Walka toczy się o każdy centymetr, a o ostatecznym sukcesie decydują detale. O kulisach konkursu „UK Bus Driver of the Year 2019”, w którym zdobył drugie miejsce, polski kierowca Adam Książek, reprezentujący firmę First, opowiada w rozmowie z Piotrem Gulbickim.
To prestiżowa impreza.
– Najbardziej prestiżowa w branży autobusowej, z długą i bogatą tradycją. Startują w niej przedstawiciele wszystkich firm przewozowych w Wielkiej Brytanii, w tym roku odbyła się już 53. edycja. Ścisły finał poprzedzają wewnętrzne eliminacje, prowadzone przez poszczególnych przewoźników, a do ostatecznej rozgrywki awansuje po dwóch najlepszych kierowców z każdej firmy.
Finał odbył się w Blackpool.
– Przystąpiło do niego 84 zawodników. Najpierw czekał nas pisemny sprawdzian z wiedzy o ruchu drogowym i kwalifikacjach zawodowych, a potem każdy miał do pokonania 20-minutową trasę z licznymi zadaniami weryfikującymi umiejętności prowadzenia i zatrzymywania pojazdu, oceny prędkości, a także odległości – od krawężnika, samochodów, rowerzystów. Test praktyczny odbywał się zarówno na drogach prywatnych, jak i publicznych, a na ocenę sędziów miało wpływ kilka czynników – prawidłowo wykonane ćwiczenia, bezpieczeństwo, profesjonalizm, zasady włączania się do ruchu. W trakcie jazdy, szczególnie podczas manewrów, trzeba się mocno nagimnastykować, nieustannie kręcić głową na prawo i lewo, bo punkty karne odejmowane są za centymetrowe różnice. A trzeba pamiętać, że kierujemy autobusem o długości 10 metrów! O kolejności miejsc decyduje suma punktów zdobytych z części praktycznej i teoretycznej.
Byłeś o krok od zwycięstwa.
– Niewiele zabrakło, przegrałem tylko z Adamem Stittem, reprezentującym barwy Lothian Buses, a tuż za mną uplasowała się Amanda Hough, koleżanka z Firsta, z hrabstwa Hampshire. Miałem szansę na wygraną, niestety zepsułem jedno ćwiczenie, które polegało na ustawieniu autobusu w odległości dokładnie 1,5 metra od rowerzysty. Zaparkowałem trochę za blisko, przez co dostałem 30 punktów karnych. Również teoria nie poszła mi tak, jak chciałem, z 25 pytań na 6 odpowiedziałem źle, przez co umknęło kolejnych 48 punktów. Tych strat nie zdołałem już nadrobić, mimo że idealnie zatrzymywałem się na przystankach i zatoczkach w odległości 2-4 cali od krawężnika oraz w teście utrzymania dystansu od pojazdu z przodu.
Czujesz niedosyt?
– Trochę tak, tym bardziej, że do powtórzenia sukcesu z 2017 roku, kiedy stanąłem na najwyższym stopniu podium, zabrakło mi tylko 36 punktów. Cóż, nie udało się, niemniej ogólnie jestem bardzo zadowolony.
Dwa lata temu wygrałeś, jednak w ubiegłym roku byłeś dopiero 14.
– Tamten start zupełnie mi nie wyszedł. Podczas rywalizacji na takim poziomie najważniejsze jest skupienie na wykonywaniu ćwiczeń oraz opanowanie nerwów, gdyż minimalne błędy decydują o końcowej klasyfikacji. Natomiast ja byłem do tego stopnia pochłonięty realizowaniem dwóch nowych zadań, że zapomniałem o podstawach jazdy, takich jak sprawdzenie lusterek i martwych punktów autobusu przed ruszeniem. Kardynalne błędy, za które srogo zapłaciłem, inkasując za to 100 punktów karnych, co w efekcie kosztowało mnie utratę drugiej lokaty i spadek o 12 miejsc w dół. Dla porządku dodam, że w swoim debiucie, w 2016 roku, ukończyłem zawody tuż za podium, na czwartej pozycji.
Udział w tego typu konkursach traktujesz jako wyzwanie?
– Wyzwanie i okazję do sprawdzenia swoich umiejętności, które mogę przetestować w bezpośredniej konfrontacji z najlepszymi kierowcami w Wielkiej Brytanii. Taka rywalizacja wyzwala adrenalinę, generując dodatkową motywację i emocje.
W stawce, poza tytułem „UK Bus Driver of the Year”, są ciekawe nagrody.
– Za pierwsze miejsce można zdobyć około 5 tysięcy funtów, więc jest o co walczyć. Ja w tym roku otrzymałem trzy puchary – za drugie miejsce w ogólnej klasyfikacji, dla najlepszego kierowcy Firsta oraz najlepszego kierowcy z firmy autobusowej należącej do ROSCO (Road Operators Safety Council). Wszystkim tym trofeom towarzyszyły czeki na łączną kwotę 3 tysięcy funtów.
Sukcesy w zawodach mają przełożenie na twoją codzienną pracę?
