22 marca 2020, 15:46
Słowo na niedzielę: Bóg a epidemia
„Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobra wynagradza, a za zła karze”. To stwierdzenie, które wchodzi do tak zwanego zestawu „Pięciu Prawd Wiary” (na marginesie: ciekawe, że owe „prawdy” znane i powielane są jedynie w Kościele w Polsce), nader często wykorzystywane jest przez domorosłych „teologów” i samozwańczych „proroków”, którzy w epidemii koronawirusa dostrzegają znak kary boskiej i Bożej sprawiedliwości. Czy rzeczywiście Bóg chce nas zdyscyplinować poprzez zsyłanie na nas nieszczęść, chorób, cierpienia i śmierci? Już kilka dni temu prymas Polski abp Wojciech Polak apelował: „Wiem, że pojawiają się różne głosy, fałszywe informacje, a nawet przerażające proroctwa. Proszę i apeluję! Nie powielajmy ich. Nie bójmy się. Jesteśmy w rękach Boga”. Dzisiaj wsłuchajmy się w to, co ma do powiedzenia sam Bóg.

Już w pierwszym czytaniu znajdujemy znamienne słowa: „Nie tak bowiem, jak człowiek widzi, widzi Bóg, bo człowiek widzi to, co dostępne dla oczu, a Pan widzi serce” (1Sm 16,7). Nie brakuje wśród nas takich, którym wydaje się, że mają monopol na prawdę; że znają intencje i motywy działania bliźniego lepiej, niż sam Bóg. Chętnie i arbitralnie decydują, komu należy się nagroda, a komu kara. Są przekonani, że Bóg tylko dobrym błogosławi, a złych w najlepszym przypadku odsyła z kwitkiem, najczęściej jednak dręczy ich chorobami, głodem, zsyła na nich przedwczesną śmierć, wojny, epidemie zarazy i wszelkie niepowodzenia. To dlatego Bóg przypomina nam dzisiaj: „Człowiek widzi to, co dostępne dla oczu, a Pan widzi serce” (1Sm 16,7). Nie warto wchodzić „w buty” Boga. Jeśli bowiem twierdzimy, że lepiej od innych zostaliśmy wtajemniczeni w sprawy Boże, to tym samym bierzemy na siebie większą odpowiedzialność, z której kiedyś Bóg nas rozliczy. Warto natomiast pamiętać i do znudzenia przypominać o tym, że Bóg stale kocha każdego człowieka, nawet najgorszego. „Mnie, tobie, każdemu z nas dzisiaj mówi: »Kocham cię i zawsze będę cię kochał, jesteś cenny w moich oczach«” (Franciszek, Homilia na Boże Narodzenia 2019 r.).

Bóg w tym niełatwym okresie pandemii koronawirusa, przypomina nam również o tym, że jest naszym Pasterzem. Śpiewamy w psalmie responsoryjnym: „Chociażbym przechodził przez ciemną dolinę, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną. Kij Twój i laska pasterska są moją pociechą” (por. Ps 23 [22]). Bóg nie zostawia nas samych w momentach doświadczenia, choroby czy cierpienia. „Pan nie przychodzi do nas jako epidemia” – powie Ksiądz Prymas. I doda: „Pandemia nie jest karą zesłaną na nas przez Pana Boga. On jest Miłością, także tą, która w takich właśnie chwilach rodzi w nas sąsiedzką pomoc, solidarność, ale też odpowiedzialność i wzajemną modlitwę za siebie”.

Zwolennicy teorii mówiącej, że epidemia jest karą boską za grzechy, często przywołują fragment Księgi Wyjścia, mówiący o tym, że Bóg wprawdzie przebacza niewierność i grzech, „ale nie pozostawia go bez ukarania, lecz zsyła kary za niegodziwość ojców na synów i wnuków aż do trzeciego i czwartego pokolenia” (por. Wj 34,7). Również na to odpowiada Bóg w dzisiejszej Ewangelii: „Jezus, przechodząc, ujrzał pewnego człowieka, niewidomego od urodzenia. Uczniowie Jego zadali Mu pytanie: »Rabbi, kto zgrzeszył, że się urodził niewidomy – on czy jego rodzice?«. Jezus odpowiedział: »Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale stało się tak, aby się na nim objawiły sprawy Boże«” (J 9,1-3). Chrześcijanin to człowiek, który na wszystko, co go w życiu spotyka, patrzy przez pryzmat wiary. Choć nie do końca rozumie, wierzy, że to co się dzieje, dzieje się po to, by „objawiły się sprawy Boże”. Bóg z największego zła może bowiem wyprowadzić nieporównywalnie większe dobro.

Ewangelia uświadamia nam coś jeszcze innego, równie ważnego. Bóg przynosi pomoc człowiekowi, ale niemal zawsze posługuje się tym, co ma „pod ręką”. Jezus uzdrawiając niewidomego nie odmawia cudownych zaklęć, nie zmusza też człowieka do nieludzkiego wysiłku. On zwyczajnie splunął na ziemię, uczynił błoto ze śliny i nałożył je na oczy niewidomego (por. J 9,6). Bóg nieustannie wspiera nas w walce z chorobą i cierpieniem. Robi to jednak rękami tysięcy lekarzy, pielęgniarek, ratowników, którzy korzystają z dostępnych środków: leków, szczepionek czy innych medykamentów. Oczekiwanie na spektakularny cud w połączeniu z odrzuceniem tego, co pomaga w powrocie do zdrowia, nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem. To zwyczajna szarlataneria.

Niewykluczone, że to wszystko, co aktualnie przeżywamy jest również po to, „żeby ci, którzy nie widzą, przejrzeli, a ci, którzy widzą, stali się niewidomymi” (por. J 9,39). Ślepiec odzyskuje wzrok, wyznaje wiarę, a faryzeusze, pretendujący do roli „widzących”, stają się duchowo ślepi. Są grabarzami samych siebie, rozwijając własne niedowiarstwo i uprzedzone sądy, i grzebiąc siebie w nieprzejrzanych ciemnościach arogancji. Czyż nasze spory i kłótnie o sposoby przyjmowania Komunii św., krytykowanie rozsądnej decyzji biskupów o udzieleniu dyspensy od obowiązku niedzielnej Mszy św., czy przypisywanie magicznych właściwości wodzie święconej nie są przejawem arogancji i pychy typowej dla faryzeuszów? Wypowiadając aroganckie sądy, jątrząc zamiast łączyć, wyrzucając za drzwi bez wysłuchania, nie wysłuchując do końca albo nigdy: nie ma w nas światła. W duchowej ślepocie, jak wyjaśnia Jezus, znajduje się też korzeń naszego grzechu. I to jest także największe wyzwanie moralne płynące z Ewangelii. Dlatego wykorzystajmy ten czas na odzyskanie wzroku. Byśmy mogli zobaczyć, że owszem, „Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza”, jednak „za zło nie karze”, lecz zawsze „ma na nie lekarstwo”.

ks. Bartosz Rajewski

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Bartosz Rajewski

komentarze (0)

_