03 lipca 2019, 15:43
Kat przy kominku

„Zejdź ze mnie! Wyjdź z mojego mieszkania!” głos wrzeszczącej kobiecy przebił się przez ciszę nocną w zamożnej dzielnicy południowego Londynu. Podniesiony głos mężczyzny orzekł, że nie wyjdzie. Słychać było odgłos zbitych talerzy, a potem grobowa cisza. Przerażony losem kobiety sąsiad zadzwonił na policję. Przyjechały na syrenie trzy samochody policyjne. Po godzinie samochody odjechały, a policja oznajmiła, że obydwoje domownicy nie czuli się zagrożeni i że nie było powodu do dalszej interwencji przez policję. Bohaterem nocy był wyraźnie przezorny sąsiad. Okazuje się, że nawet przyszły (chyba) premier Zjednoczonego Królestwa też podlega prawu policji do interweniowania w potencjalnym incydencie przemocy domowej.

Niby inny świat, ale nie jest to tak odległa sytuacja od tragicznych zjawisk opisanych ostatnio w portalu Emito o rosnącym problemie przemocy domowej w polskich rodzinach we Wielkiej Brytanii. Maciej Matusiak, policjant pracujący dla Merseyside Police dawał przykłady, gdzie w wyniku niekontrolowanej przemocy domowej, Polak czy Polka zostali zamordowani przez partnera. W ciągu ostatnich 8 lat dawał przykłady dziesięciu takich wypadków na swoim terenie. Przeważnie chodziło o kobiety zamordowane przez partnera czy męża w sytuacji, gdzie maltretowanie i bicie ofiary trwało już przez szereg lat, ale nikt zawiadamiał policji czy lokalnej służby społecznej o tych zajściach. Kat przy kominku domowym znęca się nad swoją ofiarą fizycznie czy psychicznie, a ofiara trzyma wszystko dalej w tajemnicy z nadzieją, że partner w końcu zmieni się lub myśląc, że jest to wstydliwa sprawa prywatna ofiary.

Matusiak wyjaśniał, że po każdej takiej tragicznej śmierci policja, łącznie ze służbami publicznymi, przeprowadza tzw. Domestic Homicide Review, na podstawie którego bada się stosunki wewnątrz rodziny, metody przemocy fizycznej i psychicznej, kto o tym wiedział i kto mógł o tym powiadomić wcześniej służby albo policję, aby dalszym znęcaniom zapobiec. Wniosek prawie zawsze ten sam.  Ostatecznej tragedii można było uniknąć, ale ani ofiara ani najbliżsi nikogo nie zawiadomili. Dlaczego tak reagują tutejsze ofiary przemocy i ich znajomi? Matusiak podaje parę przyczyn.

Po pierwsze, Polacy raczej unikają z zasady kontaktu z brytyjską policją, czy służbami społecznymi (dla wielu to ta groźna „S.S.” – akronim od ang. Social Service), czy jakimikolwiek instytucjami państwowymi. Istnieje obawa, że ofiara zwracająca się do policji lub do pracownika opieki społecznej może ewentualnie ściągnąć na siebie uwagę i stracić prawa rodzicielskie do swoich dzieci. Plotka taka się szerzy częściowo z ignorancji, a częściowo ze świadomości, że dzieci są czasem zabierane rodzicom, kiedy obydwoje rodzice tworzą toksyczną środowiska życia dla małoletnich – środowiska przemocy, alkoholizmu czy zaburzeń psychicznych. W odróżnieniu od Polski, gdzie otoczeni byli członkami rodziny czy kolegami lub koleżankami z pracy, tu często ofiary nie mają komu się zwierzyć prywatnie i czują się osamotnione. Onieśmielone są też czasem tym, że poza partnerem nie mają żadnego środka do życia i nie podlegają parasolowi legalnych świadczeń czy opieki społecznej należnej osobom żyjącym tu legalnie. Ponadto działają tu też zahamowania językowe.

Na drugim miejscu, niechęć do komunikowania się z instytucjami opieki społecznej jest częściowo sprawą „modelu kulturowego tolerującego przemoc w domu” wyniesionego jeszcze z Polski. Jeszcze w wielu domach polskich przyjmowano do niedawna jako normę kary cielesne dla dzieci. Ofiara najczęściej przyjmuje na siebie odpowiedzialność za to, że jest bita czy maltretowana. Sprawa pozostaje wtedy wewnętrzną tajemnicą rodzinną.

Po trzecie, ofiary przemocy nie zawsze wiedzą, że są ofiarami przemocy. Przemoc nie musi tylko być fizyczna. Może też polegać na stałym znieważaniu słownym, na ograniczonym dostępie do pieniędzy, czy nawet głodzeniu. Ma się poczucie, że się jest osobą bez żadnych wartości czy praw. Osobiście uważam, że jest to rezultat związku dwóch osób psychicznie słabych, w którym jedna z nich odkrywa, że jest silniejsza od swojego partnera  i to konsekwentnie wykorzystuje. Najgorsza tyrania może być tyranią osoby słabej, która może się wyżyć nad osobą jeszcze słabszą.

