02 października 2019, 06:43
Z dziennika harcerskiej wyprawy: 75. rocznica Powstania Warszawskiego (1)

Swoją obecnością w samym sercu Warszawy w 75. rocznicę Akcji Ostra Brama, Akcji Burza jak i Powstania Warszawskiego członkowie Związku Harcerstwa Polskiego oddali swój harcerski hołd, wypełniając w ten najgodniejszy sposób i przekazując następnemu pokoleniu święty obowiązek pamięci. Upamiętnienie uczy nas jak łatwo jest stracić wolność i jak ważne jest ją szanować i być gotowym by o nią walczyć.

Nasze upamiętnienie tych wydarzeń właśnie tam, w kraju, pociąga za sobą głębokie emocje. Skonfrontowanie się z historią nie pozwala nikomu na obojętność. Mogło się nam wydawać, że nas, znających historię i naocznych świadków czy nawet powstańców nic już nie zaskoczy! Przecież jako instruktorzy tyle razy obchodziliśmy z naszą młodzieżą rocznicę 1 sierpnia…

A jednak? Na każdym kroku zaskakują nas fakty coraz bardziej szokujące. Często aż trudno pogodzić ten słoneczny letni dzień z tragedią powstania i jego konsekwencjami. Pamiętamy i skupiamy się na męstwie, bo nawet dziś, mimo że minęło już trzy czwarte wieku, fakty wydają się zbyt okrutne.

Śp. Druh hm Ryszard Białous ps. „Jerzy” – upamiętnienie w Katedrze Polowej i Powązkach Wojskowych, Warszawa, 31 lipca 2019 r.

– Mój ojciec był przede wszystkim harcerzem.  Przez całe życie był wierny harcerskim przyrzeczeniom. Zachowywał osobistą harcerską uczciwość. Swoim postępowaniem zyskał szacunek i przyjaźń w Argentynie – te słowa niosły się echem po całych Powązkach Wojskowych. Tak syn druha Ryszarda pragnie aby wszyscy zebrani go zapamiętali. W tym ostatecznym odprowadzeniu naszemu druhowi towarzyszyli przedstawiciele okręgu ZHP w Argentynie mianowicie druhna hm Joanna Uzarowicz i druhowie phm Andrzej Kiciński Ambrosetti ps. „Monter” i ćwik Adrian Liway. Rodzice druhny Joasi pobrali się w pierwszych dniach wojny właśnie w Katedrze Polowej. Towarzyszyły im tego dnia naloty, alarmy i palące się miasto. Panna młoda od razu po ślubie pożegnała się z mężem, który natychmiast powrócił do czynnej akcji w szeregach wojskowych, a następnie w konspiracji i powstaniu.

Złożenie szczątek druha Ryszarda pomiędzy swymi, w kwaterze, gdzie spoczywają członkowie batalionu „Zośka”, po uroczystym i wzruszającym nabożeństwie w Katedrze Polowej, to najbardziej naturalna rzecz, już nie mówiąc, że było to jego życzeniem. Nasza obecność to też nie przypadek. Druh Ryszard pełnił funkcję Naczelnika ZHP w Wielkiej Brytanii w okresie powojennym przed swoim wyjazdem do Argentyny. Jego służba jest dla nas wielkim wzorcem. Wedle opisów jego podwładnych był to: „człowiek szlachetny, ale przede wszystkim człowiek poza czasowy”. Człowiek, od którego słów bije skromność i pokora: „Ludzie, którymi miałem zaszczyt dowodzić, to nie wyspa oderwana od społeczeństwa ani cierpiętnicy, dla których było ideałem polec za Ojczyznę, lecz świadomi swych obowiązków młodzi obywatele Rzeczypospolitej, dla których ideałem było żyć dla Niej i pracą przyczynić się do Jej świetności”.

Ciężko ranny 19 września 1939 r. w obie nogi i twarz, nie poddał się. Wręcz przeciwnie: podczas swej rekonwalescencji zaciąga się do konspiracji, stanie się m.in. współtwórcą Szarych Szeregów.  Jego droga powstańcza wiodła przez Wolę, Stare Miasto i krwawy Czerniaków.

