Masa migdałowa: 200 g fasoli „Jaś”, łyżka masła, 300-400 g cukru, jedno żółtko, cukier waniliowy oraz tajemniczy składnik (podając go, naruszyłabym rodzinną tajemnicę). Fasolę umyć, namoczyć na noc, ugotować w tej samej wodzie do miękkości, odcedzić, przemielić przez maszynkę. Utrzeć z cukrem, masłem, żółtkiem. Wylać masę na upieczony wcześniej kruchy spód (podczas pieczenia wyjąć blaszkę z piekarnika i „podwyższyć” brzegi ciasta). Udekorować w wielkanocne esy floresy.
Przepis na mazurek z masą migdałową bez migdałów odziedziczyłam po dwóch mamach – rodzonej i chrzestnej. Wymyśliły go albo tylko udoskonaliły w czasach, kiedy nie było na sklepowych półkach niczego poza przysłowiowym octem. A może pochodzi ten przepis sprzed wojny, nie ze stanu wojennego – nie wiem. Nie mam kogo o to spytać. Moja mama nie żyje od kilku lat, z mamą chrzestną nie można już o takich szczegółach porozmawiać. Najcenniejsze, co po nich obu odziedziczyłam, nie licząc cudownych wspomnień, to wielka księga rodzinnych przepisów, składająca się z zapisanych odręcznie karteluszków; brzuchatymi literkami – przez mamę rodzoną, nieco smuklejszymi – przez chrzestną. W początkowych latach emigracji przybywało na nich chaotycznych uwag młodej gospodyni. Księgę pełną smakowitości tworzyłyśmy we trójkę, ja z wdzięcznością i entuzjazmem, mamy z czułością i oddaniem. Dzięki niej święta obchodzone przez nas w różnych zakątkach świata pozostały bardzo polskie.
Na półki lokalnego Sainsbury’s, opróżnione z większości towarów przez panic buyers na dwa tygodnie przed Wielkanocą, wróciły już paczuszki pełne migdałów. Jadam je codziennie na śniadanie z naturalnym jogurtem, nerkowcami i winogronami, więc i ja wpadłam w chwilową panikę, gdy zniknęły z niektórych sklepów. Na mazurek migdały trafiają wyłącznie jako dekoracja. „Masę migdałową” ucieram od trzydziestu lat z fasoli, dzięki czemu mój wielkanocny wypiek, pełen niepowtarzalnego smaku dzieciństwa, zyskał jeszcze jedna ważną cechę – stał się modny. Wpasował się w trendy warzywne, których i my zostaliśmy wyznawcami. Na tegorocznym świątecznym stole znalazł się obok niego pasztet z ciecierzycy, występującej w roli wieprzowiny, wołowiny i drobiowych wątróbek.
Popisowy mazurek, którym częstowałam gości w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Niemczech i tutaj, w Anglii, okazał się być ponadczasowy. Oskubując fasolę z łusek, rok po roku, zawsze podczas Wielkiego Tygodnia, rozmyślam o tradycji, wiezionej przez świat niczym największy skarb. O poczuciu bezpieczeństwa, które mi ona daje. Ta godzina (o ile znajdzie się chętny do wspólnego skubania) lub dwie, spędzone na nudnej czynności, to dobry czas wyłuskany z pośpiesznego życia. Żaden serial ani czat ani otwarty na oścież pub nie wypełniłby go tak dobrze jak miska fasoli.
W tym roku stanął u mojego boku syn. Kiedy łuskaliśmy razem, przypomniały mi się dawne lata. Będąc ciut młodszą od niego Zuzią, sterczałam godzinami w kolejkach do spożywczaka, warzywniaka i przede wszystkim do mięsnego, dzierżąc w dłoni kartkę, na której mama spisała listę zakupów… Syn znał dotychczas tylko jeden typ kolejek – do kontroli bezpieczeństwa na lotniskach. I oto wróciły niespodziewanie dawne czasy. Koronawirus pozbawił świat złudzeń o nienaruszalnych wolnościach, niewyczerpanych możliwościach. Syn zobaczył puste półki i kolejki, o których tyle od nas słyszał.
Wiesław Myśliwski tak pisze w „Traktacie o łuskaniu fasoli”:
Wolność to tylko słowo, jak wiele takich słów. Nie znaczą, co chciałyby znaczyć, bo to niemożliwe. Za wysoko mierzą i dosięgły złudzeń. I nie ma się co dziwić, skoro całe nasze życie to jedno pasmo złudzeń. Kierują nami złudzenia, powodują nami złudzenia. Złudzenia nas pchają, wstrzymują, wyznaczają nam cele. Rodzimy się ze złudzeń i śmierć też jest tylko przejściem jednego złudzenia w inne.
Do ulubionych autorów wraca się jak do sprawdzonych wypieków – w zaufaniu, że przyniosą oczekiwany rezultat. W „Traktacie” bohater opowiada Nieznajomemu swoje życie, utkane ze zdobyczy, które stracił, umiejętności, które porzucił, krętych ścieżek, które zaprowadziły go tam, skąd przyszedł – do rodzinnej wioski. Potrzeba mu worka fasoli do wyłuskania i jednego słuchacza, żeby zadać najwłaściwsze pytanie: po co to wszystko. Słuszna na nie odpowiedź byłaby zaledwie złudzeniem.
Zuzanna Muszyńska