25 stycznia 2020, 08:40
Ewelina Skorczyk: W świecie bikini
Puchary, medale, sukcesy. To jedno, ale najbardziej inspiruje mnie droga, jaką muszę przebyć żeby to osiągnąć – mówi zawodniczka bikini fitness Ewelina Skorczyk w rozmowie z Piotrem Gulbickim.

Na zdjęciu: Ewelina (trzecia z prawej) podczas zawodów

 W swojej karierze wielokrotnie stawałaś na podium.

– W szesnastu startach ośmiokrotnie, w tym trzy razy na najwyższym stopniu. To efekt ciężkiej pracy na treningach, zdrowego trybu życia oraz serca, jakie wkładam w ten sport. Mam wiele pięknych przeżyć, ale bodaj najmilej wspominam ostatnie zawody w jakich uczestniczyłam – Ben Weider Worldwide Classic UK. Impreza odbyła się w marcu ubiegłego roku w Watford i nieoczekiwanie pojawili się na niej moi rodzice, na co dzień mieszkający w Wiesbaden w Niemczech, co jeszcze bardziej mnie zmotywowało. Emocje były ogromne, no i co najważniejsze wygrałam. Tamto zwycięstwo było kontynuacją dobrej passy z poprzedniego sezonu, kiedy podczas Pro Amateur Olympia rozegranych w Coventry wywalczyłam dwa złote medale – w kategoriach Novice i Open. Pięć miesięcy wcześniej, na największych w UK targach BodyPower organizowanych w Birmingham, wywalczyłam drugie miejsce, kwalifikując się do brytyjskich finałów. Co prawda w nich uplasowałam się tuż za podium, ale ten wynik dał mi możliwość startów w zawodach z serii World Champion.

Cały czas się rozwijasz.

– Bikini fitness można porównać do maratonu, na sukcesy pracuje się tu latami. W tej chwili jestem na dobrej drodze do zdobycia karty PRO, a jeśli tak się stanie będzie to oznaczać nowy etap w mojej karierze i możliwość utrzymania się tylko ze sportowej rywalizacji. To moje marzenie na najbliższe miesiące. Najbliższe zawody, do których się obecnie przygotowuję, będą kwalifikacjami właśnie do zdobycia wspomnianej karty. Ich organizatorem jest znany kulturysta Robert Piotrkowicz, a odbędą się one w dniach 21-23 lutego w Warszawie. Wśród nagród są między innymi sponsorowane wyjazdy i starty w Olympia Amateur w Las Vegas oraz Arnold Classic Amateur w Columbus.

 Kulturystyka dla wielu osób kojarzy się raczej z mężczyznami.

– Kategoria, w której startuję, wygląda bardziej kobieco – mniej jest tu mięśni, a więcej piękna i gracji. Podczas oceny sędziowie pod uwagę biorą proporcje całego ciała, kształt pośladków, wielkość barków, stopień odtłuszczenia sylwetki i ogólną estetykę. Ale nie mniej ważne od tych wszystkich elementów jest pozowanie na scenie. Można wyglądać naprawdę dobrze, jednak jeśli zawodniczka nie potrafi zaprezentować się z gracją, uwypuklając swoje najlepsze atuty, nie ma co marzyć o sukcesach.

 A jakie są twoje silne strony?

– Zdecydowanie plecy i pośladki. Natomiast gorzej jest z nogami. Co prawda w tej dyscyplinie nie muszą one być szczególnie rozbudowane, jednak zamierzam nad nimi bardziej popracować. Wszystko przede mną, mam dopiero 31 lat.

 Od dawna zajmujesz się sportem?

– Praktycznie od dziecka. Pochodzę z małego miasteczka Śmigiel w Wielkopolsce, gdzie większość czasu aktywnie spędzałam na podwórku, a w podstawówce i liceum byłam członkiem szkolnych reprezentacji w różnych konkurencjach – od siatkówki, przez piłkę ręczną, po biegi. Planowałam studia na Akademii Wychowania Fizycznego, ale musiałam z nich zrezygnować, kiedy w klasie maturalnej uległam wypadkowi samochodowemu, którego następstwem były złamane trzy kręgi lędźwiowe. Czekała mnie długa rehabilitacja, a lekarz stwierdził, że nie wrócę już do pełni zdrowia i najprostsze domowe czynności będą mi sprawiać problemy. W tej sytuacji wybrałam kosmetologię w Wyższej Szkole Zdrowia, Urody i Edukacji w Poznaniu, ale po pierwszym roku przerwałam naukę, bo brakowało mi na czesne. Ostatecznie ukończyłam dwuletnie studium kosmetyczne w Lesznie, a potem, mieszkając już w Anglii, odżywianie na London Metropolitan University. Obecnie studiuję business and management w UK College of Business and Computing.

 Kształcenia nigdy za dużo.

– Zdecydowanie, tym bardziej, że zapuściłam już w Anglii korzenie, a w życiu nie chcę się ograniczać jedynie do sportu. Niedługo minie dekada od czasu, kiedy zakotwiczyłam w Basingstoke, gdzie wówczas dorabiał na studia mój ówczesny chłopak. Po trzech miesiącach wrócił do Polski żeby kontynuować edukację, natomiast ja postanowiłam zostać. Imałam się różnych rzeczy – pracowałam w magazynie bananów, jako pomoc w pizzerii, sprzątałam w domach, brałam dodatkowe godziny w pubie bilardowym jako kelnerka. Potem zahaczyłam się w znanej firmie DHL, będącej liderem w branży kurierskiej i transportowej, gdzie spędziłam pięć lat, aż w końcu postanowiłam wyjść ze strefy komfortu.

???