Stojąc pomiędzy mogiłami Szarych Szeregów, słyszymy z wielką dumą relację naocznego świadka, Pani Lidii Markiewicz-Ziental, ps. „Lidka”, osoby wychowanej w wielkim duchu patriotycznym, żyjącej podczas okupacji  mantrą: „Dziś, jutro i pojutrze,” gdzie dziś to nauka, jutro to walka, a pojutrze to stawienie się do pracy. Zaciągnęła się do służby sanitarnej i dostała  przydział do batalionu „Zośka” 3 sierpnia 1944 r. Tak wspomina swoją rozmowę z dowódcą:

– Ile masz lat? I – zapytał dowódca.

– Siedemnaście – odpowiedziała ona.

– Chyba nie… – powątpiewał dowódca.

– Szesnaście!

Dowódca nie wierzy:

– Wracaj do domu.

– Nie wrócę do domu. Nie wiem, gdzie są rodzice – kłamie.

Została w batalionie. Miała wtedy 14 lat i 8 miesięcy! „Lidka” szła cały czas z „Zośką”, biorąc udział we wszystkich często krwawych akcjach aż po Czerniaków. Kilkakrotnie przedzierała się kanałami, była ranna. W czasie swej powstańczej drogi poznała swojego przywódcę druha Ryszarda. Człowieka, który swoją skuteczną akcją bojową w Gęsiówce 5 sierpnia wyzwala 348 Żydów. „Lidka” opisuje to wydarzenie bardzo szczegółowo.

– Nagle wyłoniła się grupa brudnych ludzi, wygłodzonych, w pasiakach, którzy zaczęli nas całować po rękach – mówi. Jako młoda dziewczynka, nie może pogodzić się z tym aby ktoś ją całował w ten sposób.

To tutaj jako sanitariuszka doświadczyła, czym jest śmierć. To tutaj zakończyło się jej dzieciństwo. Dziś Gęsiówka i ten wyczyn Druha Ryszarda są upamiętnione tablicami po polsku, hebrajsku i angielsku. Jedziemy później pod tę tablice – szukamy śladów zabudowań, jak i bitwy. Wokół nas normalne miasto, nieprzerwany prąd samochodów a nad nami świeci słońce. Jak to pogodzić?

2

Należy podkreślić, że większość z wyzwolonych osób zgłosi się do walki lub pracy przy oddziałach powstańczych. Jest między nimi aż czterech lekarzy! Pani Lidka opowiada dalej. Przedstawia nam przebieg walk na Czerniakowie, „berlingowców” nie mających żadnego przygotowania wojskowego ginących, bo nie umieli walczyć w mieście, a Niemcy strzelali do nich jak do kaczek. Podkreśla  męstwo druha Ryszarda i jego opiekuńczość w tym piekle na ziemi.

Inny obrazek z opowieści Lidki pozostanie na długo w naszej świadomości. To scena z Woli, gdzie Niemcy chroniąc się przed ostrzałem powstańczym, pędzili przed sobą kobiety z dziećmi. „Strzelajcie!” wołały do powstańców kobiety.

Pani Lidia opowiada też, jak po wzięciu do niewoli Żydów, którzy walczyli w powstaniu, czekało kolejne niebezpieczeństwo. Aby uniknąć zagłady, wycinano im numery wytatuowane na przedramionach, a następnie ręce wsadzano w gips. Wielu w ten sposób uratowano życie.

Kolejne postacie przemawiające na cmentarzu opisują życie druha Ryszarda. Po uwolnieniu przez aliantów z obozu jenieckiego, poświęca się łączeniu rodzin jak i ściąganiu rodzin z Polski w ramach swej funkcji  w Harcerskich Oddziałach Wojskowej Służby Wewnętrznej. W ramach wojskowych konwojów pomocy, przedostaje się z darami do Polski, gdzie przebywa nielegalnie. Tym sposobem udaje się mu wywieźć z kraju żonę i dzieci. W Wielkiej Brytanii działa w Komisji Historycznej przy angielskim sztabie wojskowym. Przy jego wkładzie wychodzi w 1950 r. w Londynie książka pod tytułem „Armia Krajowa”. Z czasem podąży z rodziną do Argentyny.

