziwne, bo moje pokolenie zna niektóre teksty noblistki na pamięć. Może dzięki moim wierszom ktoś zajrzy do tomiku Szymborskiej lub odkryje Gombrowicza…

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Magdalena Grzymkowska

komentarze (0)

_