Tak się przypadkowo złożyło, że córka nasza, od lat mieszkająca w Podkowie Leśnej wspomniała pani Zofii Wojtkowskiej, koleżance w parafii, że rodzice jej są w Anglii od 1946 roku. Pani Zofia poprosiła o kontakt. Chciała usłyszeć jak wyglądało życie Polaków w Wielkiej Brytanii po drugiej wojnie światowej. Jak się okazało zbierała materiał do książki, którą pisała o Edwardzie Raczyńskim, ambasadorze i prezydencie Rządu na Uchodźstwie oraz bardzo znanym w środowisku angielskim polskim dyplomacie.
Spotkałyśmy się. Przyjechała do Anglii na rozmowę. Cóż ja mogłam jej opowiedzieć? Gdy przyjechaliśmy do Anglii byłam mała, nie znałam angielskiego, było to bardzo dawno. A jednak opowieści o Devonii, jedynym w tamtych czasach polskim kościele w Londynie, bardzo ją zafascynowały. No i parę miesięcy poźniej otrzymałam od niej książkę – z miłą dedykacją – pt. ‘Opowieść o życiu Edwarda Raczyńskiego’. Książka trafiła na półkę, ale w odpowiednim czasie trafiła też i do moich rąk!
I muszę powiedzieć, że przeczytałam ją z ogromnym zainteresowaniem, bo w przystępny i lekki sposób opisuje nie tylko ogromnie ciekawe życie człowieka, który żył w dramatycznych dla Polski momentach historii ale również i środowisko polsko-angielskie między wojnami, podczas wojny i po wojnie oraz wydarzenia, które kształtowały historię naszego narodu w ostatnim stuleciu. Książka o Edwardzie Raczyńskim jest opowieścią wartką, żywą, a przy tym opartą na autentycznych źródłach i rzetelnie zakorzenioną w faktach historycznych. Autorka oparła swoją opowieść na pamiętnikarskich zapiskach ambasadora, który systematycznie notował wydarzenia, odczucia i analizę w pamiętniku, którego tylko nieliczne wyjątki zostały wydane w formie artykułów czy książek. Rodzinne archiwum, udostępnione autorce przez córki ambasadora, oraz długie z nimi rozmowy i z innymi świadkami opisywanych wydarzeń tworzą materiał ciepły, momentami bardzo osobisty. Momentami poparty jest materiałem otrzymanym podczas licznych wizyt w Instytucie Generała Sikorskiego w Londynie – którego, nawiasem mówiąc, Edward Raczyński był założycielem – oraz przeglądanych w bibliotece w POSKU starych roczników ‘Dziennika Polskiego i Dziennika Żołnierza’. Spacer po Londynie śladami ambasadora i polskich pamiątek uzupełnił ten ciekawy obraz. Wszystko to dostarczyło autorce dosyć materiału aby ‘przedstawić portret żywy i prawdziwy, fascynujący w szczegółach dokonań, uczciwy w ocenie błędów i wątpliwości’ jak pisze Dr.hab. Mirosław Supreniuk w recenzji książki. ‘Książka napisana jest językiem ujmującym i nowoczesnym, ale bardzo osobista narracja nie odbiera niczego z rzeczowości i wiarygodności opowieści.’ Raczyński należał do ludzi, którzy nie patrzyli na historię ale ją tworzyli!
Edward Raczyński był spadkobiercą wspaniałego rodu i synem wyjątkowej kobiety, Róży z Potockich, która, będąc jedną z najlepiej urodzonych kobiet w Europie i wychowaną w rodzinie bardzo patriotycznej, mocno wycisnęła swe piętno na obydwu swych synach – starszym Rogerze i młodszym Edwardzie. Edward do śmierci miał w sercu ogromny szacunek i miłość do matki, która na zawsze pozostała najważniejszą kobietą w jego życiu. A ona widziała w tym młodszym synu nadzieję na znaczącą karierę dyplomatyczną. I do niego skierowała swe pożegnalne słowa, napisane w obliczu śmierci w roku 1911, prosząc go aby zawsze stał koło brata i był dla niego podporą. Brata, który był rosły, silny, odważny, wysportowany i – wydawałoby się – nie potrzebował wsparcia młodszego, słabszego fizycznie i bardziej nieśmiałego brata. Napisała wtedy, jakby przeczuwając, że to on właśnie odegra w historii znaczącą rolę: ‘Żebyś nie zmarnował tego, czym Cię Bóg obdarzył, ale użył na najlepsze, żebyś nie usnął w pół drogi, jak to wielu czyni, i nie dał się opanować samolubstwu, ale pracował poprzez życie całe, spełniając sumiennie, energicznie i żwawo te obowiązki, jakie staną przed Tobą.’ Edward nie otrzymał tego listu w 1911 roku, bo matka przeżyła kryzys zdrowotny i żyła potem jeszcze długie lata, ale przeczytał go – pewnie z dużym rozrzewnieniem – w 1937 roku, po jej śmierci, kiedy treść jej poleceń poważnie już wdrażał w życie.
