Hasło zbierania materiałów do ankiety „Tygodnia Polskiego” przypadło Czytelnikom do gustu. Kolejne wypowiedzi są tego najlepszym dowodem.
Jeśli macie siły i chęci – prześlijcie Państwo swoje komentarze do poniższego tekstu. Trochę dla zabicia czasu, dla zabawy, ale i dla lepszego samopoczucia czy otuchy.
Nie chcę marnować czasu na zamartwianiu się co będzie. Szukam sobie pożytecznego zajęcia w czterech ścianach. Na razie czytam i reperuję. Skończyłem już biografię Warhola i wymieniłem silikon wokół umywalki… W planie jest pomalowanie sypialni w weekend.
Jeszcze coś się wymyśli zapewne.
1] A jak u Ciebie w tym temacie?
2] Jakie pomysły na spędzanie czasu?
3] Jakie nastroje, troski?
4] Samoizolacja – to hasło robi ostatnimi dniami furorę. Co o tym myślisz?
5] A jak zapatrujesz się na strategię: ”złapanie koronawirusa jest jedynym sposobem, abyśmy wykształcili odporność na chorobę”?
6] Nie pomoże pranie pieniędzy. Banknoty przenoszą zarazki. Czy płacisz bezdotykowo kartami lub smartfonem? A Twoi znajomi?
7] Kogo pozdrowić w Twoim imieniu?
Czytelniczka Teresa
Nie spodziewałam się, że pokolenie tzw. średniego wieku wpadnie w taki popłoch i narzuci swoim rodzicom – staruszkom (nawet jeśli się takimi nie czują) dużo dalej idące ograniczenia aniżeli te rządowe.
I tak – jako samotnie mieszkająca mama i babcia – od trzech tygodni (i to dla własnego dobra!) mam przez rodzinę narzucony zakaz wychodzenia z domu po zakupy i zakaz spotykania się ze znajomymi. Pierwsze przyjęłam z podniesioną przyłbicą. Z drugim dużo gorzej, bo jednak zaliczam się osób stadnych.
Postanowiłam swoje życie przeorganizować, by z osoby zawsze lgnącej do towarzystwa przeistoczyć się w pustelnika, a przy tym nie oszaleć.
Co wieczór więc nastawiam budzik na godzinę 06.00. Punktualnie o 06.30 wychodzę na spacer – nie do parku, bo tam szczęśliwi posiadacze psów już się schodzą, ale bocznymi ulicami w pobliżu mojego domu. Przeciętnie dziennie maszeruję 4-5 kilometrów. Po powrocie codzienna ablucja, potem powoli z wielkim namaszczeniem przygotowuję śniadanie, do którego nakrywam stół jak dla spodziewanych gości.
Potem nastaje pora na telefony do znajomych i tutaj i za granicą i na wymianę z nimi na WhatsApp’ie różnych dowcipów.
Wróciłam też do tenisa (moim partnerem jest ściana w ogrodzie) i muzykowania na pianinie. I jedno i drugie zarzuciłam wiele lat temu. A teraz tak dobrze się składa, że moi sąsiedzi wyjechali do swojej wiejskiej posiadłości i już tam zostali do zakończenia obostrzeń w kontaktach, więc nie muszę się krępować. Mogę do woli w ogrodzie rżnąć piłką w ścianę i partaczyć na pianinie.
Potem jest obiad, który (o zgrozo!) jem przed telewizorem słuchając – co tu ukrywać – coraz bardziej przytłaczających wiadomości.
Przy dobrej pogodzie, a ta jak dotąd dopisuje, wczesnym popołudniem odwiedza mnie córka z rodziną. Przygotowanie do tych odwiedzin to osobna procedura: na oścież otwieram boczną furtkę do ogrodu (żeby broń Boże nie dotykali zamków!), oni kolei zestawiają krzesła z tarasu na trawę… i tak zachowując przepisowe z górą dwa metry: oni na trawce, a ja w pokoju przez otwarte drzwi prowadzimy pogaduszki i wspominamy wesołe i tylko wesołe czasy. Przed odejściem ustawiają znowu krzesła na tarasie, tak abym ja ich nie dotykała. Boże co za czasy! – wyrywa mi się okrzyk bardzo niedobrze przez rodzinę przyjmowany.
