DOKĄD? KTÓRĘDY? PO CO?
Największa gra, jaka Człowiek prowadzi to jest gra z Czasem. Czas jest jego jedyną i prawdziwą Nemezis. Częściej ludzie modlą się o Czas niż o pieniądze i wydaje się, że los ma większy zasób pieniędzy, bo chętniej je rozdaje. Dla Człowieka Czas zaczął się kurczyć i „zbiegać” jak wełniany sweter w praniu i nadeszła najwyższa pora, by patrzył na świat tysiącami oczu. Człowiek zrozumiał, że żyje na pożyczonym czasie i płaci odsetki, mimo, że nieregularnie i z zaległością. Czas ze swoją Wielką Księgą może i występuje w roli Szeherezady, ale nie po to, by ratować własne życie, ale żeby pomóc Człowiekowi czynić ze swojego życia dzieło sztuki i tworzyć je z entuzjazmem i zachwytem. Człowiek nie dostanie ułaskawienia i nieśmiertelności po 1001 opowieściach, ale może uczeń przeobrazi się w nauczyciela i wreszcie jego historia zmieni się i przestanie się składać z samych tylko pytań! Dopiero z takiego materiału tworzą się legendy. Człowiek stanowi centrum życia globu i to od niego rozchodzą się impulsy energii i myśli po całym świecie. Mimo, że Człowiek marnie odwzajemnia się Czasowi, to on niestrudzenie otwiera Wielką Księgę na różnych stronach, bo zawsze ma coś jeszcze do przekazania.
Dawno temu w zielonym eukaliptusowym lesie mieszkała młoda kobieta. Mąż jej wciągnięty siłą do armii Cesarza, już siódmą zimę był z dala od domu. Młoda mężatka bardzo cierpiała i tęskniła za swoim młodym i kochającym mężem. Byli niezwykłą parą. Ich widok cieszył oczy ludzi, drzewa szumiały pieśń o ich miłości, ptaki rozsławiały ich urodę wysoko po niebie a woda pieniła się w wodospady na ich cześć. Wreszcie pewnego dnia przyszła wiadomość o jego zwolnieniu z armii. Młoda kobieta niemal nie oszalała z radości, a łzy szczęścia płynęły strumieniem po jej twarzy. Zaczęła przygotowania na powitanie Męża, z kufra wyciągnęła kimono całe pokryte bladoróżowymi kwiatami wiśni, kruczoczarne włosy splotła wysoko w ozdobny wianek, który podkreślał smukłość jej twarzy i iskrzące jak węgielki oczy. Stół zastawiła misami pełnymi potraw, które przypominały weselną ucztę. Kiedy umęczony wojną Mąż wszedł do chaty, patrzyła na niego z wielkim uczuciem w sercu, mimo, że ledwo go rozpoznała, bo był cieniem mężczyzny, którego obraz nosiła w pamięci. Uśmiechając się zawstydzenie, ukłoniła się w stronę Męża i zaprosiła go wzrokiem do stołu. Mężczyzna z dzikim krzykiem poderwał się, zrzucił ze stołu naczynia pełne pięknych potraw i z obłędem w oczach wybiegł na zewnątrz.
– Zostaw mnie w spokoju, nie zbliżaj się do mnie – i odwrócił się do niej plecami. Kobieta przestraszyła się jego gniewu i ostrych słów. Bała się do niego zbliżać i odzywać, bo morderczo wbijał w nią wzrok bez żadnych oznak uczucia. Nie chciał jeść i nie chciał przebywać w domu, wolał spać w stodole na sianie i całymi dniami siedział pod drzewem w jednej pozycji i pustymi oczami patrzył w ziemię. Kobieta nie mogła nawiązać z nim żadnego kontaktu i na dodatek jeszcze obawiała się o własne życie. Nie długo było czekać, a jej smutek i zmartwienie przemieniły się w złość i gniew, a nawet zniecierpliwienie. Zaczęła z utęsknieniem patrzeć na innych mężczyzn i odwzajemniać ich pozdrowienia, które wyrażały zainteresowanie. W ostatecznej desperacji udała się do Mędrca Uzdrowiciela, który mieszkał na obrzeżach wsi w jaskini. Wzięła ze sobą dużą miskę ryżu z białymi kotletami sojowymi i butelkę sake.
– Mój Mąż ma uraz po strasznych przeżyciach wojennych i jest chory. Ciągle krzyczy, miota się, ucieka do stodoły i nie zbliża się do mnie. Chce żebyś dał mi magiczną miksturę, która go uleczy – zażądała kobieta.
– Mogę to dla ciebie zrobić, ale brakuje mi jednego składnika. Musisz przynieść mi srebrny włos z brody Półksiężycowego Czarnego Niedźwiedzia! I wtedy dam ci to, czego potrzebujesz, twój mąż powróci do zdrowia, a szczęście znowu zagości w twoim domu – powiedział smakując z uznaniem miskę jadła.
