Trudno powiedzieć, czy to już początek tej sztuki. Wchodzę do teatru, zajmuję miejsce, czekam, gdy nagle siada obok mnie mężczyzna z pomalowaną na biało twarzą i pyta, co się tu dzieje. Lekko oszołomiona podaję mu program, który uważnie studiuje od czasu do czasu wzdychając.
W tym czasie z różnych części sali schodzą się na scenę inni aktorzy, w groteskowych kostiumach i makijażach. Z głośników dochodzą miarowe, spokojne bicie serca, które w miarę rozwoju pierwszego aktu dramatycznie przyspieszy, zbliżając nas, uczestników spektaklu do tego, co nieuniknione.
Mężczyzna z białą twarzą oddaje mi program, kłania się grzecznie i idzie na scenę. Czekanie dopiero się rozpoczyna.
Kontynuacja schedy Kantora
W opisie spektaklu czytamy: „Limbo to miejsce, gdzie sztuka i teatr rozmywają się. Gdzie zderzają się pamięć, historia i literatura. Gdzie widzowie czekają i osądzają, osądzają oczekujących i czekają na osąd. Limbo jest kakofonią ruchu, dźwięku i sztuki; konfrontując istotę istnienia w całej jego specyfice.”
Andrzej i Teresa Wełmińscy od wielu lat współpracują z Rose Bruford College, londyńską uczelnią dramatyczną, gdzie wraz ze studentami ostatniego roku tworzą spektakl, który zamyka ich edukację. Tegorocznym efektem ich pracy jest „Limbo”.
– Te spektakle za każdym razem wychodzą inne, większość z nich później zdobywała autonomię i można było je zobaczyć w różnych teatrach i na festiwalach – większość z nich była obecna m.in. na festiwalu w Edynburgu – podkreśla Andrzej Wełmiński w rozmowie z „Tygodniem Polskim”.
Kim jest Andrzej Wełmiński? Artysta, aktor, reżyser, wykładowca akademicki. Londyńskiej społeczności może być znany z niedawnej wystawy w Galerii Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego. Ale przede wszystkim jest wieloletnim współpracownikiem Tadeusza Kantora. Brał udział we wszystkich realizacjach i tournée Teatru Cricot 2, od 1972 roku do śmierci Kantora w 1990 roku. Odniesienia do twórczości wielkiego polskiego dramaturga nie da się ukryć.
– Kontynuacja jego schedy to była naturalna kolej rzeczy – tłumaczy Wełmiński. Metoda jaką stosujemy już od wielu lat jest pewną pochodną Teatru Cricot 2, bo każdy spektakl traktujemy jako dzieło sztuki. Na to na pewno nałożyły się doświadczenia, jakie miały miejsce już po śmierci Kantora, m.in. spotkanie ze wschodnimi teatrami, a w szczególności teatrem perskim.
Obecnie swoją wiedzę i doświadczenia na temat teatru Wełmiński przekazuje miedzy innymi na uniwersytetach w Stuttgarcie, Zurychu i Waszyngtonie. Od czterech lat Rose Bruford College ma swoją przestrzeń w Summerhallu, gdzie na jednej ze scen Upper Church absolwenci uczelni mogą prezentować swoje umiejętności aktorskie. Niektórzy z nich mają już na swoim koncie liczne sukcesy.
– Wcześniej z absolwentami Rose Bruford College zrobiliśmy sztukę „Pages from the book”. Był to spektakl inspirowany życiem i twórczością Bruno Schulza. Powstał w 2012 roku, następnie można było go zobaczyć na festiwalu w Edynburgu, w Moskwie i w Bratysławie, gdzie zdobył pierwszą nagrodę. Z częścią obsady zrobiliśmy w roku 2017 inny spektakl „Kometa”, który od zeszłego roku jeździ po festiwalach, a miesiąc temu wróciliśmy z dużego tournée we Włoszech, gdzie wystawialiśmy się w Mediolanie i Rzymie. Monica Bario, Nick Halliwell, Julia Nicolau, Lawcrence Stanley – to są nazwiska aktorów, którzy polubili tę pracę, współpracujemy z nimi, a w przyszłości być może jeszcze o nich usłyszymy – wymienia Wełmiński.
Czekanie to kondycja ostateczna
Cały pierwszy akt „Limbo” składa się z czekania graniczącego z obłędem. Postacie na scenie do znużenia powtarzają absurdalne czynności, powolnie przesuwając się na krzesłach w kolejce do drzwi, za którymi finalnie znikną w ekscytacji pomieszanej z przerażeniem. Czy to metafora życia i ludzkiej dążności do osiągnięcia najbardziej abstrakcyjnego celu? Spektakl nie daje widzom na to odpowiedzi, a i sam twórca niechętnie dzieli się kluczami do interpretacji.
