Do listy zakupów szkolnych w tym roku rodzice na całym świecie dopisują nowe niezbędniki – maseczki i termometry. Zanim stęskniona za sobą dziatwa rozpocznie naukę, trzeba opanować regulaminy dostosowane do czasu pandemii.
Jakie zasady wprowadzono – o to spytaliśmy mamy uczniów z różnych stron świata. Opowiedziały nam o mierzeniu temperatury, wietrzeniu klas i niemych zajęciach muzycznych.
Wszystkie są zgodne co do jednego – witają w miarę normalny nowy rok szkolny z radością.
Renata, mama Remika, gimnazjalisty z Livorno
Rok szkolny we Włoszech zaczyna się w połowie września. Niektóre kwestie związane z powrotem do szkoły są jeszcze niejasne. Każda szkoła cieszy się pewną autonomią. Pani minister edukacji zarządziła dystans jednego metra wśród uczniów i siedzenie pojedynczo w ławkach. Brak tych ławek wzbudza moje zaciekawienie – są zamawiane i sukcesywnie dostarczane do szkół. Mówi się, że to potrwa do października. Ktoś na tym zapewne nieźle zarobi.
Jednostki lekcyjne mogą być skrócone z godziny do 40-45 minut w zależności od typu szkoły. Przy czym długość dnia szkolnego się nie zmieni. Obecnie we Włoszech nie ma krótkich przerw, jest jedna dłuższa na jedzenie, koło 11:30. Dzieci siedzą przez pozostały czas w klasie, gdzie się nie wietrzy. Może teraz ten dodatkowy czas między lekcjami zostanie wykorzystany właśnie na wietrzenie?
Szkoła może podzielić klasy na mniejsze grupy, może też zróżnicować godziny wejścia do szkoły. Remi jako gimnazjalista będzie w szkole 30 godzin tygodniowo od poniedziałku do piątku lub soboty. Dyrektorzy mogą też szukać dodatkowych budynków np. parafialnych, sportowych. Wolno dokonywać tzw. lekkich zmian budowlanych bez żadnych pozwoleń, np. dzielić klasy na mniejsze pomieszczenia.
Ministerstwo rozważa wydanie dekretu o tym, że jedna klasa to jedna rodzina, mogąca podróżować do szkoły jednym autobusem. Inaczej dzieciom w większej grupie nie byłoby wolno do niego nie wsiąść i nie dojechałyby na czas. Wejście i wyjście ze szkoły będzie się mieścić w różnych miejscach. Przedmioty będą łączone w bloki lekcyjne. Możliwa będzie też edukacja hybrydowa. Przeciwko szkole zdalnej burzą się mamy – 1/3 respondentek rozważa rezygnację z pracy. Od lipca rząd rozdaje rodzinom o dochodzie poniżej 20 tys. euro vouchery na edukację online (zakup laptopów etc.).
Nauczyciel opuszczając klasę, będzie musiał zdezynfekować biurko. Oprócz umieszczenia dystrybutorów żelu prawdopodobnie będzie mierzona uczniom temperatura. Wyrywkowo, za to rodzice będą mieli obowiązek zrobić to sami w domu. Dziecku z 37,5C nie będzie wolno przyjść do szkoły. Obiady będą jedzone w klasie albo w sali gimnastycznej, posiłki będą prawdopodobnie jednodaniowe albo zimne.
Szkoła dotychczas nie umieściła na swojej stronie żadnych informacji, nikt do nas nie zadzwonił, nie napisał mejla. Do 15 października przedłużono stan wyjątkowy.
