Na początku w ogóle nie brałam pod uwagę kariery muzycznej – ze względu na barierę językową. Brakowało mi pewności siebie podczas mówienia, częściowo ze względu na akcent. W końcu jednak zdobyłam się na odwagę, by zaaplikować na kierunek związany z tym, co kocham robić i była to najlepsza decyzja w moim życiu – mówi Beata „Lily” Pietrzak, aktorka musicalowa Edinburgh Music Theatre , która na tegorocznym festiwalu „Fringe” wystąpiła w spektaklu „Anthems: From West End to Broadway & Movie Music”.
Jak rozpoczęła się Pani przygoda z musicalem? Śpiewała Pani w Polsce, przed przeprowadzką do Wielkiej Brytanii?
– Myślę, że tak naprawdę od zawsze ciągnęło mnie w kierunku artystycznym. Pamiętam, że od wczesnych lat dzieciństwa lubiłam śpiewać i grać na instrumentach. Jak miałam 7-8 lat rodzice widząc moje zamiłowanie do muzyki, zapisali mnie na lekcje gry na pianinie i do kościelnej scholii, za co byłam wdzięczna. Z czasem jednak przestałam chodzić na śpiew, z pianina przepisałam się na keyboard i flet, aż w końcu zrezygnowałam z zajęć muzycznych, by poświęcić się tańcu. Cały czas próbowałam odnaleźć to, co sprawiało mi największą przyjemność. Oprócz tego brałam udział w szkolnych przedstawieniach i recytacji wierszy oraz uwielbiałam czytać książki. Nie ukrywam, że duży wpływ na mnie miały bajki Disneya – jako osoba wychowywana w latach 90. spędziłam moje dzieciństwo otoczona wieloma wspaniałymi animowanymi musicalami jak „Król Lew”, „Dzwonnik z Notre Dame”, „Herkules” czy „Mulan”. Wyprawy do kina i późniejsze kupowanie kaset magnetofonowych i VHS były obowiązkowe! Pamiętam, że za każdym razem byłam oczarowana muzyką i znałam wszystkie piosenki i sporą część dialogów na pamięć. Animacje Disneya i filmy musicalowe takie jak „Skrzypek na dachu” czy późniejsze „Chicago” i „Upiór w operze” to były dla mnie jedne z nielicznych okazji na styczność ze światem musicalowym. W Polsce w tamtych czasach ten rodzaj rozrywki nie był zbyt popularny czy ogólnodostępny.
Jak wyjazd z kraju wpłynął na rozwój Pani edukacji muzycznej?
– Po przeprowadzce do Szkocji wszystko się zmieniło. Otworzyły się przede mną nowe możliwości. Na początku oczywiście nie brałam tego w ogóle pod uwagę ze względu na barierę językową – nie miałam problemu z pisanym czy czytanym angielskim, bo uczyłam się go od piątego roku życia, ale brakowało mi pewności siebie podczas mówienia, częściowo ze względu na akcent. Z tego też względu zdecydowałam się zakopać moją pasję do występów i poszłam w innym, choć wciąż kreatywnym kierunku. Próbowałam swoich sił na kierunku fotograficznym, później plastycznym i choć sprawiało mi to przyjemność czułam, że wciąż mi czegoś brakuje. W końcu zdobyłam się na odwagę, by zaaplikować na kierunek związany z tym, co kocham robić i była to najlepsza decyzja w moim życiu. Po zrobieniu podstawowego kursu musicalowego miałam dwa lata przerwy od edukacji, które spędziłam na budowaniu doświadczenia – zaczęłam moją przygodę z różnymi lokalnymi grupami musicalowymi, aż w końcu trafiłam do Edinburgh Music Theatre i z nimi zostałam aż do dnia dzisiejszego. Dwa lata temu wróciłam skończyć moje studia i z radością mogę powiedzieć, że w tym roku je skończyłam z najwyższą możliwą oceną.
Dlaczego zdecydowała się Pani na emigrację?
– Mój brat studiował w Anglii, siostra mieszkała i pracowała w Szkocji, więc rodzice postanowili, że łatwiej dla nas wszystkich będzie jeśli przeprowadzimy się razem. I tak w 2009 roku wyjechaliśmy ze Szczecina, z którego pochodzę, i zaczęliśmy naszą wspólną przygodę na emigracji. Moja rodzina zawsze trzyma się razem i wspiera siebie nawzajem.
Myśli Pani, że rozwój Pani kariery byłby możliwy w równym stopniu w Polsce co tu, na Wyspach?
– Co do kariery myślę, że mieszkając w Wielkiej Brytanii mam o wiele więcej możliwości pod kątem kształcenia się i zdobywania doświadczenia niż w Polsce. Jako osoba, która skończyła studia musicalowe jestem otwarta na różne możliwości i szanse, które przyniesie mi życie – szkolenie się w śpiewie, tańcu i aktorstwie otworzyło mi wiele drzwi. Sam Edynburg będąc sercem wielu festiwali i kulturowych wydarzeń, daje wiele możliwości na to, by pokazać światu swój talent. Oprócz tego wiadomo Londyn i parę innych miejsc, które są kolebką wielu teatralnych i muzycznych przedsięwzięć. Co do Polski, to nie mieszkam tam już od 10 lat, więc nie mam wglądu na to, jak ten przemysł tam wygląda. Widzę jednak, że miłość do musicali wzrasta i stają się one bardziej dostępne dla ludzi, między innymi dzięki wspaniałej pracy studia Accantus oraz wystawianym spektaklom. Z czego się bardzo cieszę.