Constable Matusiak apelował, aby ofiara przemocy lub przyjaciel czy sąsiad dzwonił na telefon Crime Stoppers 0800 555 111 i w razie potrzeby poprosił od razu o polskiego rozmówcę. Lepiej to niż czekać na ostateczną tragedię. Wówczas policja i służby społeczne mogą zrobić wiele. Mogą pouczać zarówno oprawcę i ofiary przemocy, o należnych im prawach i obowiązkach, uruchomić rehabilitację  znęcającego się, mogą narzucić sprawcom przemocy 14 lub 28 dni braku kontaktu z ofiarą czy rodziną, mogą szczególnie brutalnych partnerów wziąć do sądu i skazać na karę więzienia. Na każdym kroku ofiara może szukać tłumacza znającego język polski i ma do takiego tłumacza prawo. Nie każdy kontakt jest owocny i może nie zawsze spełnia potrzeby ofiary, ale to często dlatego, że ofiara sama nie wie, jakiego rozwiązania oczekuje. Czasem też taka skarga może ofiarę zostawić zupełnie samotną bez opieki, jeżeli dotychczas jej pobyt w Anglii nie był zarejestrowany. W takich wypadkach konsulat stara się pomóc w ułatwianiu takiej osobie powrotu do Polski. Często, po pierwszej skardze, ofiara czy świadek wycofują swoją skargę czy swoje zeznania, bo straszono je utratą dzieci czy partner wykorzystuje ten moment do natężenia przemocy. Wtedy najczęściej też następują akty morderstwa właśnie w momencie próby wyjścia z toksycznego związku. Dlatego potrzebne jest szybkie wsparcie doradcy z lokalnego urzędu, czyli tzw. Independent Domestic Violence Advocate. Dopiero przy takim instytucjonalnym wsparciu interwencja policji bywa skuteczna.

Istnieje darmowa 24-godzinna linia telefoniczna National Domestic Violence Helpline 0808 2000 247 który ma też polskojęzycznych pracowników. Ważnym dyskretnym źródłem pomocy i informacji mogą być kontakty przez parafię czy szkołę sobotnią. Najlepiej gdy taka ofiara może skorzystać z porad tutejszej specjalistycznej organizacji polskiej. Niestety organizacje te, mającą tak kluczową rolę w tej walce o bezpieczeństwo i sprawiedliwość dla ofiar przemocy domowej, często prowadzone są przez wolontariuszy lub profesjonalistów o niepewnym finansowym zapleczu. Mimo tego w swoich ograniczonych możliwościach mogą wykonać bardzo dużo. Rola takiej krajowej organizacji jak Poles in Need Centrum Pomocy Familia, prowadzonej z biura wewnątrz POSK-u, przez Annę Jańczuk, ogranicza się często do uzyskania kluczowych informacji od ofiary czy świadka i przekazania jej do odpowiedniej instytucji w dzielnicy gdzie mieszka ofiara, lub do adwokata. Aby można było udzielić bardziej zaawansowanej pomocy, Centrum Familia musiałaby uzyskać dużo większe środki na odpowiednich specjalistów. Podobną organizację w Manchesterze, ale działającą bardziej na skali rejonowej, prowadzi organizacja Vesta, pod kierownictwem Ewy Wilcock. Przez cztery lata ofiarowała całodniowy „Polski Telefon Zaufania dla Ofiar Przemocy w Rodzinie”, ale w lipcu ubiegłego roku musiała to zakończyć ze względu na brak wsparcia finansowego. Uzyskanie funduszy na te cele od organizacji brytyjskich jest utrudnione tym, że te organizacje służą tylko jednej mniejszości. Z mojego doświadczenia jako radny na Ealingu miałem duże trudności w uzyskaniu wsparcia finansowego dla biura porad przy parafii polskiej czy dla Southall Black Sisters, które pomagały prześladowanym kobietom w zamkniętym świecie rodzin hinduskich. Inną inicjatywą jest projekt samorządowy Opoka w Bristol, który ogłaszał na internecie, że pomagał aż w 600 sprawach ofiar przemocy domowej.

Co innego 600, a co innego 600 tysięcy. Ta druga suma to ilość incydentów przemocy zarejestrowanej przez policję brytyjską jako przestępstwa na całą Anglię i Walię w okresie jednego roku. Jest to duża cyfra, ale zaledwie połowa incydentów przekazanych policji bo według Office of National Statistics przeszło 1,2 milion kobiet rocznie zgłasza przemoc domową policji. Okazuje się że jedna czwarta kobiet w Anglii i Walii doświadcza przemoc domową choć raz w swoim życiu. Ponadto, też według O.N.S., dwie kobiety giną tu każdego tygodnia na skutek przemocy domowej. A więc nie jest to problem wyłącznie polski. Ale choć na mniejszą skalę problem rodzin polskich i innych mniejszości narodowych jest tym ostrzejszy, że przemoc domowa jest częściej traktowana jako znormalizowany aspekt życia codziennego.

Mimo pozytywnych osiągnięć dla wielu maltretowanych Polek sytuacja pozostaje groźna. Wobec wielu ofiar z zagranicy urzędnicy z Home Office starają ułatwić sobie sprawę przez nakaz deportacji ofiary, która ma niejasny status imigranta lub nie ma niezależnych środków do życia. W roku 2016 na przykład niemal jedną trzecią (czyli 1325) zgłoszonych zagranicznych ofiar przemocy domowej wydalono z kraju. Polskie ofiary przemocy są jeszcze obecnie chronione posiadaniem obywatelstwa unijnego, ale po brexicie to może się pogorszyć.  Jest to kolejny problem prawno-społeczny dla polskiego społeczeństwa na Wyspach,  wobec którego główne organizacje polonijne jak Zjednoczenie, POSK, Macierz Szkolna, Misja Katolicka i liczne niezależne agencje pomocy muszą przygotować wspólny program działania. 16 września organizacja Poles in Need przygotowuje Konferencję o Przemocy Domowej w Londynie, podczas której specjaliści będą starali się podzielić doświadczeniem w celu stworzenia lepszego system pomocy zarówno ofiarom jak I oprawcom, aby zmniejszyć ryzyko kolejnych incydentów.

Wiktor Moszczyński

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_