– Dostałam propozycję występu w polskim reality show „Ex na plaży”, w którym brał udział mój były chłopak. Bez zastanowienia rzuciłam pracę, oddałam wynajmowany pokój i poleciałam do Chorwacji, gdzie nagrywano program. Było ciekawie – przygoda, kolejne doświadczenie, nowi ludzie. Po czterech tygodniach prosto z planu pojechałam do Polski zastanawiając się co dalej, a trzy miesiące później ponownie wylądowałam na Wyspach, ale tym razem w Londynie, zaczynając wszystko od nowa.

Wtedy pojawiło się bikini fitness?

– Znacznie wcześniej, dokładnie w 2013 roku, kiedy mieszkałam jeszcze w Basingstoke. Zresztą dość przypadkowo. Nigdy nie miałam problemów z nadwagą, jednak w pewnym momencie zaczęła mi przeszkadzać „oponka” na brzuchu, a żeby ją zrzucić zaczęłam trenować w domu. Kombinowałam, szukałam wskazówek w internecie, przelewałam litry potu, ale nie przynosiło to pożądanych efektów, a marzył mi się zarysowany brzuch, jak z okładek magazynów. Coraz częściej przeglądałam profile znanych fitnessek, aż wreszcie zdecydowałam się ćwiczyć na siłowni pod okiem profesjonalnej trenerki. A że przygotowywała ona również dziewczyny do udziału w zawodach, z czasem i ja połknęłam bakcyla. Piękne, wyrzeźbione, opalone kobiety w błyszczących strojach bikini rozpalały wyobraźnię, a im więcej je oglądałam, tym bardziej widziałam siebie na scenie. Aż w końcu marzenie się spełniło – po roku regularnych treningów wystartowałam w debiutach w Dartford w 2015 roku, zajmując piąte miejsce. To był dobry prognostyk na przyszłość.

Ważną rolę w przygotowaniach odgrywa dieta.

– Zasadniczą. Na początku zupełnie nie miałam pojęcia na temat odżywiania. Nie zapomnę swojego zdziwienia, kiedy pomimo że jadłam do oporu waga zaczęła regularnie spadać. Sekret właściwego jedzenia tkwi bowiem nie w ilości, a w odpowiednim zbilansowaniu potraw. Ja zazwyczaj spożywam śniadania białkowo-tłuszczowe, na bazie jajek i awokado. Kolejne cztery, pięć posiłków, składa się z węglowodanów (makaron, ryż, owsianka, ziemniaki), chudego białka (filet z kurczaka bądź indyka, owoce morza, ryby), tłuszczu (oliwa z oliwek, orzechy, masło klarowane), no i oczywiście błonnika (warzywa). Bardzo ważne jest picie wody, przynajmniej cztery litry dziennie.

Waga utrzymuje się na stałym poziomie?

– Zaczynając treningi kreska wskazywała 56 kg, natomiast dziś ważę 67 kg, co jest efektem większej masy mięśniowej i zredukowania tkanki tłuszczowej. Skóra jest ujędrniona, optycznie, przy wzroście 170 cm, wyglądam dużo lepiej, proporcjonalniej i zdrowiej niż kiedyś.

 Bywają chwile zwątpienia?

– Pewnie, zwłaszcza kiedy mój budzik dzwoni o piątej rano, a ja muszę wstać i biec na siłownię, a potem na uczelnię. Wtedy zastanawiam się czy naprawdę jest to najlepszy wybór. A z drugiej strony właśnie cały ten proces przygotowań najbardziej mnie kręci. Treningi, gotowanie, podróżowanie z własnymi posiłkami, przełamywanie samej siebie… Medale i sukcesy to jedno, ale jeszcze bardziej intrygująca jest droga, jaką muszę przebyć żeby to osiągnąć.

Kto jest twoim największym kibicem?

– Mój narzeczony Patryk. Poznaliśmy się trzy lata temu w sklepie z odżywkami na Ealingu, który prowadzi. Kiedy weszłam tam kupić suplementy od razu zagadnął, gdyż okazało się, że zna mnie z mediów społecznościowych. I szybko zaiskrzyło. Patryk wspiera mnie we wszystkim, wytyka błędy, krytykuje jak trzeba. Mimo iż nie jest kulturystą, a na siłowni ćwiczy tylko rekreacyjnie, moje starty w zawodach od początku były dla niego priorytetem, gdyż, jak zapewnia, najbardziej cieszy go moja zadowolona mina. Bardzo się wzruszyłam kiedy po wywalczeniu kwalifikacji do zawodów Arnold Classic Europe 2017, jakie miały się odbyć w Barcelonie, Patryk sprzedał swój motor, żebym mogła tam wystartować i opłacić wszystkie koszty.

Piękny prezent.

– Świetnie się rozumiemy, a zbliżyło nas do siebie podobne podejście do życia i wspólne zainteresowania. Dwa lata temu założyliśmy firmę G13 TEAM, w ramach której oferujemy szkolenia dietetyczne. Patryk zajmuje się głównie zawodnikami – strongmenami, maratończykami, pływakami i kulturystami – a ja, mając uprawnienia certyfikowanego trenera personalnego i doradcy żywieniowego, prowadzę coaching online.

Pozostaje czas na pozasportowe hobby?

– Musi! Bardzo lubię czytać książki z zakresu rozwoju osobistego. Wśród moich ulubionych pozycji są „Obudź w sobie olbrzyma” Anthony’ego Robbinsa, a także „Ja” i „My, czyli jak być razem” Tadeusza Niwińskiego. Bardzo pouczające lektury, pobudzające do działania i pokazujące jak sobie radzić z codziennymi wyzwaniami…

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_