19 lipca 2020, 09:00
Czyj prezydent?
Poczułam się jak Boris Johnson. Nie, nie zamarzyło mi się, aby zostać „królem świata”. Jak on napisałam dwa felietony, obydwa z radością przyjmujące wybór, jakiego dokonali Polacy w ostatnią niedzielę. Przeczytałam obydwa teksty i wyrzuciłam je do kosza. Jeden był z pewnością fałszywy, a drugi – za bardzo lukierowany.
Pomyślałam sobie, że zamiast z entuzjazmem lub niesmakiem pisać o nowym-starym prezydencie, lepiej przyjrzeć temu kto jak głosował. Jak wygląda Polaków obraz portret własny? Czym obecne ostatnie wybory różnią się od tych, które odbywały się w Polsce w ostatnich 30 latach?

Gdy prześledzi się wyniki wyborów prezydenckich, to okazuje się, że na ogół zwycięzca miał tylko niewielką przewagę nad konkurentem. Aleksander Kwaśniewski w 1995 roku zdobył 51,72%, a więc jego przewaga and Lechem Wałęsą była niewielka. W pięć lat później odniósł spektakularny sukces – jako jedyny wygrał wybory już w pierwszej turze. Także przewaga Andrzeja Dudy nad Bolesławem Komorowskim nie była duża – zdobył poparcie 51,55% wyborców. Obecnie udało mu się przekonać 51,03% wyborców. Zasadnicza różnica między obecnymi wyborami, a tymi sprzed pięciu lat sprowadza się do frekwencji – w 2015 zaledwie 55,34% uprawnionych do głosowania oddało swe głosy; w tym roku frekwencja wyniosła 68,18%. To frekwencja prawie równa tej, jaka była w 1995, kiedy głosowało 68,23% uprawnionych.

Nie tylko jeśli chodzi o frekwencję i ostateczny wynik obecne wybory są najbardziej podobne do tych sprzed 20 lat. Aleksander Kwaśniewski – podobnie jak Andrzej Duda – odwoływał się do materialnych potrzeb Polaków, których rządzące ekipy po 1989 nie zaspokajały. Także on reprezentował obóz partii, która rządziła, z tym tylko, że SLD zwycięzca wyborów parlamentarnych 1993 była zmuszona zawrzeć sojusz z PSL-e, a obecnie PiS rządzi samodzielnie. Lech Wałęsa w kampanii wyborczej nie przedstawił żadnego nowego pomysłu, odwołując się do spuścizny „Solidarności”. Rafał Trzaskowski także mówił głównie o solidarności społecznej, tej pisanej z małej litery, nie przedstawiając żadnych pomysłów radykalnych zmian poza ogólnym hasłem „Mamy dość”.

Tyle historycznego wstępu. Przyjrzyjmy się obecnie bliżej tym, którzy głosowali w ostatnią niedzielę – na takie rozważania pozwalają wyniki tzw. exit polls. Polaków wychodzących z komisji wyborczych odpytywali ankieterzy sondażowni IPSOS. Mogłoby się wydawać, że między zwolennikami obydwu tegorocznych kandydatów nie powinno być zasadniczych różnic – są równolatkami (rocznik 1972), pochodząc inteligenckich rodzin, mają wyższe wykształcenie. Podczas kampanii wyborczej ubierali się w podobne szaroniebieskie garnitury i białe koszule. A jednak.

W jednym z programów informacyjnych brytyjskiego Channel 4 nazwano Rafała Trzaskowskiego „polskim Kennedym”. Wyniki wyborów w minimalnym stopniu potwierdziły ten pogląd: zarówno wśród kobiet i mężczyzn wygrał Andrzej Duda, ale kobiety minimalnie częściej były za Rafałem Trzaskowskim (50,3% do 49,7%), a mężczyźni za Andrzejem Dudą (51,9% do 48,1%).

Podobnie jak we wszystkich innych wyborach także i teraz wyraźny był podział terytorialny Polski. Województwa wschodnie i wschodnio-południowe opowiedziały się za Andrzejem Dudą, z centralnych – zdobył on poparcie w łódzkim. W sumie, za obecnym prezydentem opowiedzieli się mieszkańcy sześciu województw, a Rafałem Trzaskowskim – dziesięciu. Nie było zaskoczeniem, że Trzaskowski wygrał w wielkich miastach, nawet w stolicach województw, które opowiedziały się za Dudą, jego przeciwnik wygrywał. Za Rafałem Trzaskowskim opowiedzieli się mieszkańcy Rzeszowa, Olsztyna, Białegostoku, Lublina, a nawet Krakowa, rodzinnego miasta Andrzeja Dudy. Prezydent wygrał zdecydowanie na wsi (poparcie 63%). Mieszkańcy miast, nawet małych poparli Rafała Trzaskowskiego, czym większe miasto, tym poparcie dla niego wzrastało (mieszkańcy miast do 50 tys. głosowali w 53,1% za Trzaskowskim, a w miastach powyżej 500 tys. w 65,8%).

Rafał Trzaskowski wygrał wśród młodszych wyborców, przy czym największą przewagę nad konkurentem miał wśród wyborców najmłodszych (18-29 lat), ale utrzymywał ją także wśród osób 40-49 lat. Starsi, powyżej 50. roku życia, zdecydowanie bardziej skłaniali się ku Andrzejowi Dudzie. To ciekawe wyniki, bo nie potwierdzają tezy głoszonej przez polityków opozycji, że o wygranej obecnego prezydenta zdecydowały tzw. transfery socjalne. Osoby z dziećmi, kwalifikujące się do otrzymywania 500 +, głosowały na Trzaskowskiego, a te – między 50 a 60 rokiem życia, czyli najczęściej mające dorosłe już dzieci i jeszcze nie na emeryturze, czyli bez trzynastki, którą wypłacano już w kampanii wyborczej emerytom, opowiadały się częściej za Andrzejem Dudą.

Poparcie dla kandydatów wyraźnie było związane z wykształceniem. Rafał Trzaskowski wygrywał zdecydowanie wśród osób z wykształceniem wyższym (poparło go 65,1% wyborców tej grupy). Natomiast Andrzej Duda miał największe poparcie wśród osób z wykształceniem podstawowym (77,3%), które malało (do 50,9%) wśród osób z wykształceniem średnim lub pomaturalnym. Co się z tym łączy, zróżnicowane było poparcie obydwu kandydatów zależnie od wykonywanego zawodu. Andrzej Duda ma zwolenników wśród rolników (81,4%), robotników (66,4%), a także wśród emerytów (64,1%) i bezrobotnych (65,4%). Natomiast Rafała Trzaskowskiego popierali uczniowie i studenci (69,9%), właściciele firm (65,9%) oraz pracownicy administracji i usług (55,3%).

Czyli, podsumowując, przez następne pięć lat najwyższy urząd w państwie sprawować będzie osoba popierana przede wszystkim przez niewykształconych mieszkańców wsi, osoby wykonujące zawody mało wyspecjalizowane lub bierne zawodowo. Żałuję, że autorzy badań nie pytali o czytane gazety i oglądane kanały telewizyjne. Jak się okazało w przypadku referendum brexitowego w Wielkiej Brytanii, to było lepszym wskaźnikiem jeśli chodzi o głosowanie niż dane demograficzne.

Katarzyna Bzowska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_