Konsulaty wysłały niepełne pakiety (bez karty do głosowania, koperty na kartę do głosowania lub bez oświadczenia), co uniemożliwiło głosowanie wielu wyborcom.
W przypadku komisji w Edynburgu takich przypadków zgłoszonych było mniej niż 10. Przy 14 tysiącach wysłanych pakietów jest to 0,07 proc. Zakładając nawet, że części osób nie udało się dodzwonić do konsulatu (niech będzie to nawet drugie tyle), to wciąż jest to błąd na poziomie jednego promila. Można przyjąć, że ten odsetek w innych komisjach w Wielkiej Brytanii kształtował się podobnie. Pakiety były kompletowane i pakowane ręcznie, przez to błąd ludzki jest nieunikniony. Trudno mówić o jakiejkolwiek złej woli działania ze strony placówek konsularnych. Co jednak zrobić, gdy jesteśmy nieszczęśnikami, którym trafił się niepełny pakiet? Najlepiej jak najszybciej skontaktować się z właściwym konsulatem. Konsul każdą taką reklamację odnotowuje i rozpatruje indywidualnie.
Wiele kart do głosowania nie miało pieczęci komisji, przez to głosy były nieważne.
Brak pieczęci na karcie do głosowania czyni ją nieważną. Jednak nieważna karta do głosowania to nie to samo, co głos nieważny. W protokole komisji jest osobna kategoria, jeśli chodzi o karty nieważne i w całej Wielkiej Brytanii było takich kart ok. 250. Przy 130 tysiącach osób zarejestrowanych w całym kraju to ok. 0,2 proc. Można dyskutować, czy to dużo, czy mało, ponownie, jak w przypadku pakowania pakietów zdarzały się błędy ludzkie poprzez sklejone kartki papieru świeżo wyjęte spod gilotyny. W II turze można się spodziewać, że ta liczba będzie jeszcze mniejsza, gdyż osoby stemplujące (członkowie komisji) zostali szczególnie uczuleni, aby dwa razy sprawdzać, czy na każdej karcie jest pieczątka. Tak samo, jak w przypadku niepełnego pakietu można było zgłosić to odpowiedniemu konsulowi. Faktem pozostaje to, że wielokrotnie więcej było głosów nieważnych z winy głosującego, w wyniku nieprzeczytania lub niezrozumienia instrukcji głosowania. Przykładowo w komisji nr 153 w Manchesterze kart nieważnych było 10. Liczba kopert zwrotnych, w których nie było oświadczenia o oddaniu głosu, było 560.
Wiele osób nie mogło głosować, bo pakiety doszły zbyt późno.
Media w Polsce podniosły alarm, że 15 tysięcy głosów gotowych je oddać Polaków nie wróciło do komisji wyborczych przed wyborczą niedzielą 28 czerwca. Winą ponownie obarczono konsulaty, które zdaniem dziennikarzy za późno wysłały pakiety wyborcze. Jednak frekwencja na poziomie 87% jest zbliżona do tej przy wyborach w tradycyjnej formule. Ok. 10-15% wyborców w ostatniej chwili z różnych względów nie idzie na wybory i to jest zupełnie normalne. W przypadku wyborów korespondencyjnych dodatkowym czynnikiem jest to, że część osób mogła zrezygnować ze względu na koszt przesyłki. Cześć przesyłek mogła nie dotrzeć do konsulatu z powodu naklejenie przez nadawcę złego znaczka (np. na mały list, podczas gdy koperty zwrotne były wielkości A4). Niektóre z pakietów wyborczych niedotarły w ogóle do adresatów, ponieważ wyborcy podali zły adres korespondencyjny. Marginalnie niewielka część pakietów wyborczych rzeczywiście mogła dotrzeć zbyt późno (np. w poniedziałek 29 czerwca). Natomiast przeważająca większość pakietów, które zostały odesłane do konsulatu, trafiły do niedzieli 28 czerwca włącznie, w związku z czym były brane pod uwagę przy liczeniu głosów. Rzeczywiście zdarzały się przesyłki, które do konsulatu dotarły z opóźnieniem. W przypadku Edynburga na 14 tysięcy osób zarejestrowanych takich głosów było ok. 170, czyli ok. 1 proc. To znaczy, że tyle osób próbowało oddać głos, ale im się to nie udało przez opóźnienia w pracy Royal Mail. Trudno też obciążać winą konsulat, jeśli ktoś, wiedząc, że trwa pandemia i poczta działa na mniejszych obrotach, nakleja na kopertę znaczek second class, gdzie termin doręczenia jest od 2 do 5 dni roboczych. Oczywiście czasu na zorganizowanie wyborów korespondencyjnych powinno być więcej. Wtedy byłoby mniej pomyłek, pracy i stresu dla wszystkich zaangażowanych. Ale o tym zdecydowały nie konsulaty, tylko władze w Polsce.
Komisje w Manchesterze się ociągały, przez co PKW nie mogła podać ostatecznych wyników wyborów.
Magdalena Pietrzak, szefowa Krajowego Biura Wyborczego powiedziała: „Cała Polska zdążyła, wszystkie inne obwody za granicą zdążyły, a te dwa jakoś się ociągały. Protokoły z Londynu otrzymaliśmy ok. godz. 18.00”. Podano również, że liczba głosów do policzenia to „ponad 10 tysięcy” i została określona jako „spora”. Liczba oddanych głosów w Machesterze wynosiła blisko ok. 14 tysięcy na komisję. Dla porównania w Londynie było 12 tysięcy i obsługa tych pakietów wyborczych zajęła 36 godzin. To oznacza, że przy tej samej liczbie osób w komisji Manchester powinien mieć ok. 16% więcej czasu, czyli ok. 6 godzin. A zatem można uznać, że mimo zmęczenia, olbrzymiej presji i emocji zarówno członkowie komisji, jak i pracownicy konsulatu w Manchesterze naprawdę stanęli na wysokości zadania.