21 maja 2020, 09:00
W cztery oczy: Obawiam się, że nie wykorzystamy okazji do przeorganizowania tego, jak i po co żyjemy

Marcin, Data Centre Engineer; dojeżdżał do pracy podczas lockdownu, dopóki nie zachorował.

 

 

 

Należysz do grona kluczowych pracowników?

Jestem kontraktorem w jednym z głównych węzłów telekomunikacyjnych w Londynie. Gdy zaczęła się pandemia, firma, dla której pracuję, potwierdziła w mailu, że mamy status pracowników kluczowych dla normalnego funkcjonowania kraju. Systemy, które obsługujemy, wspierają NHS, lokalną i rządową administrację, rynki finansowe, największych dostawców internetu i sieci komórkowych, sieci społecznościowe i platformy video on demand – lista naszych klientów jest bardzo długa.

 

Od początku było wiadomo, że nie będę miał szans pracować z domu, nie da się zainstalować serwerów ani wymienić zepsutych elementów urządzeń sieciowych zdalnie.

 

Jak przetrwałeś pierwsze, najtrudniejsze tygodnie lockdownu, pracując?

Warunki pracy zmieniły się nieznacznie, zostaliśmy wyposażeni w maski, żel, biura były dokładnie odkażane, ale wciąż podróżowałem metrem. Pierwsze tygodnie były stresujące, nie chciałem przynieść do domu potencjalnie śmiertelnej choroby. Izolowałem się od reszty rodziny, dopóki wszyscy nie zachorowaliśmy. Na szczęście nikt z nas nie był zmuszony skorzystać z pomocy NHS.

 

 

Wtedy przestałeś chodzić do pracy?

Gdy zachorowałem, oczywiście izolowaliśmy się według zaleceń i dokładnie monitorowaliśmy nasz stan zdrowia. Czuliśmy się fatalnie, ale dzieci na szczęście po kilkugodzinnej gorączce zaczęły zdrowieć.

 

Jak oceniasz politykę rządu dotyczącą zarządzania obecnym kryzysem?

Nie byłem zaskoczony tym, że rząd Borysa Johnsona nie wziął sobie do serca zaleceń Światowej Organizacji Zdrowia, ale nie sądziłem, że aż tak fatalnie poprowadzi walkę z epidemią w kraju. Ignorowanie zagrożenia i zupełny brak kontroli ludzi przybywających do Wielkiej Brytanii połączone z brakiem systemu testowania populacji i skandalicznymi brakami masek i odzieży ochronnej doprowadziły do tego, że szacowana liczba ofiar przewyższa 50 tys.

 

Czego ci teraz najbardziej brakuje i jak sobie rekompensujesz te braki?

Najbardziej brakuje mi pubów i znajomych oraz treningów Muay Thai. Dzięki telekonferencjom podtrzymuję kontakt z rodziną i znajomymi, a trenerzy z klubu dzielą się swoją wiedzą na Instagramie i podczas treningów na Zoom.

 

Po powrocie do pracy dowiedziałem się, że prawdopodobnie większość pracowników miała Covid-19, nikt na szczęście nie miał komplikacji. Nie mieli tyle szczęścia członkowie rodzin moich przyjaciół. Rodzice moich kolegów z klubu boksu tajskiego nie wygrali z chorobą.

 

Jak twoja rodzina dba o zdrowie podczas lockdownu?

Staramy się, by dzieci spędzały trochę czasu na słońcu i w ruchu. Na szczęście mamy blisko do lasów i łąk, gdzie nie musimy się obawiać tłumów.

 

Jak organizujecie życie domowe w układzie 2+2?

Staramy się, by dzieci spędzały trochę czasu na nauce i pomagając w prowadzeniu domu, zanim zabiorą się za rozrzucanie Lego po całym mieszkaniu. Są bardzo zgranym rodzeństwem i może dlatego nie nudzą się w domu aż tak, jak się tego obawialiśmy. Dosyć łatwo dostosowali się do nowych warunków, ale brakuje im szkolnych przyjaciół.

 

Co dalej po pandemii?

Po rozluźnieniu restrykcji będzie mi bardzo brakowało czystego powietrza, minimalnego ruchu na ulicach i prawie pustego metra. Obawiam się, że nie wykorzystamy okazji do przeorganizowania tego, jak i po co żyjemy. Wrócimy do twardego kapitalizmu i wyrabiania norm, gonitwy za tym, by nasi szefowie mogli nie zapłacić podatków od wciąż większych zysków, jednocześnie ignorując apokaliptyczne zagrożenie, jakim jest zmiana klimatu.

 

Rozmawiała: Zuzanna Muszyńska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Zuzanna Muszyńska

komentarze (0)

_