Dzieciństwo i wczesne lata młodości Edwarda przypadły w Polsce pod zaborami. Urodzony w Zakopanem, dzieciństwo spędził w Rogalinie, rodzinnym majątku pod Poznaniem oraz w Pałacu pod Baranami w Krakowie, gdzie rodzina spędzała mroźne wówczas miesiące zimowe. Jednak pałac w Rogalinie i park z pięknymi, starymi dębami pozostały mu w pamięci jako lata beztroskiej, radosnej młodości, do ktὀrych wracał pamięcią i zapragnął tam właśnie być po śmierci pochowany. Choć Rogalin był w zaborze pruskim to nigdy nie był miejscem rozpolitykowanym, a był raczej oazą myśli i polskiej sztuki; bo to właśnie obrazy były w nim najważniejsze. Należał do nich cały pałac, gdyż, dzięki pasji kolekcjonerskiej ojca, posiadał najwspanialszą kolekcję sztuki. Pałac należał do nich i do książek, które były drugą pasją rodziców. I tak, otoczony książkami i obrazami, Edward spędzał swoją młodość nasiąkając kulturą – zarówno polską jak i europejską. Rozkochiwał się w Sienkiewiczu, Mickiewiczu, dyskutował z francuskim opiekunem Paul Cazin, który bardzo szybko stał się nie tylko nauczycielem młodych chłopców Raczyńskich ale również honorowym domownikiem Rogalina. I nabierał ogłady i arystokratycznych manier, które towarzyszyły mu przez burzliwe lata historii dwudziestego wieku.
Edward wyjechał na studia do londyńskiego School of Economics. Była to próba, skuteczna, ze strony matki aby nie dopuścić nieodpowiedniego związku miłosnego, który zagrażał karierze Edwarda. Pobyt w Londynie, nie tyle dał mu dobre wykształcenie, co otworzył mu drzwi do świata klasy rządzącej. Pozwolił mu poznać bliżej środowisko brytyjskie i kraj, który go zafascynował i z którym jego los życiowy był bardzo mocno związany. Już wtedy, dzięki koneksjom rodzinnym, poznał ludzi, którzy w przyszłości mocno go wspierali w jego walce o dobro Polski przedwojennej, podczas wojny i po wojnie.
Życiorys Edwarda Raczyńskiego jest ogólnie dobrze znany – był on przecież czołowym polskim dyplomatą dwudziestego wieku. Zapewne jednak mniej jest znana jego uparta walka – choć w białych rękawiczkach – z brytyjskim establishment, który, zarówno między wojnami jak i po wojnie – był raczej antypolski. Choć Raczyński miał znajomości w najwyższych sferach towarzyskich i politycznych w Anglii klasy rządzącej – wykupili mu na przykład dożywotne członkowska w prestiżowym i dość snobistycznym St James’s Club – to jednak jego stała troska – i walka – o los Polski i jej właściwe miejsce w układach politycznych środkowej Europy spotykała się nie tylko z niechęcią ale wręcz z ostrym sprzeciwem. Dla Anglików, potężnego wówczas mocarstwa z silnym zapleczem kolonialnym, jakaś tam Polska, wtłoczona pomiędzy znaczących w świecie potęg, Rosji i Niemiec, nie miała wielkiego znaczenia. Byli oni wobec Edwarda Raczyńskiego uprzejmi, towarzyscy, uśmiechnięci, ale nie liczyli się z jego głosem. Nie przejmowali się nawet donoszonymi przez niego dramatycznymi informacjami – dostarczonymi przez Karskiego – o obozach koncentracyjnych, brutalnym traktowaniu ludności cywilnej na terenie okupowanej Polski czy eksterminacji Żydów. Nie wywołały one spodziewanej reakcji i nie zmobilizowały Anglii do czynu! Raczyński wydał wtedy notę o eksterminacji Żydów w okupowanej przez Niemców Polsce (Mass Extermination of Jews in German occupied Poland), ale i ona pozostała bez echa. Liczby podawane przez ambasadora nie mieściły się w głowach szefów cywilizowanych krajów Zachodu. Uważali, że wymordowanie milinów ludzi jest po prostu niemożliwe iże wobec tego trzeba przyjąć te dane z przmrużeniem oka, traktując je jako czystą propagandę antyniemiecką.