I rzeczywiście udaje się Pani pracować w zawodzie? Praca aktorki musicalowej to nie jest chyba najłatwiejszy kawałek chleba.
– Bycie osobą kreatywną często wiąże się z tym, że praca jest niepewna czy tymczasowa, więc druga praca jest często konieczna. Często pojawia się oczywiście dylemat, bo wiele prac ma sztywno ustalone godziny, które ograniczają szanse na podejmowanie się bardziej kreatywnych zleceń. Ja oczywiście staram się szukać jak najwięcej możliwości pracy w moim zawodzie. Ostatnio na przykład pracowałam jako aktorka w filmiku instruktażowym dla pracowników Amazona. Oprócz tego pracuje w Edinburgh Playhouse jako usher (osoba sprawdzająca bilety przed spektaklem w teatrze – przyp. red.) i jestem z tej pracy zadowolona. Pozwala mi ona na szukanie pracy w zawodzie ze względu na godziny, ale też daje mi szansę otaczania się ludźmi o podobnych zainteresowaniach.
Jak to się stało, że znalazła się Pani zespołu artystów, który na edynburskim festiwalu wykonywał najpiękniejsze utwory z odnoszących międzynarodowe sukcesy musicali?
– Moja historia z Edinburgh Music Theatre sięga roku 2016, w którym to dołączyłam do nich by wystąpić w jednym z moich ulubionych musicali – „Skrzypek na dachu”. Choć dołączyłam tam ze względu na wybór przedstawienia, to zdecydowałam się zostać z nimi ze względu na ludzi. Edinburgh Music Theatre, gdzie jestem znana jako „Lily” – to moje drugie imię, którego w większości używam – jest grupą bardzo utalentowanych osób i są oni dla mnie jak druga rodzina.
Występują z Panią też inni Polacy? W ramach musicalu czy ogólnie na festiwalu?
– Na trzy lata spędzone z Edinburgh Music Theatre spotkałam tam jednego Polaka i jedną Polkę, jednak żadne z nich nie zostało tam dłużej niż na dwa występy. Co do innych Polaków występujących na festiwalu, to ja osobiście się z nimi nie spotkałam, ale chcę wierzyć że jest nas tam więcej!
Jakie utwory wykonywała Pani w czasie tegorocznego spektaklu „Anthems: From West End to Broadway & Movie Music”?
– W tym roku miałam solo w „I hope I get it” z musicalu „The Chorus Line” oraz „Jellicle Song” z musicalu „Cats”. Oprócz tego wykonywaliśmy bardzo dużo grupowych utworów. Moje trzy najbardziej ulubione to „James Bond medley”, „May It Be” z „Władcy Pierścieni” oraz „Matilda medley”. Pierwsze dwa utwory skradły moje serce ze względu na niesamowitą aranżację, ostatni natomiast był pełen energii i wykonywanie go sprawiało czystą przyjemność. Osobiście jestem bardzo zadowolona z występów, było to kolejne, bardzo pozytywne doświadczenie, które będę wspominać przez długi czas.
Występuje Pani również zespole pieśni i tańca „Ojczyzna”. Jak Pani do niego trafiła?
– Do zespołu pieśni i tańca „Ojczyzna” dołączyłam za namową znajomej. Na początku nie byłam pewna, czy to coś dla mnie, ale z ciekawości poszłam na próbę i… tak zostałam, już prawie 5 lat. W ostatnim roku musiałam tymczasowo zrezygnować z udziału w występach z powodu natłoku pracy na studiach, ale teraz znowu do niego wróciłam. Zespół skradł moje serce i sprawił, że zakochałam się w polskim folklorze bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. W naszym repertuarze można znaleźć wiele tradycyjnych pieśni i tańców, takich jak polonez, kujawiak, mazur, ale również te bardziej widowiskowe jak oberek, góral czy krakowiak z udziałem lajkonika. Jako zespół bierzemy udział w różnych wydarzeniach jak Dunedin International Folk Dance Festival, obchodach Dnia Niepodległości, Polish Heritage Day, a w okresie Świąt Bożego Narodzenia również kolędujemy. Więcej informacji można znaleźć na naszej stornie na Facebooku „Ojczyzna – Polish Song and Dance Ensemble.”
Jakie jest Pani największe muzyczne marzenie? Wystąpić na Broadway’u? Na West Endzie?
– Myślę, że byłoby to wystąpienie w filmowej wersji musicalu gdyż to by połączyło wszystko, co kocham robić. Kto wie, może przyjdzie taki dzień! Co do planów na najbliższą przyszłość, to oczywiście będę ciężko pracować i dążyć do spełniania wytyczonych przez siebie celów. Ale jednocześnie nie dać się temu wszystkiemu zwariować! Dla mnie największym osiągnięciem do tej pory jest to, że kocham to, co robię i każdego dnia stawiam sobie poprzeczkę wysoko i dążę do spełniania swoich marzeń. W dzisiejszych czasach ludzie często zapominają o tym, że to nie tylko o to w życiu chodzi, aby gonić za pieniądzem…
Co daje Pani śpiewanie?
– Myślę, że śpiew jest niesamowitym sposobem na wyrażanie siebie, swoich emocji. Pozwala nam otworzyć się na świat i innych, na okazanie tego, co czujemy, ale również daje nam szansę by przekazać ważne wiadomości w ogólnodostępny sposób. Śpiew ma także pozytywny wpływ nie tylko na nasze zdrowie fizyczne, ale i psychiczne.
Gdyby nie mogła Pani śpiewać to… ?
– … zajęłabym się prawem karnym lub kryminologią, które mnie bardzo fascynują.