I tak mija co najmniej 2/3 dnia! Reszta dnia to czytanie. Jakim dobrodziejstwem jest teraz elektroniczny czytnik!
Godzina 19.00 to bardzo przestrzegana pora. O tej porze włączamy komputery i rodzinnie przystępujemy do remibrydża.
Kiedy po wiadomościach o 22.00 przenoszę się do sypialni, muszę się pilnować, żeby nie usnąć przy oglądaniu filmu na Netflixie.
Czytelniczka Krystyna:
Okolice Cotswolds są piękne!
Planuję każdy dzień, aby był wypełniony, spędzony pożytecznie i przyjemnie. I tak dla przykładu, w telegraficznym skrócie, wydarzenia z minionego dnia:
przedpołudnie pracowite w moim cottage’u obok. Oczywiście zaczęłam od …cappuccino w ogródku na ławce w porannym słońcu. Po czym ostro zabrałam się do porządkowania zieleni – przycinania krzaków i usuwania chwastów.
Już w domu siadam do komputera: odbieram e-maile i piszę odpowiedzi. Niestety odwołane są wydarzenia i zjazdy w Polsce, na które się wybierałam (zgodnie z decyzją Ministra Obrony Narodowej poznański Ośrodek Szkolenia Wysokościowo-Ratowniczego i Spadochronowego otrzymał imię gen. bryg. Alfonsa Maćkowiaka i mam nadzieję, że dojdzie do uroczystości nadania patronatu. To 1 lipca! Dopiero czy już?
Po lunchu melduję się znajomym, sprawdzam czy się dobrze czują (FaceTime lub WhatsApp). Te rozmowy zajmują sporo czasu.
Ostatnio dowiedziałam się, że jeden z moich znajomych – jeszcze z lat sześćdziesiątych, kiedy byłam w Sri Lance – napisał książkę (Rohan De Soysa „Slow-Cooked Thoughts”). Przewidywał w niej globalny kryzys, który teraz nastąpił. Zamówiłam przez internet (tylko £3.50 !) i będę czytać.
Dalsze zajęcie dnia to poznawanie zasad projektowania sztandarów i chorągwi (przymierzamy się do projektu ufundowania sztandaru naszej sobotniej szkole).
A pod wieczór spacer pod górkę, przez wieś, byle daleko od High Street. W drodze powrotnej, małe zakupy w lokalnych delikatesach. Nasz sklep dostarcza też do domów.
Patrzymy na wiadomości w telewizji. Potem kolacja. Relaks przy komputerze, więcej e-maili, telefony albo książka czy gazeta.
Ogólnie mówiąc: trzeba być w ruchu i cieszyć się życiem!
Czytelniczka Zofia
1] Siedzę w domu prawie cały dzień gotując przysmaki dla rodziny, którą widzę tylko wirtualnie. Rodzina lubi pierogi ruskie, z mięsem, soczewicą. Zupy krupnik i ogórkową szczególnie sobie chwalą. Kotlety i sznycelki też są popularne. W związku z tym, że jest moda na zdrowe jedzenie, te polskie mamine potrawy traktują jako nagrody za dobre, zdrowe diety.
(PS. Kto stworzył pytanie numer 1?Nie przystoi czytać w szanownym tygodniku, straszna gwara, ale skąd?? [od red. „Nie mam jasności w temacie Marioli” – zabawna i mądra piosenka Wojciecha Młynarskiego]
2] Robienie przeglądu w zamrażarce, gotowanie, czytanie książek, rozwiązywanie krzyżówek w obu językach, oglądanie nagranych programów, rozmowa z Mamą, która tez jest objęta zakazami w Polsce, telefony do przyjaciół w Polsce i Wielkiej Brytanii.
Codzienny spacer po cmentarzu, który jest ogromny, śliczne drzewa w kwieciu, ptaszki ćwierkające (tylko nie wiem jak się nazywają). To wszystko jest dozowane, aby się nie znudziło za szybko.
3] Nastrój jest minorowy, bo kto lubi być zamknięty w swoim domu? Walczę z tym myśląc, że nie tylko chronię siebie, ale także innych, bo przecież nie mam pojęcia czy już ktoś mi wirusa nie podarował (nawet nie wiedząc o tym).
