06 lipca 2019, 16:00
Małe ojczyzny: Antokolowe dzieci

Ma Laxton Hall swój Dzień Dziecka, na który zjeżdżają wypełnione milusińskimi autokary i setki (jak czytamy!) samochodów, ma i nasz Antokol własną wesołą gromadkę. Znacznie mniejszą w porównaniu, można wręcz powiedzieć „kameralną”, która biega po wypieszczonym ogrodzie, bawiąc się wesoło. Ku radości swojej i sędziwych Rezydentów.

Od kilku już lat, z inicjatywy kierowniczki Domu, Izabeli Szluińskiej, w końcu czerwca, zapraszane są dzieci pracowników Antokolu, wraz z rodzicami, na ich własny Dzień Dziecka. Dzień wypełniony zabawami, grami, konkursami i… pysznościami! To miłe spotkanie, na które chętnie przychodzą wszyscy bez wyjątku, staje się coroczną tradycją. Nic się w niej nie zmienia, tylko dzieci nam rosną! Animatorką wspaniałych zabaw jest „kobieta – dynamit”, urocza Jolanta Janson, dzięki której, to, co dzieje się w ogrodzie to „bomba energetyczna”! Pani Jola z zawodu pedagog, po Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, od czterech lat mieszkająca w Anglii, swoim artystycznym życiorysem, niespożytą energią i wielkim sercem mogłaby obdzielić niejednego. Doświadczenie ma ogromne, przez dziesięć lat prowadziła zajęcia artystyczne w Hospicjum dla dzieci na Podkarpaciu, siedem lat oddała Radiu Via w Rzeszowie, prowadząc w nim Radiową Akademię Sztuk Pięknych dla dzieci. Teraz pracuje jako „life style coordinator” w angielskim domu opieki. Prowadzi też koło teatralne w polskiej szkole i jak mówi „robi tam teatr”. Antokolem jest oczarowana: „ten Dom to polska ostoja” – mówi, „to gniazdo!” „Tutaj nawet pachnie jak w Polsce, ciastem ze śliwkami i kruszonką!” Przyznaję jej rację.

Za sprawą pani Joli bawią się dosłownie wszyscy. I dzieci i ich mamy (które nagle po zdjęciu eleganckich Antokolowych mundurków, przechodzą wręcz metamorfozę – jakie te dziewczyny są śliczne!) i ojcowie, którzy z dumą też „przynależą” do tego, co tu się dzieje. Wreszcie bawią się sędziwi Rezydenci, którzy myślami wracają do czasów, kiedy sami biegali za swoimi pociechami, a to z soczkiem, a to z ciasteczkiem, a to z packą na muchy (żeby broń Boże na Jasiulku czy Halince nie usiadły!). Patrzą, wspominają, czasem odrzucą w stronę dzieci baloniki, to znów dmuchną w słomkę, żeby „naprodukować” mydlanych baniek, ale najważniejsze, że z tymi dziećmi poprostu są.

Pomiędzy wszystkimi biega zachwycony wspaniałym rozgardiaszem Max – Antokolowy pies. Ogon nie przestaje merdać, uszy klapią na wietrze, a pełni psiego szczęścia dopełnia rolowanie sie po trawniku i poddawanie „zagłaskiwaniu” przez kolejne małe rączki.

Bawimy się, patrzymy, pijemy herbatkę, jemy pyszne ciasta, gadu-gadu z tym, gadu-gadu z tamtym – ach! – jaki miły dzień! Okazja, aby poznać się lepiej, popatrzeć na sympatycznych mężów naszych Antokolowych opiekunek, dowiedzieć skąd pochodzą, jakie mają plany na dalsze życie, w jakim stopniu determinuje te plany zbliżający się Brexit, co będzie dalej, jakie losy czekają te bawiące się beztrosko dzieci, już przeważnie urodzone tutaj? Nasz angielski Rezydent pan Thomas Weddell przygląda się dzieciom wyraźnie rozradowany. Mówi, że są żywiołowe ale i bardzo grzeczne. Miło to usłyszeć. Jego córka Carys, chwali pomysł tego Dnia: „it’s absolutely charming, what a fantastic idea!” Rodziny Rezydentów też zadowolone, w Antokolu ruch i „brzęczenie” jak w pszczelim ulu. Żadna tam „cisza i spokój”! Radość, energia, śmiech muzyka i słońce. I o to chodzi!

Siostra Eliana, w białym habicie, z nieodłącznym aparatem fotograficznym w ręce, krąży wśród zieleni jak piękny żaglowiec, a mnie się oczywiście zaraz Mickiewicz przypomina:

Wpłynąłem na suchego przestwór oceanu,

Wóz nurza się w zieloność i jak łódka brodzi,

Śród fali łąk szumiących, śród kwiatów powodzi,

Omijam koralowe ostrowy burzanu.

Tak! Mickiewicz jest dobry na wszystko. I do Antokolu pasuje jak ulał. Ogród pełen róż, piwonii i wszelakiej zieloności – rzeczywiście jest w czym „brodzić”.

W tym Domu mieszkają głównie nasi Rodacy, ale przytuliło się do tej naszej polskości troje Anglików i Czeszka – pani Vera Svehlik. Dobrze im tu. Canon John MacNamara, katolicki ksiądz z diecezji Southwark, najlepiej czuje się pod czułymi skrzydłami naszych polskich opiekunek. Nie lubi kiedy czasem przyjdzie na dyżur ktoś „z zewnątrz”. Mrs Pat Gallagher przyjechała do nas z Liverpool. Odwiedzała tu matkę swojego polskiego zięcia i podjęła decyzję, aby też tu zamieszkać. Świetnie się tu czuje, język nie stanowi żadnego problemu. Syn pani Gallagher, Paul Gallagher, arcybiskup, dyplomata watykański, sekretarz do relacji z państwami w Stolicy Apostolskiej, też ją tu odwiedza. A nam przyjemnie mieć takiego gościa! Antokol nie izoluje się. Ma swój niepowtarzalny i bardzo polski styl, ale wedle najstarszych i najszlachetniejszych tradycji, otwiera gościnnie swoje drzwi. Przecież z tej gościnności słyniemy na świecie! Niech tak będzie dalej. Imprezy takie jak ta, ktora się odbyła, są przejawem troski o pracowników . Pokazują, że wysiłki wszystkich, którzy oddają temu miejscu swoje serce i trud, są tu doceniane, a to, że chcą w tym Domu mieszkać nie tylko Polacy, świadczy o tym, że mamy to prawdziwe dobro, którym potrafimy się dzielić z innymi. Dom i wspanialy ogrod, przystosowany do potrzeb seniorów, ze ścieżkami, po których mogą się poruszać, gdzie stale jeszcze mogą być aktywni – przyciąga jak magnes.

Miejsca takie jak nasz Antokol, w dzisiejszych niełatwych czasach, napawają nadzieją! Bo… dom to dom! A w domu wielopokoleniowa „rodzina”. No to co, że nie spokrewniona, ale za to napewno serdeczna i polska! Maksymilian, biegający od przyszywanej „babci” do mamy, od taty do psa… od pani Asi do pani Danusi… postanowił, że „jak już będzie stary, to on też chce tu mieszkać”. No proszę! To nie mamy się co martwić o przyszłość Antokolu! Jednego Rezydenta mamy juz zapewnionego. Za jakieś 80 lat…

Ewa Kwaśniewska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_