DOKĄD? KTÓRĘDY? PO CO?
Człowiek się przestraszył, że Czas może go zwyczajnie zapomnieć! W życiu, jak i w jodze, pozycje statyczne są najtrudniejsze do utrzymania i wymagają niezwykłej harmonii ciała i oddechu. Człowiek zaniechał więc prób unieruchamiania Czasu, zaczął nim żyć i skupił się na tym, by tworzyć i aranżować otaczającą rzeczywistość. Zredukował repertuar pytań zadawanych światu. Przestał żyć nerwami i impulsami obecnego życia, odrzucił wstrząsową kurację, jaką powszechnie zaaplikowano i powiedział, że nie sprzeda swojej duszy diabłu. Człowiek wziął Czas na swojego świadka i pokazał, że zadawane pytania nie tylko nie dają odpowiedzi, ale rodzą długą listę nowych zapytań. I że na każde pytanie istnieją zawsze co najmniej dwie wykluczające się wzajemnie odpowiedzi, i obie popierane są autorytetami specjalistów od i do.
– Skoro się już obudziłem – powiedział Człowiek, to pora już wstać i działać! Świat wchodzi w manichejski okres rozwoju i w tym alegorycznym klimacie będę budował nowy mit i legendę!
Człowiek zawsze zmagał się z ocenami, opiniami, sortowaniem rzeczy i uczynków na dobre i złe, a przecież wie, że są one najpierw nieokreślone jak woda, a potem dopiero nabierają kształtu naczynia, w które się ja wlewa. Trochę jak mędrzec, trochę jak szaleniec, człowiek wziął się do dzieła tworzenia. Zatęsknił za porządkiem społecznym, dopuścił unaukowienie tematu, ale bacznie obserwował, aby nie pogrzebać go pod martwą wiedzą.
– Łagodne środki są równie nieskuteczne jak drastyczne – odezwał się Czas. Lepiej, aby emocje nie brały góry nad rozsądkiem i nie wprawiały świata w stan wysokiego emocjonalnego iskrzenia. Walka między postępem a zacofaniem jest miarą cywilizacji i żebyś wiedział, że ja zawsze byłem za postępem! I tu Czas otworzył swoją Wielką Księgę, której strony były w półcieniach, jakie tworzy wejście z oślepiającego światła w nagły mrok wiejskiej izby.
W początkach swojej kariery malarskiej, Leonardo da Vinci chciał namalować portret Jezusa. Zamiast stworzyć go ze swojej wyobraźni i religijnych interpretacji, uparł się i chciał udowodnić, że wśród ludzi znajdzie twarz, która będzie dokładnie odzwierciedlać cechy, jakie postać i wizja Jezusa ewokowała w powszechnej świadomości wiernych.
– A gdzie zamierzasz szukać takiej twarzy? – pytali jego uczniowie, czeladnicy, ważni i mniej ważni adepci sztuki pędzla. Tego Leonardo sam nie wiedział. Wizytował salony uduchowionej arystokracji, słuchał trubadurów, ulicznych śpiewaków i poetów dworskich w nadziei, że jego oczy wypatrzą tę szczególną twarz. Podróżował na sielską wieś, udał się w Alpy i nad morze… Aż pewnego dnia do jego pracowni wszedł młody człowiek o niezwykle pięknej fizyczności i symetrii, który bezceremonialnie zaoferował się modelować za 30 lirów. I w ten zwyczajny sposób Leonardo znalazł tę nadzwyczajną twarz do swojego wizerunku Jezusa.
Minęło wiele lat i Mistrz da Vinci urósł w sławę jako malarz, architekt i prawdziwy „człowiek Renesansu”. Czuł, że jest wreszcie gotowy, aby namalować portret Judasza. Przyjął tę samą metodę poszukiwania rzeczywistej twarzy, która miała odzwierciedlać cechy zdrajcy i zaprzedańca.
– A gdzie zamierzasz szukać takiej twarzy? – znów pytali terminatorzy i adepci malarskiej sztuki. Tego Leonardo sam nie wiedział. Przemierzał w nocy ulice Florencji, bywał w wyszynkach i rybackich portach. Nawet przypatrywał się skazanym galernikom w nadziei znalezienia tej perfekcyjnej zdradzieckiej fizjonomii Judasza. Aż jednego dnia na bazarze zobaczył mężczyznę o odstraszającym wyglądzie i jeszcze mroczniejszą złą aurę wiszącą wokół całej jego osoby.
– Mam! – ucieszył się da Vinci i zbliżył się do ponurego osobnika. Najbardziej intrygujące były jego oczy osadzone głęboko w ciemnych jamach.
– Chcę, abyś pozował mi do obrazu, dam ci 50 lirów – powiedział Leonardo. Mężczyzna spojrzał spod zmarszczonych brwi na Mistrza i odpowiedział:
– Nie pamiętasz mnie, ale ja znam ciebie. Wiele lat temu to ja pozowałam ci do portretu Jezusa.
Człowiek nie może zapomnieć, że z każdym krokiem, jaki stawia w czynnej służbie życia, zbliża się albo do nieba, albo do piekła. Miłość jest niebem, strach jest piekłem. I Człowiek znalazł się w podobnym położeniu, w jakim był Kolumb, nie wie ani dokąd zmierza, ani co odkryje. A i jeszcze co z tego odkrycia wyniknie!