Książka pani Wojtkowskiej doskonale oddaje nieprzychylną Polsce atmosferę panującą w Londynie. Mimo słów przyjaźni wyrażonych przez Churchilla w 1943 roku, po ujawnieniu zbrodni katyńskiej, iż ‘póki żyje nie odstąpi od zasad, którym hołdował od zawsze, wolności indywidualnej i prawa do rzeczywistej niepodległości państw małych, na równi z wielkimi.’ Puste to słowa w obliczu Teheranu I Jałty, które na długie lata pozbawiły ‘państwa małe’ rzeczywistej niepodległości. I, co ciekawe, polska prasa na Wyspach szeroko rozpisywała się o Katyniu, a gospodarze brytyjscy kneblowali polskie tytuły, a nawet grozili Raczyńskiemu, że polska prasa nie otrzyma przydziału papieru jeśli nie ‘spuści z tonu’.
Podobna walka toczyła się po wojnie kiedy Polacy robili starania o postawienie w Londynie pomnika katyńskiego, upamiętniającego straconych w Katyniu oficerów. I znowu Edward Raczyński usilnie o to walczył, tak jak wcześniej walczył w obronie polskich żołnierzy, którzy znaleźli się w Wielkiej Brytanii po wojnie, a których władze brytyjskie kategorycznie namawiały do powrotu do kraju. Ostrzegał przed tym pisząc w jednym z opracowań, iż ‘zachęcanie ich do powrotu sprowadza się w praktyce do stosowania na nich różnych form nacisku, nieraz po prostu brutalnych, co uważam za sprzeczne z zasadami humanitarnymi, które powinny wciąż jeszcze stanowić podstawę naszej wspólnej cywilizacji.’ Jego brytyjscy przyjaciele nie rozumieli – a może nie chcieli rozumieć – że Polska pod rządami komunistycznymi, nie jest wolna i że czekają żołnierzy represje niejednokrotnie kończące się aresztem, więzieniem i śmiercią.
Chcąc nie chcąc, właściwie przeciwko swej woli, ambasador Raczyński został wciągnięty w emigracyjną politykę, która, ze swoim skłóceniem i małomiasteczkową grę w politykę bardzo go drażniła. Powołany do Rady Trzech – przeciwko prezydenturze Zalewskiego, który nie chciał zrezygnować ze stanowiska po odbytej prawnie kadencji – w 1979 został prezydentem Rządu na Uchodźstwie i pełnił tą funkcje przez kolejnych siedem lat, mimo bardzo już podeszłego wieku. Udało mu się pogodzić skłócone środowiska polityczne w Londynie i nadał rządowi nowe oblicze. Był to czas wyboru Karola Wojtyłę na Stolicę Apostolską i Raczyński darzył polskiego papieża ogromną sympatią i szacunkiem, a w Jego osobie widział nadzieję dla zniewolonej Polski.. Bywał często w Rzymie, spotykał się z przyjezdnymi z Polski księżmi i uważnie wysłuchiwał relacji na temat tego co się w Polsce dzieje. Wspierał ‘Solidarność’ i organizował pomoc materialną dla więzionych stoczniowców.
Prywatne życie Edwarda Raczyńskiego, które pani Witkowska opisuje z prawdziwie kobiecą delikatnością, też nie było pozbawione burz. Trzy razy żonaty, z każdą z wybranych przez siebie kobiet, przeżył odrębne etapy życia. Będąc ambasadorem w Londynie między wojnami poznał Angielkę, Joy Markham, córkę bardzo zamożnego przemysłowca. Małżeństwo ich trwało zaledwie pięć lat i nie doczekali się potomstwa, choć Joy była w ciąży parę razy i w końcu zmarła podczas kolejnego porodu. Zamieszkali w Polsce i Joy całym sercem zaangażowała się w pracę charytatywną, która wyraźnie drażniła Edwarda, który, zaangażowany w pracę dyplomatyczną, nie potrafił znaleźć dla niej czasu ani okazać jej uczucia i serdeczności, tak bardzo jej potrzebnych, zwłaszcza w momentach kolejnych poronień.
Po śmierci Joy Edward bardzo szybko ożenił się po raz drugi z Cecylią Jaroszyńską z którą miał trzy ukochane córki i z którą zapewne byłby szczęśliwy do końca, gdyby nie nagła wizyta do Nowego Jorku, na leczenie stałe pogarszającego się wzroku, gdzie poznał rozwódkę, Anielę Mieczysławską, w której zakochał się po uszy. Związał się z Anielą dopiero po śmierci Cecylii, ale jego związek małżeński już nigdy nie powrócił do poprzedzającego wyjazd stanu łagodnego szczęścia. A co roku, w rocznice zapoznania wysyłał do Anieli jedną, symboliczną różę!
Edward Raczyński starał się przez całe życie być apolityczny, bronił się przeze polityką, ale ona jego szukała i angażowała! Był przecież głosem wolnej Polski na Zachodzie. I, co ciekawe, był również prekursorem Europy wspólnot, widząc w zjednoczonej Europie gwarancję pokoju i dobrobytu. Miał chłodny, analityczny umysł i mocno zakorzenione poczucie służby.
Bardzo ciekawa książka.