– Na pewno dodają pewności i wiary w siebie, pokazując, że nieprzypadkowo siedzę za kierownicą autobusu. Praca daje mi dużo satysfakcji, a najfajniejsze w niej jest to, że sam jestem sobie sterem i żeglarzem, odpowiadam tylko za pojazd oraz pasażerów, bez żadnych szefów, kierowników czy menedżerów stojących nad głową. Początkowo jeździłem na zmianach dziennych, ale od czterech lat przerzuciłem się na popołudniowe, a w weekendy również nocne. Ma to swoje plusy – jest mniejszy ruch, nie stoi się w korkach, szybciej docieram do celu. Owszem, czasami zdarzają się pijani albo agresywni pasażerowie, ale z roku na rok jest ich coraz mniej. W takich sytuacjach moja rola polega na zażegnaniu potencjalnych konfliktów, gdyż bezpieczeństwo i komfort jazdy pasażerów są priorytetem.
Ale to nie jedyne zadania kierowcy.
– Jest ich cały wachlarz. Podróżni często zagadują, pytają o drogę, ciekawe miejsca do zobaczenia, najszybszy sposób dotarcia do celu. Zdarza się też, że proszą o odnalezienie zagubionych czy zostawionych w innych autobusach rzeczy.
Odrębną kwestią są sytuacje, gdy ktoś zasłabnie albo źle się poczuje i trzeba wezwać karetkę. W tego typu przypadkach podstawą jest szybkie i konkretnie działanie. Tak było również dwa lata temu, kiedy dojechałem na końcowy przystanek, a w pojeździe została tylko jedna kobieta. Próbowała wysiąść, ale była bardzo słaba, niemniej na ofertę pomocy z mojej strony kategorycznie odpowiadała „nie”. W momencie gdy omal się przewróciła poprosiłem żeby usiadła i poczekała, a ja zadzwonię na pogotowie, ale wówczas rozpłakała się zapewniając, że nic jej nie jest, nie bierze żadnych leków i nie potrzebuje wsparcia. Postawiłem jednak na swoim i wezwałem karetkę, a kobietę przetrzymałem w autobusie, nawet bez jej zgody. Jak się później okazało była cukrzykiem i poziom cukru we krwi spadł u niej poniżej normy. Po udzieleniu pomocy przez ratownika, kiedy już doszła do siebie, bardzo mi dziękowała, że nie pozwoliłem jej iść samej, przepraszała za płacz i swoje zachowanie, a na koniec mocno przytuliła. Poczułem się wtedy z siebie dumny, świadomość, że ratuje się komuś zdrowie, a może nawet życie, jest bardzo krzepiąca.
Dobry kierowca samochodu osobowego czy ciężarówki sprawdzi się za kierownicą autobusu?
– To zależy, bo poza czysto technicznymi umiejętnościami odnośnie samej jazdy bardzo ważny jest kontakt i kooperacja z ludźmi. Ja mam taką teorię, że nie ma lepszych czy gorszych kierowców autobusowych, podzieliłbym ich raczej na mniej lub bardziej doświadczonych, a także mniej lub bardziej uprzejmych.
Zapowiedziałeś, że udział w tegorocznym konkursie „UK Bus Driver of the Year” był twoim ostatnim.
– Dlatego, że de facto jedną nogą jestem już w Polsce. Po latach życia na obczyźnie podjęliśmy rodzinną decyzję, iż czas wrócić do ojczyzny, gdzie tak naprawdę jest nasze miejsce. Żona z dwoma córkami zrobiła to w lipcu, osiedlając się w mojej rodzinnej Skawinie w województwie małopolskim, a ja czekam tylko aż znajdzie się kupiec na nasze mieszkanie w Aberdeen i też do nich dołączę. Jeszcze nie mam sprecyzowanych planów co do pracy, ale raczej nie będzie to jazda autobusem miejskim. Chcę spróbować czegoś innego, zamierzam jednak pozostać w sektorze związanym z transportem. Może autokar wycieczkowy albo ciężarówka…
Nie żal opuszczać Szkocji?
– Na pewno łezka w oku się kręci, w końcu Aberdeen przez niemal półtorej dekady było moim drugim domem. Mieszkam tu od 2006 roku i wiele w tym czasie przeżyłem. A wszystko przez przypadek. Przyjechałem do siostry, chciałem trochę zarobić i po kilku miesiącach wrócić do Polski, żeby dokończyć edukację na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, gdzie studiowałem automatykę i robotykę, a na trzecim roku wziąłem urlop dziekański. Jednak te plany zweryfikowało życie. W nowym miejscu początkowo zatrudniłem się jako kelner, później byłem murarzem na budowie, ale szybko zdałem egzamin na prawo jazdy na autobus i dostałem angaż w firmie First, w której pracuję do dziś.
Szkocja jest bardzo ciekawym krajem, warto tu przyjechać, pozwiedzać, zasmakować w pięknej naturze. To niezapomniane widoki, góry, jeziora. Byłem w wielu interesujących miejscach, ale jest też masę takich, których nie odwiedziłem, głównie ze względu na brak czasu. Może kiedyś będzie jeszcze okazja, jednak teraz pora na poznawanie Polski. Tam również jest wiele do odkrycia…