Każda inna kobieta przeraziłaby się tak niemożliwym zadaniem, bowiem Półksiężycowy Niedźwiedź mieszkał gdzieś wysoko w ośnieżonych górach i owiany był legendą potwora i ludożercy. Ale ona była kobietą kochającą i nadzieja na uzdrowienie Męża dodała jej skrzydeł i ponadludzkiej odwagi. Przy wieczornym ognisku zapaliła zioła, wymawiała zaklęcia, pomalowała twarz geometrycznymi znakami i tańczyła jak w transie szaleńczy taniec wzywając przodków.
Rano zapakowała worek jadła i wyruszyła w drogę. U podnóża gór weszła w gesty las i głośno wymówiła: „Arigato” i kłaniała się dziękując drzewom, które rozchyliły i podniosły gałęzie, żeby mogła przejść i znaleźć dalszą drogę. Wspinała się wyżej i wyżej, ostre skały i kolce krzewów raniły jej delikatne ręce i stopy i szarpały jej odzienie na strzępy. Ona tylko kłaniała się bóstwom natury i powtarzała „Arigato”. Dziękowała wiatrom i śniegom, że jej nie zasypały i pod wieczór dotarła do szczytów pokrytych białą czapą śniegu. Poszukiwała znaków Niedźwiedzia i trafiła na olbrzymie ślady łap prowadzące do jaskini. Postawiła miskę z jadłem przy wejściu i oddaliła się na bezpieczną odległość. Niedźwiedź wyszedł, powąchał jedzenie i połknął łakomie. Był przerażająco wielki i potwornie ryczał, aż drżała ziemia i niebo. Przez wiele wieczorów Kobieta cierpliwie stawiała miskę jadła przed jaskinią Niedźwiedzia i każdego wieczoru podchodziła trochę bliżej do bestii.
Aż jednego dnia, kiedy wyszedł po swoją miskę jedzenia, Kobieta nie odeszła i stanęła przed Niedźwiedziem. On popatrzył na nią, wspiął się na tylne łapy tak, że jego dziesięć pazurów wisiało nad nią jak wachlarz ostrych błyszczących noży. Kobieta jednak nie uciekła, przestała nawet drżeć ze strachu, a Niedźwiedź ryczał z otwartą paszczą jakby chciał ją całą połknąć, ale pomyślał o tym, że karmiła go przez wiele dni i bardzo mu smakowało. Wyżej jeszcze zadarł głowę, a Kobieta szybko wyrwała srebrny włos z półksiężycowego znaku pod gardłem Niedźwiedzia, który ogłuszająco zaryczał z bólu czy zdziwienia, nie wiemy. Rzuciła się biegiem, na oślep do ucieczki, dziękując po drodze bóstwom natury. Jej stopy prawie nie dotykały ziemi. Oszołomiona ze szczęścia pędziła w stronę jaskini Uzdrowiciela, który siedział i grzał się przy ogniu.
– Mam! – Krzyczała Kobieta – przyniosłam ci srebrny włos z brody Półksiężycowego Niedźwiedzia.
– O, to dobrze – odpowiedział spokojnie Mędrzec. Wziął srebrny włos do ręki, starannie go pooglądał i pomierzył.
– Tak, to jest prawdziwy włos Półksiężycowego Niedźwiedzia! Po czym wrzucił włos do ognia, który zasyczał i skręcił się w pomarańczowy płomień i poszedł z dymem.
– Nie! – lamentowała Kobieta – coś ty zrobił, dlaczego?
– Bądź spokojna, wszystko jest tak, jak powinno być – odrzekł Uzdrowiciel – pamiętasz każdy krok, jaki postawiłaś wspinając się na szczyt gór? Pamiętasz każdy gest, jaki wykonałaś starając się zbliżyć do Półksiężycowego Niedźwiedzia? Ile cierpliwości i wytrwałości cię to kosztowało? Pamiętasz, co czułaś, co słyszałaś i co myślałaś?
– Tak, pamiętam wszystko bardzo dobrze – odrzekła niepewnie Kobieta. Stary Mędrzec uśmiechnął się życzliwie z jakąś głęboką znajomością rzeczy i powiedział:
– Idź bez obawy do swojego domu i postępuj dokładnie w ten sam sposób ze swoim Mężem.
U podnóża widzialnego świata leży niewidzialna inteligencja, która jest genialnym architektem tego świata. Z Bogiem wszystko jest możliwe. Marzenia i wiara mówią tym samym językiem, a modlitwy nie są niczym innym jak zadaniem i dziękczynieniem. A dzisiejsza wdzięczność, zapewni ci jutrzejsze powodzenie.
Grażyna Maxwell-Wasiak