16 maja 2020, 09:00
Jowita Przystał: W tanecznym żywiole
Poprzeczka została zawieszona bardzo wysoko, a my chcieliśmy podnosić ją jeszcze wyżej. Efekt przerósł nasze oczekiwania – mówi Piotrowi Gulbickiemu Jowita Przystał, która ze swoim partnerem Michałem Danilczukiem wygrała emitowany w telewizji BBC program „The Greatest Dancer”.

 

Co sprawiło, że widzowie wybrali właśnie was?

– Nie mnie to oceniać, tym bardziej, że konkurencja była bardzo mocna. Natomiast prawdą jest, iż technikę tańca można opanować do perfekcji, natomiast niezwykle istotne jest żeby znaleźć własny styl i mieć w sobie to coś, co powoduje, że jest się innym, charakterystycznym, rozpoznawalnym. To bardzo trudne, ale myślę, że nam się udało. „The Greatest Dancer” daje możliwość zaprezentowania tego wszystkiego, dzięki czemu jest prawdziwym wyzwaniem dla każdego tancerza.

 

O ostateczny sukces rywalizowało dwanaście par…

– …wyselekcjonowanych z kilkuset startujących. Przyznam, że kiedy po raz pierwszy znalazłam się w studio BBC, mając okazję zobaczyć jak to wszystko wygląda od środka, czułam się trochę jak w bajce. Poza nami w finale byli sami Brytyjczycy, wszyscy bardzo utalentowani, a jednocześnie pomocni i życzliwi. Każdy z nas mógł wygrać ten program, nikomu niczego nie brakowało, więc rywalizacja od początku do końca była niezwykle wyrównana. Poprzeczka została zawieszona bardzo wysoko, a ja z Michałem chcieliśmy podnosić ją jeszcze wyżej, dlatego z tygodnia na tydzień wymyślaliśmy coś więcej, ekstremalniej, inaczej. Dawaliśmy z siebie wszystko, a równocześnie staraliśmy się czerpać jak najwięcej przyjemności z tańca i znalezienia się w tak doborowym towarzystwie.

 

Program trwał sześć tygodni.

– I składał się z tyluż odcinków, z których każdy realizowany był na żywo i emitowany w sobotę wieczorem. Kiedy podczas ogłoszenia zwycięzców usłyszałam nasze imiona nie mogłam w to uwierzyć – padłam na kolana i płakałam, zupełnie odebrało mi mowę.

 

Finałową rywalizację poprzedziły eliminacje.

– Do udziału w których namówił mnie Michał. Pierwszy casting odbył się w lipcu ubiegłego roku, a że niedługo wcześniej przeprowadziliśmy się z Polski do Londynu i nie mieliśmy nic konkretnego w planach, więc postanowiliśmy, że spróbujemy, stawiając wszystko na jedną kartę. Zaczęliśmy przygotowania, uszyliśmy stroje. Casting zorganizowano w Birmingham, gdzie przyjechaliśmy wcześnie rano, ale przed jury wystąpiliśmy jako ostatni późnym wieczorem. Bardzo się denerwowaliśmy, myśleliśmy, że nie mamy szans, jednak kiedy w końcu weszliśmy na scenę poczułam ulgę. Nie mogłam uwierzyć, że lustro otworzyło się tak szybko, pamiętam tylko, iż cała publiczność stała i nam kibicowała. Michał z tego wszystkiego zapomniał kroków, na szczęście daliśmy radę, kwalifikując się do eliminacji, które odbyły się cztery dni później, na zakończenie castingów. Tam stresowałam się jeszcze bardziej, ale kiedy lustro ponownie się uchyliło, a za nim stała słynna południowoafrykańska tancerka Oti Mabuse, wiedziałam, że zawojujemy ten program. Chcieliśmy wykorzystać szansę, którą dostaliśmy, dlatego do odcinków na żywo przygotowywaliśmy się jak nigdy dotąd. Przez pół roku dopracowywaliśmy każdy szczegół, codziennie spędzając nawet po 10-12 godzin na treningach. „The Greatest Dancer” stał się całym naszym światem. To był najpiękniejszy, a jednocześnie najtrudniejszy okres w moim życiu, jednak litry potu wylane na sali się opłaciły. Przyznam, że chociaż minęły już dwa miesiące od tego wydarzenia, dalej nie mogę w to uwierzyć. Moje marzenie się spełniło, za co jestem bardzo wdzięczna telewidzom, którzy na nas głosowali.

 

 

Wygrana zmieniła wasze życie?

– Kompletnie! Staliśmy się rozpoznawalni, codziennie dostajemy bardzo miłe wiadomości i nie możemy się doczekać kiedy będziemy mogli ponownie występować dla szerszej publiczności. Niestety, w najbliższym czasie ze względu na epidemię koronawirusa jest to niemożliwe, chociaż w mediach społecznościowych zamieszczamy filmiki na których uczymy różnych rodzajów tańca.

 

Poza podbiciem serc widzów wygraliście też inne nagrody.

– Okazały puchar z napisem „The Greatest Dancer”, który dziś dumnie stoi w moim pokoju, 50 tysięcy funtów, a także możliwość występu w programie „Strictly Come Dancing”.