– Zawsze powtarzał: żeby Polska była szanowana na świecie, to Polacy na emigracji muszą pokazać najwyższy poziom kultury, pracowitości i uczciwości w swoim codziennym życiu – mówi syn.

W Argentynie z początku druh Ryszard osiedlił w Neuquen, małej indiańskiej wiosce , przez pół roku niedostępnej dal świat ze względu na opady śniegu. Tam zaplanował, a następnie nadzorował budowę lotniska w Quillen, najwyżej położonego lotniska w Ameryce Południowej i jedynego w Kordylierze. Pełnił funkcję ministra ds. planowania i rozwoju w rządzie prowincji Neugen oraz dyrektora generalnego zarządu dróg i energii elektrycznej w Patagonii. Stał się też wybitnym znawcą cywilizacji Araukanów – indiańskiego plemienia Ameryki Południowej. Czego więcej można by się spodziewać po harcerzu?

W mojej pamięci z tego dnia zostaje coś jeszcze: widok staruszka  powstańca , bardzo ubogo ubranego, liczącego ponad 96 lat, cierpiącego już na początki demencji, w asyście swojego młodszego brata liczącego zaledwie 92 lata , także powstańca oraz zmęczonej i przygnębionej siostrzenicy. Staruszkowi nikt nie przygotował miejsca . Wędrował w zebranym tłumie na chwiejących nogach, zdeterminowany złożyć kwiaty na grobie najbliższego kolegi, który poległ w Powstaniu. Nie zważał na uroczystości ku czci innej osoby, nie rozumiał, że akurat dziś chodzi o coś innego, że tu stoi prezydent… Widać, że był przytłoczony swoimi wspomnieniami, aż płacze z frustracji a każdy tylko spuszczał oczy i udawał, że nie widzi. A to w jego osobie najbardziej zaznaczył się obraz tragedii odciśniętej na ludziach przez powstanie i utratę wolnej ojczyzny, niż w tych wszystkich upamiętnieniach, wieńcach, przemówieniach, orderach i medalach.

Starałam się pomóc, ale bezskutecznie. Pozostał niesmak. Czy czcząc wybranych, nie zapominamy o innych? Bo stali się nam dziś niewygodni? Bo nie zaliczają się do tych sławnych czy do tych , którzy umieli opowiedzieć swoją historię? Czy ktokolwiek zajął sie ich traumą? Kto pilnuje sprawy, aby na Powązkach znaleźli się zawsze w pierwszym rzędzie wszyscy jeszcze żyjący powstańcy i AK-owcy i byli traktowani na równi? Nie ma lepszych, nie ma gorszych.

Plac Krasińskich, późne poludnie, 31 lipca 2019 r.

Na Placu Krasińskich zajmujemy miejsca. Z początku oślepia nas słońce, z placu zejdziemy dopiero  późną nocą. Łączymy się wszyscy we wspólnej modlitwie. Warszawa się jedna. Wypatrujemy nam dobrze znane twarze powstańcze z Londynu. Jak zwykle podziwiamy werwę , siłę i determinację Pani Marzenny Schejbal.

Uśmiechamy się do swoich sąsiadów. Za mną Pani trzymającą w srebrnej ramce zdjęcie starszego Pana. To jej ojciec. Zmarł zaledwie dwa miesiące temu przekraczając setkę, nie doczekawszy się jednak tej jubileuszowej rocznicy. Opowiada mi szeptem o ojcu i jego drodze powstańczej.

Nadchodzi czas przemówień. W pewnej chwili zrywa się  rejwach, buczenie, wykrzykiwanie. Jedni bronią, drudzy huczą. Najgłośniejszą okazuje się Pani ze srebrną ramką. Tulimy się w swoim harcerskim gronie ze wstydu. Nie po to tu jesteśmy. Nie po to żeśmy tu przyjechali. Przemawiający to wnuk powstańca. Ludzie, czy nie potraficie się w tej chwili dumania, modlitwy i upamiętnienia powstrzymać i zachować z godnością? Chodzi tu o sławę Tej, która żąda ofiary, chodzi o wspólną wolność, z której każdy z nas dziś czerpie swe szczęście.

