Orzeł, koń i mysz to zwierzęta, które najbardziej kojarzą się z historią Polski. Nie tylko kojarzą, ale i zajmują medalowe miejsca w rywalizacji na najbardziej patriotyczne postaci. Takie best of the best.
Oczywiście wszyscy pamiętają o corocznej aukcji koni, która odbywa się w latem w Polsce a nazywa jak najbardziej słusznie Pride of Poland.
Śmieszne jest tylko to, że na Pride of Poland handluje się końmi arabskimi, które kupują najbogatsi ludzie na świecie. Jak już kupują, to powinni brać nasze, czystej krwi polskiej a nie arabskiej. Konie polskie nie są może tak smukłe ani szybkie jak araby, nie nadają się do galopu, nie służyły w husarii ani u ułanów. Ale są polskie! Ich korzenie to nieprzebyte mateczniki Puszczy Białowieskiej, bezdroża i wydmy Kampinosu czy Pogórze Karpackie. Nasze konie są mniejsze, ale odporne na choroby, przyzwyczajone do ciężkiej pracy, nie muszą być nawet podkuwane. To nie arystokracja z końskich salonów, ale prosty lud, nawykły do wysiłku i skromności. To jest prawdziwa Pride of Poland!
Orzeł – wiadoma rzecz. Kiedy prowadzę z dziećmi zajęcia z zakresu edukacji ekologicznej, zawszę pokazuję im fotografię naszego herbowego ptaka. I wiecie, nawet najmłodsze maluchy poznają orła i odpowiadając na pytanie co to jest, mówią że to Polska. Bielik, którego mamy w herbie, to faktycznie największy z drapieżników żyjących w naszym kraju.
Podobno zachwycił się nim pierwszy koronowany władca Polski, w każdym razie na denarach wybitych z rozkazu Bolesława Chrobrego widać ptaka.
Złośliwi mówią, że bardziej przypomina kurę niż orła. A ja mówię wam, że to kura znosząca złote jajka. W końcu tyle jej zawdzięczamy! W rzeczywistości bielik nie jest tak romantyczny, jak w mitologii. Co prawda jest drapieżnikiem i potrafi dzielnie walczyć, ale równie chętnie skorzysta z okazji, z jakiejś padliny albo resztek jedzenia porzuconych przez innych. Kiedy robiłem film przyrodniczy o orłach, ornitolog towarzyszący naszej ekipie zaproponował: – Mogę wam pokazać miejsce, gdzie jest mnóstwo bielików. Chcecie? – Jasne! – Ale nie możecie ich tam filmować – zaznaczył. Nie rozumiałem o co chodzi, zanim tego nie zobaczyłem. Bieliki rzeczywiście były i to w dużej liczbie. Siedziały na… wysypisku śmieci. Do dyspozycji miały wszystko czego duszy, pardon, czego potrzeba dla żołądka. – Trochę wstyd filmować w takim miejscu– tłumaczył się później ornitolog. Ptaki jednak swój rozum mają, nawet jeśli jest to ptasi móżdżek. Po co się wysilać, jeśli jest miejsce, gdzie wszystko jest podane jak na tacy.
Skąd myszy w tym dostojnym towarzystwie? Czy to nie pomyłka? Otóż nie! Myszy są…wskaźnikiem postępu cywilizacyjnego, który dokonał się w Polsce w ciągu tysiąca lat. Nie chodzi o to, że na początku gryzonie były ubrane w sukmany a dzisiaj biegają po ulicach w garniturach ze smartfonami w łapkach. To też. Ale przede wszystkim chodzi o coś innego.
Na początku naszej historii myszy zjadły Króla Popiela. No i dobrze, bo z niego był dziad a nie król. Wszyscy znają legendę o założycielu Polski. Prawdę mówiąc, żylibyśmy w paskudnym kraju, gdyby rządzili nami ludzie pokroju króla Popiela. Na szczęście dzięki gryzoniom stało się inaczej, nawet zaryzykuję twierdzenie, że to bohaterski czyn średniowiecznych myszy doprowadził nas obecnie do Unii Europejskiej.
Kiedyś mieszkałem na wsi, w bardzo tradycyjnej, starej chałupie. W nocy nie mogłem spać, bo kiedy gasło światło, w pomieszczeniu zaczynały harcować myszy. Rano poskarżyłem się gospodarzowi. – Coś zrobimy– zapowiedział tajemniczo. I rzeczywiście, następnej nocy były inne odgłosy. Najpierw piski myszy, potem złowieszczy trzask i…cisza.
Rano gospodarz z dumą pokazał pułapki na myszy. Wszystkie były zapełnione martwymi gryzoniami. Ale to historia sprzed wielu lat. Teraz myszy w Polsce są nowoczesne. Jak cały nasz kraj. Ostatnio widziałem mysz, grasującą w letnim ogródku przy scenie widowiskowej. Ludzie z ciekawością i sympatią przyglądali się gryzoniowi. A potem było jeszcze przyjemniej. Na scenę weszła orkiestra symfoniczna, która zagrała koncert. Po występie jeden z muzyków z sekcji instrumentów smyczkowych opowiadał, że przez cały czas przyglądała mu się z dziurki w podłodze mysz. Mysz– meloman. Takie mamy teraz gryzonie w Polsce: nowoczesne, kulturalne, zakochane w muzyce.
Andrzej Kisiel