 

Przed przyjazdem do Londynu tańczyliście na statkach wycieczkowych.

– W latach 2015 – 2019 pływaliśmy liniami Norwegian Cruise Line praktycznie po całym świecie, umilając czas pasażerom naszymi występami. Z tamtego okresu zostały piękne wspomnienia, jednak z czasem potrzebowaliśmy nowych wyzwań, zmiany, rozwoju, dlatego postanowiliśmy zakotwiczyć w brytyjskiej stolicy. Spakowaliśmy walizki i wiosną ubiegłego roku znaleźliśmy się nad Tamizą. Na dzień dobry wystąpiliśmy w show „Somnium, a Dancer’s Dream” w Sadler’s Wells Theatre, a zaraz potem zaczęła się przygoda z „The Greatest Dancer”.

 

Londyn daje w tej branży wiele możliwości.

– Powiedziałabym, że nawet szerzej – cała Wielka Brytania. To tutaj udzielają lekcji najlepsi trenerzy na świecie, to tu odbywają się najbardziej prestiżowe turnieje, chociażby słynny Blackpool Dance Festival. W UK, obok Stanów Zjednoczonych, taniec towarzyski jest najmocniej rozwinięty i doceniany.

 

Nie w Brazylii czy na Kubie?

– Tam wiąże się on bardziej z celebracją, szczególnie w odniesieniu do Gorącej Wyspy. Liczy się przede wszystkim czucie i ekspresja, a nie nauka techniki. W obu tych krajach nie ma wielkich szkół czy szkoleń, jest za to pełna spontaniczność i tradycja przekazywana z pokolenia na pokolenie.

 

Rytmy latynoamerykańskie są ci bliskie.

– To mój żywioł, szczególnie samba i jive. Dają mi one dużo pewności siebie oraz poczucie kobiecości i kontroli, a tym samym wolności. Chyba nie ma nic piękniejszego od relacji dwojga ludzi, a taniec towarzyski tego wymaga, gdyż jest oparty na współpracy i partnerstwie. To, co ciała mężczyzny i kobiety są w stanie wspólnie wykreować, trudno opisać słowami.

 

Do mistrzostwa prowadzą żmudne treningi.

– Bardzo żmudne. Przed wybuchem epidemii ćwiczyłam codziennie, teraz jestem trochę ograniczona jeśli chodzi o przestrzeń, ale jakoś trzeba sobie radzić. Trening zawsze zaczynam od rozgrzewki całego ciała, rozciągania i – co jest bardzo ważne – rozruszania stóp, do czego wykorzystuję elementy baletowe, takie jak battement tendu czy relevéa. Potem wybieram jeden taniec oraz kilka kroków podstawowych, po czym przechodzę do głównego tematu zajęć. Całość wieńczą brzuszki, deska, pompki i tym podobne ćwiczenia wzmacniające. Trwa to z reguły od dwóch do pięciu godzin, w zależności od czasu i dostępności do sali.

 

Na taniec byłaś skazana.

– To dobre określenie (śmiech). Od dziecka poruszałam się w rytm muzyki płynącej z kaset, radia czy telewizji, a w wieku siedmiu lat trafiłam na zajęcia taneczne do Klubu im. Jana Kiepury. Znajdował się on w Sosnowcu, mieście oddalonym o 5,5 kilometra od mojej rodzinnej Czeladzi. Kolejne lata były bardzo intensywne, występowałam w różnych turniejach, pokazach, programach, a po zdaniu matury całkowicie poświęciłam się tańcowi. Nie brakowało sukcesów, ale bodaj najbardziej zapadła mi w pamięci wygrana w Otwartych Mistrzostwach Polski w Olsztynie w 2014 roku, w kategorii Adult Rising Stars. To był fajny czas, problem w tym, że na turniejach zazwyczaj zdobywa się tytuł i puchar, natomiast tylko na niewielu z nich pojawiają się nagrody pieniężne. A nawet jeśli, to nie są to duże kwoty w porównaniu z wydatkami, jakie ponoszą rodzice czy potem już sami tancerze. Dlatego razem z Michałem, z którym od siedmiu lat jesteśmy parą na parkiecie i w życiu, zdecydowaliśmy się zrezygnować z turniejów, żeby występować na scenie w teatrze i telewizji. Pierwszym krokiem do tego był udział w polskiej edycji „Mam Talent” w 2014 roku, gdzie dostaliśmy trzy razy „tak”, ale niestety nie zakwalifikowaliśmy się do odcinków na żywo. W następnym sezonie pojawiliśmy się w rodzimym wydaniu „You Can Dance”, a potem zaczęliśmy wspomnianą już przygodę z występami na statkach, by ostatecznie wylądować w Londynie. Moje marzenie się spełniło.

 

A jakie jest kolejne?

– Zostanie profesjonalną tancerką w „Strictly Come Dancing”. Mimo że nie zawsze do końca wierzę w siebie, to moją silną stroną jest determinacja. Potrafię ciężko pracować i nigdy nie odpuszczam…

Rozmawiał: Piotr Gulbicki

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Piotr Gulbicki

komentarze (0)

_