Klaudia, mama Alifa, pierwszoklasisty z Berlina
Od dwóch tygodni mam w domu dumnego pierwszoklasistę. Popłakałam sie, jak zobaczyłam mojego 6-latka z ogromnym tornistrem. Cieszę się, że w ogóle do tego doszło i że syn przekroczył próg szkoły w zaplanowanym terminie. Do końca nikt nie był pewny, czy rok szkolny rozpocznie się bez zakłóceń i jak będzie wyglądać. Alif nie mógł się doczekać momentu pójścia do szkoły. Nie wiem, czy bardziej czekał na to, by móc mówić, że nie jest już przedszkolakiem, czy na to, żeby wrócić z pasowania (w Berlinie odbywa się ono w pierwszą sobotę nowego roku szkolnego) z wielką tytą (,,Schultüte”) wypchaną prezentami i słodyczami. Debiutuję w roli mamy ucznia, więc nie mam poczucia, że pandemia coś mi zabrała z tego ważnego w niemieckiej kulturze święta, ale moi doświadczeni znajomi odczuli różnicę i niestety zauważyli, że wszystko odbyło się na szybko, tak, by wszyscy mogli rozejść się do domów i tam świętować wyłącznie z bliskimi. Zabrakło magii, no i bliskich, bo na uroczystość wpuszczono ograniczoną liczbę osób.
Nie dość, że niczego nie można zaplanować, bo może jutro szkoła syna zostanie zamknięta ze względu na wykrycie koronawirusa, to jeszcze te maseczki obowiązujące poza klasą, które moim zdaniem nie mają sensu. Większość szkół odsyła dzieci z katarem do domu, a za chwilę zaczyna się sezon jesienny, więc szykuje się sporo nieobecności wśród uczniów. Większość rodziców ma podobne do moich przemyślenia. Do pandemicznego zamieszania dochodzą standardowe roszady związane z planem lekcji, nauczycielami i… pierwsze kłótnie z kolegami. Jest stres. Pierwsze nieporozumienia i smutki już się pojawiły…
Jest mi przykro, bo nie tak powinien wyglądać początek edukacji szkolnej. Dzieci nie mogą się niczym dzielić, a muzyka to raczej rytmika – w pomieszczeniach nie wolno śpiewać. Na szczęście pierwszaki nie znają innej rzeczywistości, a do maseczek zdążyły się przyzwyczaić, chociaż notorycznie je gubią, tymczasem w pobliskich sklepach ciężko o rozmiary dziecięce.
Jakby nie było, pierwsze dwa tygodnie są za nami. Jestem ciekawa, co będzie za tydzień, za miesiąc. Teraz czekam na pierwsze zebranie rodziców, pierwszą pracę domową i pierwszą wycieczkę oraz liczę na to, że jakimś cudem Alif nie będzie przeziębiony w tym roku.
Karolina, mama Ali (11 lat) i Stasia (8 lat) z Medway w hrabstwie Kent
Oboje poszli do nowych szkół, Ala zaczyna gimnazjum (secondary), Staś podstawówkę (juniors).
Komunikacja ze wszystkimi czterema szkołami (w zeszłym roku szkolnym komunikacja leciała ze starych i nowych szkół) jest bardzo dobra, mejle przychodzą właściwie kilka razy w tygodniu plus telefony. Zwłaszcza jeśli chodzi o starszą córkę, która do szkoły wróciła w czerwcu. Wtedy dzieci były w malutkich 10-osobowych grupach (tylko jeden rocznik w szkole). Kiedy otwierali szkołę w czerwcu, to była decyzja Ali, czy chce iść. Zdecydowała, że wróci mimo wszystkich regulacji, które jej się nie podobały (po kilku dniach się przyzwyczaiła).
W szkołach z tego co wiem będą próbować zminimalizować mieszanie się roczników i klas (w podstawówce nie jest to duży problem, bo i tak klasy są oddzielnie), ale dla Ale zaczynającej secondary oznacza to zupełnie inny początek szkoły (miejmy nadzieję, że tylko początek).
Dzieci rocznikami będą przychodzić i wychodzić ze szkoły w określonych godzinach, spotykać się z ograniczoną liczbą dorosłych i generalnie funkcjonować w małych grupach.
I tak zdecydowanie uważam, że dzieci powinny wrócić do szkół; naprawdę tęsknią i potrzebują kontaktów ze swoimi znajomymi (zresztą zdalna edukacja w szkołach podstawowych tutaj praktycznie nie istniała). Chyba wszyscy potrzebujemy zwykłej codziennej rutyny.
Pierwszego dnia u Ali – a był to tzw. orientation day – podzielono znów młodzież na 10-osobowe grupy, ale w praktyce poruszali się nawet w piątkach. Zobaczymy, co dalej.
