27 czerwca 2020, 09:00
Pączki z lodami? Tylko na Królewskiej Mili w Edynburgu
Zapowiada się kolejne ciepłe popołudnie, jakimi pogoda w czasie lockdown’u rozpieszcza mieszkańców Szkocji. Równo w południe Aleksandra Chanas otwiera okno wychodzące na Canongate, część Royal Mile, najważniejszej ulicy edynburskiej starówki i uśmiecha się: „Będzie dzisiaj ruch”. Po drugiej stronie okna czeka już czteroosobowa rodzina. „Poprosimy czekoladowe, truskawkowe i wanilię. I dwie kawy,” zamawiają. Gabriel Mazur zajmuje się kawą, Ola wydaje lody, przyjmuje płatność kartą – bezdotykowo, oczywiście.

– Naszymi stałymi smakami są wanilia, ciemna czekolada, truskawka i słony karmel oraz sorbet. Trzy smaki się zmieniają między tradycyjnymi – mięta choc chip czy rasberry ripple, dla koneserów – malinowe brownie czy whisky cream oraz zupełnie eksperymentalnymi. W ofercie były między innymi czarne lody barwione utlenionym węglem, sorbet z awokado lub czekolada chilli. Cała baza to ok. 70-80 smaków – mówi Ola, master chef Smoov Gelato Coffee.

Między pustymi stolikami wewnątrz lokalu krząta się Gabriel Mazur, który pilnuje dwójki ich dzieci. Wiktor lubi miętę i wanilię, a Nadia słony karmel i truskawkę.

– Zamiłowanie do produktów wysokiej jakości, chęć próbowania nowych rzeczy oraz eksperymentowania, przyczyniły się do naszego zainteresowania tą dziedziną. Oboje lubimy słodkości. Jeśli już jeść lody, to najlepsze, własnej produkcji. Chcieliśmy podzielić się tym, co dobre oraz, co może banalnie zabrzmi, tworzyć miłe wspomnienia związane z zajadaniem lotów oraz deserów – mówi Gabriel.

Lubimy zaskakiwać

Jak to się stało, że polska para założyła lodziarnię w zimnej – przynajmniej w teorii – Szkocji i to jeszcze w samym sercu Edynburga? To pytanie samo ciśnie się na usta. I jak to czasem bywa, zadecydował o tym przypadek.

– Pewnego dnia przechodziłem obok tego lokalu i zainteresowałem się nim. Zrobiliśmy burzę mózgów, czy warto by było tam właśnie otworzyć lodziarnie. Mieliśmy dużo wątpliwości, czy nasz pomysł wypali – wiadomo, że w Szkocji jest zimno przez większość roku, nie ma upalnego lata jak w Polsce, rekompensatą jest jednak festiwal – opowiada Gabriel.

Najgłośniejszy festiwal Fringe tradycyjnie odbywa się w pierwszych dwóch tygodnia sierpnia. Jednak święto kultury trwa przez całe lat, zaczynając się od festiwalu filmowego w czerwcu, przez festiwal książki w pod koniec sierpnia, aż po festiwal polityczny we wrześniu. W tym czasie przez miasto przewija się trzy miliony turystów z całego świata.

– Ludzie uwielbiają desery, czy zimno, czy ciepło, a my mamy szeroki wachlarz dla zaspokojenia każdego słodkiego podniebienia – podkreśla Ola.

W Smoov Gelato Coffee Ola i Gabriel postawili na jakość. Lody, a w zasadzie jak podkreślają gelato, robią sami z mleka z ekologicznej farmy Bryce’a Mosgieel, gdzie krowy pasą się na łące. Większość smaków jest bezglutenowa, a sorbet również nie zawiera mleka i jest bezpieczny dla alergików i nietolerujących laktozę. Lody są świeże, wymieniane co kilka dni. Do tego kawa z lokalnej palarni, Artisan Roast, autorskie desery, opcje śniadaniowo-lunchowe, gofry i coś wyjątkowego, z silnym polskim akcentem. Ale o tym za chwilę.

Wróćmy do początków. Gdy Ola i Gabriel podjęli decyzję o otwarciu lodziarni, zaczęli się uczyć. Jeździli na szkolenia, targach, odwiedzali istniejące lodziarnie, rozmawiali z ludźmi z branży, aż powoli wyklarował się cały model biznesowy tego przedsięwzięcia.