Apel Poległych, jak zawsze głęboko wzruszający i tak pięknie oddany przez nasze wojsko wedle tradycji narodowo-wojskowych. Nadchodzi czas składania wieńców. Wypatrujemy naszego Przewodniczącego, druha hm Roberta Rospędzichowskiego z wielka dumą. Jego twarz, skupiona w głębokim zamyśleniu widnieje na telebimie jak i w mediach w całej Polsce. Druhowi Robertowi przysługuje się ten honor, nie tylko z racji funkcji czy z racji tego że jest harcerzem lecz przede wszystkim z powodu jego rodzinnej historii. Matka jego pełniła wiele funkcji w AK jak i podczas powstania, m.in. jako członek Komendy Głównej w AK, działającą w kontrwywiadzie. Przeżycia jej są godne osobnego artykułu.

Druh Robert składa wieniec z przedstawicielami naszych bratnich harcerskich organizacji w kraju, w gronie dyplomatów, mężów stanu polskich i zagranicznych, delegacji wojskowych i społecznych. Ilość wieńców śmiało przekracza setkę.

Dochodzę do wniosku ze jednak zwyczaj brytyjski bardziej mi odpowiada. Kilka wieńców, ten od królowej, premiera, a osobiste wieńce zostają złożone w drugiej mniej formalnej części. I słusznie. Dziwne jest zachowanie dla mnie osób, które  oddawszy hołd bardzo szybko schodzą z placu lub urządzają sobie pogaduszki podczas trwających uroczystości. Ilość pustych krzeseł rośnie, a przecież to jeszcze nie koniec. Co może być dziś bardziej pilnego? Dziwne, obce i dla mnie w oczy kłujące.

Nareszcie schodzimy my z placu. Za chwilę rozpocznie się koncert otwarty dla szerokiej publiczności. W jednej chwili pogrążamy się morzu warszawiaków podążającym w kierunku sceny, gdzie przed chwilą stał ołtarz, a przy nim poczty sztandarowe i wspaniały chór Wojska Polskiego.

W tłumie napotykamy drugą wyprawę harcerską ZHP składającą się z harcerek z Wielkiej Brytanii pod komendą druhny phm Izy Bis z Nowego Jorku. W tym gronie są moje londyńskie harcerki, które witają mnie z wielką serdecznością. Wystały się przeszło cztery godziny w tłoku, za barierkami, w gorącu, a są po trzech dniach zajęć w czasie zlotu mającego miejsce w Warszawie pod hasłem „Dziś jest pojutrze”. Jeszcze nie jadły kolacji, mimo to na ich twarzach maluje się uśmiech i pogoda w duchu harcerskim, jak i wzruszenie wywarte przez tematykę obchodów. Tworzymy na chwilę swoją własną wysepkę londyńską.

W programie ułożonym przez władze krajowego harcerstwa odbył się przemarsz do Muzeum Powstania Warszawskiego. Rozumiałam, że następnie odbędzie się  spotkanie Prezydenta z bracią harcerską. Naszym harcerkom jednak nie dane było wejść na teren muzeum, słuchały przemówień, siedząc na trawie. Jest mi ich żal. Wiem, że w czasie spotkań z młodymi ludźmi nie chodzi o wygłaszanie przemów, lecz o nawiązanie dialogu.

Czas na kilka zdjęć z druhną hm Jadzią Chruściel, córką generała Chruściela ps. „Monter”, ostatnio zamieszkałą w Warszawie z dala od swojego Nowego Jorku i więzi londyńskich.

Odchodzę z placu wzruszona. Rezygnuję z koncertu, a także ze wspólnej kolacji. Nie potrafię się w tych chwilach tak szybko przestawić w codzienność .

W drodze do metra mijam multum młodych ludzi, spacerówki ze śpiącymi niemowlętami, zakochane pary, warszawskie pieski, te rasowe i te bardziej kundlowate, rowerzystów, pieszych, roześmianej młodzieży. Nastrój zmieniony, Warszawa oddycha po ciężkim dniu. Mnie połykają korytarze kolejki podziemnej.

hm Monika Skowrońska

Cdn.

 

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

hm Monika Skowrońska

komentarze (0)

_