Rozpoczęło się lato. Nie tylko klimatyczne. Potwór z Loch Ness jeszcze nie wystawił łba na powierzchnię wody, ale pojawiły się sensacje o hitlerowskich skarbach ukrytych w różnych miejscach na Dolnym Śląsku, na terenach kiedyś należących do Niemiec.
Sensacja nie jest tak zupełnie nowa – pisał o tym „Daily Mail” w marcu ub.r., ale przed kilku dniami powtórzył ją „Daily Express”. O jakie skarby chodzi i dlaczego mówi się o nich właśnie teraz?
Otóż niemiecka loża masońska istniejąca ponoć od 1100 lat z siedzibą w Quedlinburger (miasto w Saksonii-Anhalt) przekazała Polsko-Niemieckiej Fundacji „Śląski Pomost” dziennik oficera SS Egona Ollenhauera, gdzie są opisane miejsca, w jakich hitlerowcy, uciekając przed Armią Czerwoną, ukrywali zrabowane w całej Europie skarby. Zgodnie z zastrzeżeniem ofiarodawców dziennik został ujawniony dopiero na początku ubiegłego roku po śmierci ostatnich osób związanych z wydarzeniami.
Jak twierdzi prezes fundacji, Roman Furmaniak, Egon Ollenhauer uczestniczył w akcji ukrywania kosztowności i dzieł sztuki Trzeciej Rzeszy pod koniec wojny. Operacja została zorganizowana przez Gunthera Grundmanna, niemieckiego konserwatora zabytków. W 1942 r. obawiając się nalotów alianckich, powierzono mu zadanie skatalogowania zasobów sztuki muzeów, instytucji, a także prywatnych kolekcji Rzeszy. Do połowy 1944 r. ukrył on cenne przedmioty w około 74 miejscach na Dolnym Śląsku. Ollenhauer był kluczową osobą całej operacji. Działał jako łącznik między oficerami SS a lokalnymi arystokratami. Według jego zapisków w jednym z miejsc ukrycia skarbu znajduje się aż 28 ton złota z oddziału Reichsbanku z Breslau, czyli Wrocławia. W sumie takich miejsc – jak mówi prezes Furmaniak – wymienionych jest w dzienniku 11 (w sumie może być ich ponad 70, głównie w pobliżu Opola i Wrocławia, ale też na terenie Czech). Do przewozu skarbów zrabowanych w różnych krajach – złota, kosztowności, dzieł sztuki, m.in. obrazów Botticellego, Rubensa, Caravaggia, Moneta, Rafaela i Rembrandta, a także przedmiotów sakralnych – użyto 260 ciężarówek.
Część skarbów ukryto ponoć w studni w parku otaczającym pałac Hochbergów w Roztoce, która następnie została zasypana. Inne skrytki to betonowy sarkofag pod dnem strumienia, podziemna oranżeria w innym parku pałacowym, jakiś staw i tajny pokój między ścianami w kolejnym pałacu. Roman Furmaniak twierdzi, że pięć niemieckich instytucji, w tym wydział sztuki uniwersytetu w Göttingen, potwierdziło autentyczność dziennika Ollenhauera. W tej chwili fundacja sprawdza miejsca, w których mogą znajdować się skarby III Rzeszy.
Dlaczego powrócono do tematu właśnie teraz? Otóż od ponad roku o całej sprawie wie Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego i nic się nie dzieje, a ponoć fundacja ma pieniądze na sfinansowanie poszukiwań. Ponownym upublicznieniem sprawy Furmaniak chce wywrzeć nacisk na ministerstwo, które nadal bada autentyczność dziennika, by podjęło konkretne działania. Jak twierdzi, ma on zgodę obecnych właścicieli pałacu w Roztoce na poszukiwania, ale bez urzędowych pozwoleń nie jest możliwe rozpoczęcie eksploracji.
Nie wszyscy podzielają entuzjazm prezesa Furmaniaka. Pisarka Joanna Lamparska, zajmująca się od lat zabytkami Dolnego Śląska, autorka m.in. książki „Ten dom ma tajemnicę. Skarby i sekrety Dolnego Śląska”, mówi, że dziennik Egona Ollenhauer, który m.in. opisuje spotkanie z Guntherem Grundmannem w pałacu Hochbergów, jest interesujący, gdyż zawiera szereg informacji o ostatnich miesiącach wojny na terenach, które po jej zakończeniu przekazane zostały Polsce. Nie kwestionuje ona autentyczności samego dziennika, ale jej zdaniem nie musi to oznaczać odnalezienia czegokolwiek. Osoby znające szczegóły dotyczące ukrytych skarbów nie musiały ujawniać dokumentu, by działać na rzecz zlokalizowania ukrytych skarbów.
W dzienniku Ollenhauera nie ma wzmianki o „złotym pociągu”, który stał się sensacją kilka lat temu. Miał on między listopadem 1944 a końcem stycznia 1945 r. wyruszyć z Wrocławia w kierunku Wałbrzycha, do którego nigdy nie dotarł. Jakoby przewożono nim zrabowane złoto, kosztowności i dzieła sztuki. Przedmioty te ponoć miały zostać wywiezione z Wrocławia do nieznanej kryjówki, prawdopodobnie w okolicach Gór Sowich lub Karkonoszy. Choć samo jego istnienie nigdy nie zostało potwierdzone, legenda „złotego pociągu” stała się inspiracją dla licznych poszukiwań. Trwały one w latach 2015-2016. Jak do tej pory poszukiwacze nie przedstawili dowodów na istnienie podziemnych korytarzy, a tym bardziej samego pociągu.
Legenda okazała się „skarbem” dla samego Wałbrzychu, który nagle zaczęli odwiedzać turyści z całego świata. Kilka osób napisało mniej lub bardziej interesujące książki, powstał też film. Jakie będą rezultaty obecnego poszukiwania skarbów? Trudno w tej chwili powiedzieć. Mnie, zawodowej sceptyczce, przypomina się historia słynnych fałszywych dzienników „Hitlera”, na które dał się nabrać przed blisko 40 laty poważny, wydawałoby się, „Times”.
Katarzyna Bzowska