Po za tym jeśli mój ojciec, siedząc w oflagu 6 lat nudząc się i martwiąc o swoich, przetrwał – to ja mogę wytrzymać te 2 lub 3 miesiące!!!
Wirus nie będzie nas dręczył w nieskończoność!
Ale życie „przedwirusowe” już nigdy nie wróci, społeczeństwo będzie musiało znaleźć inną formę radzenia sobie ze skutkami i wyzwaniami „powirusowej rzeczywistości”.
4] Nie mam w tej sprawie wyrobionego zdania.
5] Strategia ta nie jest sprawdzona. Nie chcę, aby koronawirus mnie złapał, tylko dlatego, by potwierdzić teorię, na sprawdzenie której potrzebne będzie kilka lat.
6] Trzeba łapki myć, niczego nie dotykać, a odkażanie pieniędzy to niezbyt praktyczne… Dopóki mamy wodę to obowiązuje zasada „Myjta się dziewczyny, bo nie znacie dnia ani godziny”.
Konia z rzędem temu kto wymyśli receptę „jak żyć w „powirusowym świecie”.
7] Pozdrawiam cały zespół redagujący „Tydzień”. Oby jak najdłużej nam gazeta towarzyszyła. Szkoda tylko że „Tydzień Polski” nie jest czytany przez wszystkich Polaków, którzy osiedlili się na wyspie.
Przepisy na wegańskie przysmaki też nie pomogą !!!!
Pozdrawiam serdecznie.
Czytelniczka Aleksandra
– Staram się nie patrzeć stale na wiadomości podawane w telewizji. Na okrągło podawane szczegóły odnośnie postępu wirusa w świecie, a szczególnie w Anglii, są przygnębiające – więc ich nie słucham! Wystarczają mi jedne wiadomości na BBC podawane o godzinie 18.00.
– Dłużej śpię. Jakoś groźba choroby nie spędza nam snu z oczu! Dobrze wypoczęci lepiej znosimy niewygody samoizolacji.
– Mieszkamy w naszym domu od ponad 40 lat i w tym czasie nagromadziliśmy masę – normalnie niepotrzebnych – przedmiotów. Mamy więc masę książek, zarówno w języku polskim jak i angielskim; mamy niezliczoną ilość albumów fotograficznych, na oglądanie których zwykle nie mam czasu; mam maszynę do szycia i różne niewykorzystane dotychczas kawałki materiału; mamy gry planszowe, układanki, …artykuły – wycinane regularnie z „Dziennika Polskiego” od blisko 60 lat! Mam farby i pędzelki do malowania – malować nie umiem, ale zawsze mogę zacząć to nowe hobby. Mam też keyboard, na którym próbowałam – raczej nieskutecznie – nauczyć się grać. Czy przyszedł czas na ćwiczenia (?). Mam tysiące nieposortowanych znaczków pocztowych i czekające na nie klasery.
Mam piękne wspomnienia. I z ręką na sercu muszę wyznać, że się nie nudzę. Czas nam szybko ucieka i nawet mi go brakuje!
– Martwię się o dzieci i wnuki, bo pracują i codziennie narażają się w środowiskach niezbędnych dla społeczeństwa prac. Nie martwię się jednak o nas. Przestrzegamy narzuconych nam przez rząd nakazów i dbamy o siebie.
– Codziennie idę na długi spacer i w drodze powrotnej odbieram gazetę, którą po przyjściu do domu mąż podgrzewa w mikrofalówce, zabijając w ten sposób potencjalne zarazki!
– Mam częsty kontakt z dziećmi i przyjaciółmi poprzez maile, telefony, WhatsApp i spotkania na ZOOM. Na ostatniej rodzinnej konferencji było 17 uczestników z Hiszpanii, Polski i Anglii. Fajnie było obejrzeć twarze najbliższych i zobaczyć na własne oczy, że mają się dobrze. Co za cudowny wynalazek!
– Żal mi planowanych na lato rodzinnych spotkań: Złote Gody (Hiszpania), 50-lecie życia zakonnego (Włochy), 70-urodziny (Irlandia), spotkanie towarzyskie (Polska). A może jednak nie wszystkie przepadły? Żyję nadzieją i pozdrawiam Czytelników gazety. Trzymajcie się zdrowo!
Drodzy Czytelnicy, czekamy na następne teksty do ankiety. Te na poważnie i te z przymrużeniem oka…