Bolonia to miasto, w którym nie musimy przejmować się pogodą. Tutaj nie ma znaczenia, że zapomnieliśmy parasola gdy pada deszcz, albo kapelusza gdy żar leje się z nieba. Osłonią nas zawsze przepiękne „portico” czyli podcienie. Tysiące eleganckich kolumn wspierają wysokie stropy, pod którymi możemy przejść… czterdzieści kilometrów! Tyle bowiem wynosi długość arkad tego unikatowego miasta.
Portico dla koni
Bolonia zaczęła się rozrastać wraz z rozwojem uniwersytetu. Przybywało coraz więcej studentów, mistrzów oraz ich służba. Potrzebnych było coraz więcej kwater i pokoi, a przestrzeń miejska w centrum była już całkowicie zabudowana. Jednym z najprostszych i najtańszych rozwiązań była dobudowa balkonu wiszącego nad ulicą. Im większy, tym więcej wymagał on wsporników czyli kolumn. Zalety przestrzeni pod balkonem szybko odkryli bolońscy rzemieślnicy. Pod arkadami mieli więcej światła i miejsca do pracy. Przechodnie mogli obserwować też proces tworzenia a sami rzemieślnicy mogli bezpośrednio zagadywać potencjalnych klientów. W XIII wieku Bolonia była już miastem gdzie „porticos” zawładnęły prawie wszystkimi ulicami. Podobnie było w innych włoskich ośrodkach miejskich. Podczas gdy pozostałe miasta podjęły radykalne decyzje pozbycia się balkonów na wspornikach, rada miejska Bolonii okazała się znacznie bardziej przewidująca i przychylna mieszkańcom. W roku 1288 wydano przepis, który do dziś reguluje charakterystyczny wygląd ulic. Mówi on, że wszystkie nowobudowane domy powinny mieć „portico” o wysokości przynajmniej 2.70 m. co pozwalałoby na przejazd osoby siedzącej na koniu. Dzięki temu Bolonia jest miejscem absolutnie wyjątkowym na świecie. Znajdziemy tutaj arkady tworzone jeszcze w średniowieczu z drewnianymi sufitami, przejścia renesansowe czy też z wieku XX, gdy odbudowano miasto po wojennych zniszczeniach. Najdłuższym, nieprzerwanie ciągnącym się portico jest zbudowana na przełomie XVII i XVIII wieku droga do sanktuarium San Luca. Jej początek jest tuż przy murach miasta, od Łuku Bonaccorsi do szczytu wzgórza za miastem gdzie stoi widoczny z daleka kościół. To pielgrzymkowe portico ma prawie cztery kilometry i jest podzielone na dwie części. Pierwsza po terenie płaskim (1.520 m.) i druga po wzniesieniu (2.776 m.). Jest tam też 15 stacji, przystanków modlitewnych. Tradycyjnie gorliwi pielgrzymi pokonywali tę trasę na kolanach.
Nowa Jerozolima
Jedne z najstarszych i najpiękniejszych podcieni znajdziemy przy Piazza Santo Stefano. Większość z nich pochodzi ze średniowiecza i renesansu. Wyjątkowe są spiralne, ceglane kolumny pod domami, które niegdyś należały do rodziny Beccadelli. Tutaj też zobaczymy jedne z piękniejszych XV wiecznych portico należących do Palazzo Isolani. Na końcu tego rozległego placu znajduje się bolońska „Nowa Jerozolima” czyli zespół kościołów Santo Stefano. Pierwsza świątynia jaka powstała w tym miejscu była poświęcona bogini Izydzie. Wzniesiono ją za czasów rzymskich przy źródle bijącym w centrum miasta. W IV wieku Konstatyn Wielki postanowił zbudować tutaj „Nową Jerozolimę” czyli prawie identyczny zespół kościelny jaki powstał w tym samym czasie dzięki krzyżowcom na Ziemi Świętej. Santo Stefano to niezwykły labirynt świętych budynków i dziedzińców połączonych krużgankami i przejściami. Nazywany jest „siedmioma kościołami”, ale do dziś pozostały tylko cztery. Najważniejsza jest świątynia Bożego Grobu, przebudowana prawie całkowicie w XII wieku. Znajdziemy tam kopię jerozolimskiej obudowy grobu Chrystusa. Jest