– Dość poważnie potraktowaliśmy to wyzwanie. Przez pół roku przygotowywaliśmy się, projektowaliśmy oraz wykończyliśmy lokal. Nasze szkolenia odbywały się w Bergamo w Cuor di Gelato oraz w Manchesterze w Antonelli Brothers. Produkcja lodów to chemia, eksperymentowanie, próbowanie, wymyślanie nowych kombinacji. Ja mam umysł ścisły i strategiczny, a do tego dusze artysty, Gabriel jest praktykiem, eksperymentatorem i wizjonerem. Połączywszy nasze mocne strony i talenty, stworzyliśmy koncept dla Smoov – tłumaczy Ola.

Naszą rozmowę przerywają kolejni klienci. Kim i Jubin należą do wspólnoty w pobliskim kościele. Wizyta w lodziarni była ich cotygodniową niedzielną rutyną. Pandemia wszystko zmieniła, ale zamiłowanie do lodów przetrwało.

– Gdy tylko się dowiedzieliśmy, że Smoov jest znowu otwarte, zebraliśmy zamówienia po znajomych, wsiedliśmy w samochód i przyjechaliśmy odebrać w sumie siedem porcji lodów. Najlepsze lody w mieście – zapewnia Kim.

Te słowa potwierdzają wyłącznie pozytywne opinie i recenzje widoczne w internecie. W czym tkwi sekret lodziarni prowadzonej przez Polaków, że ludzie tak chętnie wracają?

– Chcemy, aby nasi goście czuli się jak u siebie w domu. Całe nasze menu jest barwne i apetyczne. Inspiracje czerpiemy zewsząd, sami łączymy pewne smaki. Wiadomo, że szkockie smaki są zupełnie inne niż nasze polskie, ale zawsze słuchamy gości, aby spełnić ich oczekiwania. Staramy się zadziwić naszych klientów coraz to nowymi deserami, lubimy innowacje, więc stale coś zmieniamy. Tradycyjne i ponadczasowe smaki też zawsze są dostępne, każdy znajdzie coś dla siebie – zapewnia Ola.

Lodowy kalendarz

Ola jest z Malborka, a Gabriel z okolic Krakowa. Obydwoje wyjechali w świat w poszukiwaniu lepszych możliwości i chęci innych doświadczeń. W ich wspólnej podróży pojawiały się różne doświadczenia biznesowe. Z branżą gastronomiczna są związani od 10 lat.

– Każdy z nas ma na pewno takie miłe wspomnienie lub najlepszy smak, który jadł w dzieciństwie. Ja pamiętam z dzieciństwa, gdy wracaliśmy z rodzicami z kościoła, to zabierali nas na lody w kubeczku, śmietankowo-czekoladowe. Pamiętam również śmietankowe Calipso z galaretkami, w sklepie „po schódkach” – opowiada z rozrzewnieniem Ola. Gabriel z kolei wspomina najlepsze lody waniliowo-czekoladowe u kolegi mamy „z budki”.

– Mamy sporo klientów, którzy przywołują w pamięci smak wanilii z „flake”, gdy spróbują naszej — zauważa Gabriel.

Obroty w tego typu biznesie są mocno uzależnione od kalendarza. Latem większość klientów to turyści, w pozostałe miesiące – mieszanka rodowitych Edynburżan, przyjezdnych odwiedzających miasto oraz studentów. Gdy jest ładna pogoda, to najlepiej sprzedają lody, mrożona kawa i desery. W zimowe dni popularnością cieszą się gofry, kawa i gorąca czekolada.

Ola i Gabriel prowadzą też lodowy catering. Bywali na różnych eventach, między innymi Edinburgh Coffee Festival czy TEDex Summit.

– Myślę, że zapotrzebowanie na takie usługi zawsze jest, tylko przyznaję, że jest to spore przedsięwzięcie logistyczne. Jesteśmy zarejestrowani na platformie City Pantry oferującej catering dla firm, to znaczy, że można zamówić nasze produkty na firmowy lunch lub event – wymienia Ola.

Najlepszy miesiąc to jest oczywiście sierpień. Lodziarnia Smoov Gelato Coffee spotkała się ze wspaniałym przyjęciem ze strony turystów. Szczególnie entuzjastycznie reagowali Amerykanie i Australijczycy.