– Wydaje się, że ten spektakl dotyka realności bieżącej – mówi Wełmiński. – Podstawowa i uniwersalna kondycja ludzka to czekanie. Czekamy na wszystko – czekamy na spotkanie miłości życia, na narodziny dziecka, czekamy na zdanie egzaminu, czekamy na to by się spektakl się rozpoczął, a potem skończył. Oczekujemy sukcesów ale też porażek. To w konsekwencji kondycja ostateczna. Czekamy na nieubłagalny koniec, na ostateczne wyjście – śmierć. Na tę koncepcję nałożyły się obrazy wybitnego malarza Andrzeja Wróblewskiego, stąd postacie w naszym spektaklu zostały „ukrzesłowione” – Wróblewski stworzył cały cykl obrazów ludzi w poczekalni. W zasadzie cała sztuka mogłaby być oparta na tym koncepcie – stwierdza.
W drugim akcie z przerwą na humorystyczną pantomimę, widzowie zostają przeniesieni na salę sądową. Zaczyna się proces, w którym trudno określić, kto jest świadkiem, kto obrońcą, a kto oskarżonym, natomiast najwyższy sędzia zdaje się nie mieć podstawowych predyspozycji do swojej roli.
– Drugą charakterystyczną kondycją człowieka jest osądzanie. Fałszywe sądy, machina sprawiedliwości, podejmowanie decyzji, wina i kara… Wyszedł nam z tego taki współczesny moralitet średniowieczny. My nie robimy teatru politycznego, niemniej jednak każde dzieło nawet największa abstrakcja, jest w pewien sposób reakcją i odpowiedzią na rzeczywistość. Nawet kwadrat Malewicza był w jakimś stopniu zajęciem stanowiska – zaznacza Wełmiński.
Przez bezsensowne biurokratyczne czynności, meandry erystyki, poszukiwania zaginionego dowodu, oderwane od rzeczywistości wyznania świadków, dochodzimy do sądu ostatecznego, na którym dostaje się wszystkim po równo: i młodym, i starym, i bankierom, i księżom, i przywódcom świata. Każda z tych postaci zostaje obśmiana i wyszydzona, a każdej z figur, jak w krzywym zwierciadle widzowie mogli zobaczyć swoje własne słabości.
– W sztuce operujemy figurami, jak szachach, a każda figura ma określone ruchy, potencjał i siłę, każda z nich ma swoją określoną rolę. Mamy postać arcykapłana, który pojawia się w chwili, gdy zaczyna się walko o pieniądze, jest bankier-milioner, będący uosobieniem mamony, jest także generał, władca świata, hoffmannowski dziadek do orzechów. Można doszukać się też odniesień do współczesnych wydarzeń takich jak wybory nowego premiera Wielkiej Brytanii, fragment filmu „The Room” Tommy’ego Wiseau czy cytat z wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego: „Przebaczenie jest potrzebne, ale przebaczenie po przyznaniu się do winy i po wymierzeniu odpowiedniej kary.” – opowiada Wełmiński.
Odważny i eksperymentalny, frustrująco nieprzenikniony
Widzowie również pełnią ważną funkcję, są integralną częścią spektaklu.
– Przejawia się to już na początku sztuki, ponieważ wspomniana poczekalnia jest kontynuacją publiczności. Później, w czasie procesu sądowego pada takie zdanie z ust obrońcy, który zwracając się do publiczności prosi ich, aby udawali, że są publicznością. Taka gra z realnością widza – zaznacza Wełmiński.
„Odważny i eksperymentalny, choć niekiedy frustrująco nieprzenikniony jest występ absolwentów Rose Bruford College, we współpracy z polskimi reżyserami Andrzejem i Teresą Welmińską,” napisała o spektaklu Sally Stott w „The Scotsman”. „Bezwzględnie absurdystyczny, pozostający w zgodzie ze starą szkołą Fringe’a i estetyką białej farby do twarzy, jest to obraz, który czasami wydaje się zachwycać, czasami śmieszyć, wzywając publiczność do anarchii i pozostania uważnym”, czytamy w recenzji.
Dla Wełmińskiego to nie jest pierwszy raz na festiwalu w Edynburgu.
– Po raz pierwszy na Fringe’u byłem w 1972 roku. To bardzo prestiżowy festiwal, ale wszystko odbywa się w wielkim pędzie, każdy zespół dostaje 10 minut na rozłożenie, a następnie zwinięcie spektaklu. To nie jest sytuacja artystyczna, ponieważ spektakle wymagają skupienia – zauważa twórca.
Młodzi aktorzy po spektaklu gromadzą się na dziedzińcu Summerhall. Dla nich prawdomównie pierwszy raz na tak dużym festiwalu teatralnym to wyjątkowe przeżycie artystyczne.
– Te występy są bardzo intensywne. Dzisiaj mieliśmy bardzo dobry odbiór, publiczność reagowała na to, co się dzieje na scenie – mówi Chloe Stevens, która bez charakteryzacji jest niemal nie do poznania.
Po chwili dołącza do nich Andrzej Wełmiński. Zapytany, co chciałby przekazać osobom, które zobaczyły spektakl, na chwilę się zamyśla.
– Chciałbym, aby widzowie wyszli z naszego spektaklu z refleksją – stwierdza.
Magdalena Grzymkowska
Limbo
9, 10, 11 sierpnia, godz. 14.30
Upper Church, Summerhall, 1 Summerhall, Edinburgh EH6 1PL
Pingback: Polskie akcenty na edynburskim festiwalu teatralnym Fringe | Tydzień Polski