Maja, mama Michaliny, uczennicy drugiej klasy w Bydgoszczy
Michalina najbardziej cieszy się na powrót do szkoły, gdyż spotka się ze swoją przyjaciółką Julką, z którą nie widziały się przez okres całej pandemii.
W naszej szkole tylko jeden opiekun odprowadzający dziecko do szkoły może wejść do wspólnej przestrzeni (np. placu zabaw przed szkołą). Opiekunowie nie mogą wejść do budynku szkolnego (wyjątek stanowią rodzice pierwszaków). W przestrzeni wspólnej obowiązują przepisy związane z bezpieczeństwem zdrowotnym (dystans 1,5 metra i osłona ust i nosa). Do szkoły może uczęszczać uczeń bez objawów chorobowych sugerujących infekcję dróg oddechowych (kaszel, katar).
Po wejściu do budynku każdy uczeń zobowiązany jest zdezynfekować ręce lub umyć je mydłem w toalecie szkolnej. Na terenie szkoły oraz na boisku uczniowie nie muszą zasłaniać ust i nosa. Po wejściu do budynku szkolnego Michalinka powinna pójść do swojej sali, w której będzie przebywać podczas zajęć lekcyjnych, z wyjątkiem wychowania fizycznego. Lekcje w-f będą się odbywać głównie na powietrzu, o ile pozwoli na to pogoda. Jesienią i zimą dzieci będą ćwiczyć jak dotychczas w salach gimnastycznych – uprawiać gimnastyka, ewentualnie gry i zabawy z użyciem przedmiotów, które można zdezynfekować, np. piłki. Michalina uczęszcza do szkoły sportowej i od drugiej klasy ma obowiązkowy w-f w formie basenu. Jak to będzie wyglądać dokładnie, jeszcze nie wiemy, ale podobno wiedzą wuefiści.
Posiłki będą wydawane jak zawsze, ale dzieci mają chodzić do stołówki na obiady w trakcie lekcji, klasami, a nie na przerwie, jak to było do tej pory. Biblioteka szkolna i czytelnia pozostaną otwarte bez zmian, z tym że w czytelni stoliki mają być od siebie oddalone. Dzieci mogą też pozostawać w świetlicy szkolnej przed i po lekcjach, jednak żeby ograniczyć liczbę przebywających tam uczniów, przyjmowane będę tylko dzieci dwojga pracujących rodziców. O zachowaniu dystansu społecznego w świetlicy nie ma mowy, jest na to zbyt mała.
Ewa, mama Antony’ego (11 lat, 6 klasa) i Olivii (9 lat, 4 klasa) z Yokosuki koło Yokohamy
Mieszkamy na peryferiach Yokohamy. Szkoła jest mała, po jednej klasie (25-30 osób) z każdego rocznika. W Japonii rok szkolny zaczyna się w kwietniu, więc wrzesień przypada na sam jego środek. Od marca do czerwca prowadzone było nauczanie zdalne, które z czasem przeszło w tryb hybrydowy. W tej chwili zajęcia odbywają się w tym samym wymiarze godzin, jaki obowiązywał przed pandemią. Wprowadzono obostrzenia sanitarne. Przed wyjściem do szkoły musimy wypełniać ankietę: podać, jaką dziecko ma temperaturę, czy ogólnie dobrze się czuje, czy nie ma żadnych objawów przeziębienia albo trudności w oddychaniu. Tuż przed wejściem do szkoły mierzy się uczniom ponownie temperaturę metodą bezdotykową. Obowiązuje noszenie maseczek i dezynfekcja rąk. W klasach pozmieniano układ biurek, aby zachować wymagany dystans.
We wrześniu trwają u nas ponad 30-stopniowe upały, więc włączona jest klimatyzacja, ale żeby zachować dobrą cyrkulację powietrza, otwiera się równocześnie okna do połowy. W czasie przerw dzieci mogą się bawić na boisku. W tym czasie maseczki nie są obowiązkowe, ale konieczne jest utrzymywanie dystansu. Odwołane są wszystkie wycieczki szkolne i sezonowe imprezy sportowe. Na teren szkoły nie są wpuszczani rodzice ani żadne osoby postronne. Z rozmów z innymi rodzicami wiem, że w dużych miastach sytuacja wygląda podobnie jak u nas.