ona otwierana tylko raz w roku, na Wielkanoc, w obecności rycerzy z zakonu Bożogrobców. Wcześniej jednak można było tam się wcisnąć (bo wejście jest niewielkie) także i w inne dni roku, by pomodlić się do relikwii patrona Bolonii św. Petroniusza. Co ciekawe miejsce to miało szczególne znaczenie dla…miejskich prostytutek. W Wielkanocną niedzielę udawały się tam ze specjalną modlitwą do Marii Magdaleny, której treść była tajemnicą tego cechu. Drugą tradycją związaną z tym kościołem były „spacery” ciężarnych kobiet wokół Grobu. Okrążały go one 33 razy i następnie szły do pobliskiej kaplicy Martyrium, by modlić się do pięknego fresku ciężarnej Madonny. W roku 2000 przeniesiono relikwie św. Petroniusza do bazyliki San Petronio i kościół Bożego Grobu stracił na swoim znaczeniu. Bardzo ważny pozostaje nadal budynek z relikwiami bolońskich świętych męczenników z 305 roku: Santo Vitae i Agricola. Znajdują się one w dwóch średniowiecznych sarkofagach, które niegdyś służyły za ołtarze. W XV wieku odkryto w tym kościele inny starożytny grobowiec, który uznano za miejsce spoczynku św. Piotra. Strumienie pielgrzymów natychmiast przekierunkowały się z Rzymu na Bolonię. Papież Eugeniusz IV zareagował szybko i skutecznie. Wypełnił on cały kościół ziemią i zakazał wstępu. Otworzono i wyczyszczono go dopiero po 70 latach dzięki interwencji biskupów. Z Santo Vitae możemy przejść do kościółka św. Trójcy, który mieści małe muzeum a potem do urokliwego dziedzińca Piłata. Na jego środku stoi kamienna misa, w która miała służyć rzymskiemu namiestnikowi do umycia rąk po wydaniu wyroku na Jezusa.
Przejmujące Compianto
Zespół Santo Stefano jest punktem obowiązkowym w zwiedzaniu Bolonii, jednak to, co najbardziej znane, niekoniecznie najbardziej nas porusza. W bardzo eleganckim, wspaniale zdobionym kościele Santa Maria della Vita, niedaleko od Piazza Maggiore ukryto niesamowite „Compianto” czyli scenę złożenia Chrystusa do Grobu. Wykonał je artysta Nicolo Dellarca w roku 1463. Chyba każdy, kto to dzieło zobaczył doznał pewnego wstrząsu. Compianto znajduje się w ukrytej, bocznej części kościoła przy ołtarzu i żeby je zobaczyć trzeba kupić niedrogi bilet. Przedstawia ono siedem figur naturalnej wielkości przy ciele zdjętego z krzyża Jezusa. Nie są one absolutnie statyczne i dostojne. Ból każdej postaci jest wyrażony niesamowicie plastycznie i przejmująco. To studium cierpienia po stracie kogoś najważniejszego w naszym życiu. Trudno uwierzyć, że te zdumiewające rzeźby mają ponad 500 lat. Każdy, kto Compianto zobaczył na pewno szybko o tym nie zapomni… Sam kościół Santa Maria Della Vita ma bardzo ciekawą historię. W roku 1260 franciszkański pustelnik Raniero Fasani wyruszył na pielgrzymkę do Bolonii z Perugii. Nie był to jednak spokojny marsz urozmaicony modlitwami i pieśniami, ale wędrówka „białych biczowników”, którzy okładali się batami do krwi, błagając o przebaczenie grzechów. Dziś zapewne można tę pielgrzymkę porównać do wszelkich ekstremalnych maratonów z przeszkodami. Do brata Raniero podłączyła się zdumiewająca ilość wiernych i do Bolonii przybyło 20 tysięcy osób! Zanim znów opuścił miasto ustanowił świecki zakon biczowników oraz założył szpital, który mieli prowadzić. Kościół Santa Maria della Vita jest miejscem, który do szpitala niegdyś należał, i w którym doszło do wielu cudownych uzdrowień. Być może to w tym szpitalu biczowników Nicolo Dellarca obserwował przejmujące sceny cierpienia, które tak wspaniale uwiecznił.
Tekst i zdjęcia: Anna Sanders