– To było bardzo miłe doświadczenie, gdy turyści zwiedzający całą Szkocję, wracali do nas na lody i powtarzali, że to najlepsze, które jedli w życiu. Teraz jednak turystów nie ma, więc liczymy na wsparcie mieszkańców. Mamy nadzieje ich także uwieść naszymi smakami – podkreśla Ola.

W tym momencie, jakby na potwierdzenie tych słów do okienka podchodzi starsze małżeństwo Szkotów. Lodami postanowili uczcić swoją rocznicę ślubu.

Słodka nieświadomość

– Zakładanie własnego biznesu wiąże się z ogromem pracy, wyrzeczeń, cierpliwości, niezłomności i siły charakteru. W swoją wizję trzeba wierzyć i przekonać do tego innych. Do tego dochodzi marketing, dialog z klientami oraz z pracownikami. Wsparcie partnera oraz rodziny ma ogromne znaczenie. Również istotnym aspektem całego przedsięwzięcia jest zachowanie balansu między swoim życiem, rodzina, zdrowiem oraz biznesem. Jeśli okaże się, że pochłania nas całkowicie to może to być na dłuższą metę zgubne. Z perspektywy czasu wiemy, jakie to może mieć skutki – mówi Ola.

Ten rok będzie inny niż wszystkie. Festiwal w Edynburgu się nie odbędzie. W Szkocji, w przeciwieństwie do Anglii, obowiązują dość restrykcyjne zasady, nie można podróżować na przykład swobodnie podróżować po kraju. Ale i tak większość lotów zostało odwołanych. Nieliczni turyści, nawet jeśli zdecydowaliby się przyjechać, będą musieli odbyć dwutygodniową kwarantannę. Pandemia to dla takich biznesów jak Oli i Gabriela to był prawdziwy cios.

– To jak wpłynął na nas lockdown, to dopiero się okaże za kilka miesięcy. Wiadomo, że jeśli odwołali festiwal, to mnóstwo biznesów będzie w tarapatach. My nie wyrywamy włosów z głów i nie zamartwiamy się. Ten czas wykorzystaliśmy na przeróbki i ulepszenia w sklepie, opracowanie nowego menu oraz nowej strategii działania i marketingu. Więc jesteśmy przygotowani na zmiany te dobre i te złe. Otworzyliśmy się już 17 maja. Mamy okno, z którego możemy obsługiwać gości, jest to wielka zaleta. Liczymy na wsparcie wszystkich mieszkańców miasta. Już pocztą pantoflową roznoszą się wieści – tłumaczy Ola.

Lodziarnia otrzymała wsparcie finansowe od rządu szkockiego, które należało się każdemu biznesowi, lody można zamówić do domu na wynos poprzez Uber Eats, Deliveroo oraz Just Eat. Ale jak zauważają Ola i Gabriel to wszystko nie zrekompensuje poniesionych strat.

Polacy jednak nie załamują rąk. Publikują w mediach społecznościowych konkursy zachęcające do odwiedzenia lodziarni, oferują vouchery na prezent. Nie boją się próbować nowych sposobów na promocję i dotarcie do nowych klientów.

Poddawanie się i nuda zdecydowanie nie leżą w naturze Oli i Gabriela.

– Kiedyś zrobiłam sorbet z Guinessa, ale nie wyszedł tak, jakbym tego oczekiwała. Raczej już go nie zrobię! – śmieje się Ola.

Jednak jeden z eksperymentów sprawdził się znakomicie. Mowa o tradycyjnych polskich pączkach… nadziewanych lodami.

– Kiedyś naszła nas myśl, aby połączyć ciepłe z zimnym i stworzyć innowacyjny deser, który ujmie ludzi. Szybko znalazła się metoda na zrobienie takiego przysmaku u nas i wystarczyło tylko powymyślać ciekawe połączenia smaków oraz znaleźć odpowiednie paczki. Aktualnie mamy wanilie z Oreo, czekoladę ze Snickersem, słony karmel z Kinder Bueno. Można też stworzyć swoją kombinację z dostępnych smaków i produktów. Myślę, że to fajna zabawa dla klientów – zauważa Ola.

Na koniec bardzo istotne pytanie, które z pewnością nurtuje wielu naszych czytelników… Ile taki pączek ma kalorii?!

– Nie sprawdzaliśmy – przyznaje Ola. – Żyjemy w słodkiej nieświadomości.

 

Magdalena Grzymkowska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_