Nie przesadzę, jeśli powiem, że o Kencie wiem więcej niż niejeden urodzony tu „kentyjczyk”. Poznałam wiele osób, z którymi przegadałam godziny przy herbacie i ciasteczku. Zakochałam się w widokach, tutejszej, bogatej historii, zabytkach architektonicznych. Tak to często bywa, że zazwyczaj nie lubimy rzeczy, bo ich nie znamy. Dopiero gdy się w nie zagłębimy, nabierają smaku – mówi Dee Lukasik, autorka znanego już czytelnikom „Tygodnia Polskiego” bloga dee4di.com oraz profilu Deszczowa Rzeczywistość na Instagramie w rozmowie z Magdaleną Grzymkowską.
Skąd jesteś z Polski? Dlaczego wyjechałaś?
Jestem z Krakowa. Przyjechałam do Anglii w 1998 roku. Wzięłam urlop dziekański na studiach, bo potrzebowałam odmiany. Rozstałam się z chłopakiem i chciałam dojść do siebie. Poskładać złamane serce z daleka od niego. Udało się tak dobrze, że zostałam w Anglii na stałe. Najpierw kilka lat mieszkałam w Londynie, a pod koniec 2002 wyprowadziłam się do Kentu.
Jak sie odnalazłaś w Anglii?
Ponieważ przyjechałam tu jako studentka do szkoły angielskiego, na granicy dostałam wizę studencką. Był rok 1998, czyli czasy przed wejściem Polski do Unii i na wizie mogłam pracować ograniczoną liczbę godzin. Nie było łatwo. Bardzo długo nie potrafiłam się w Anglii odnaleźć i tęskniłam za moim Krakowem. Przy życiu trzymało mnie jedynie zwiedzanie Wielkiej Brytanii, a później świata. Pierwszego dnia mojego pobytu w UK poznałam obecnego męża. Na początku byliśmy tylko przyjaciółmi, ale miłość do podróży nas połączyła. Wspieraliśmy się wzajemnie i tak krok po kroku nasz związek przerodził się w coś więcej. W 2002 wzięliśmy ślub. Po wielu latach pracy jako managerka restauracji teraz nie pracuje. Trochę z powodów zdrowotnych, a trochę, bo potrzebowałam zmiany i próbuję odnaleźć się na nowo.
Jakie rzeczy najbardziej Cię zaskoczyły po przyjeździe?
Wszystko mnie fascynowało na początku i chłonęłam to, jak przygodę. Nie mówiłam po angielsku, uczyłam się wraz z biegiem życia, z każdym wyjściem do sklepu, czy wizycie u lekarza. Niestety najbardziej rozczarowali mnie rodacy. Dwa razy mnie okradli, np. chłopak, który z nami wynajmował mieszkanie, zniknął pewnego dnia z naszymi pieniędzmi (wtedy to były czasy, gdy niewielu z nas mialo konta bankowe), aparatami, a nawet kołdrą. W moim przypadku sprawdziło się stwierdzenie, że na obczyźnie Polak Polakowi wilkiem. Na szczęście spotkałam na mojej drodze też fajnych rodaków i teraz mam wśród nich prawdziwych przyjaciół. Działam od kilku lat w internetowym Klubie Polek na Obczyźnie i tam poznałam naprawdę fantastyczne Polki.
Kiedy zaczęłaś pisać bloga?
W 2014 roku spędziłam sama tydzień w Paryżu. Wstawałam wcześnie rano i włóczyłam się po mieście do zmierzchu. Było to dla mnie wielkie przeżycie, czas spędzony sama ze sobą pozwolił spojrzeć w głąb siebie. Wróciłam odmieniona, bardziej otwarta na życie i z masą różnych pomysłów. Wtedy też zaczęłam pisać bloga. Zawsze chciałam być pisarką lub dziennikarką, życie jednak zadecydowało inaczej. Blog był dla mnie namiastką spełnienia tych marzeń.
Czy uważasz, że ważne jest, aby poznać lepiej kulturowo i turystycznie kraj, w którym się mieszka?
Niedawno moja koleżanka z Klubu Polek na Obczyźnie, w którym czynnie działam od wielu lat, napisała, że nie każdy nadaje się na emigrację i ja się z tym w stu procentach zgadzam. Znam bardzo dużo osób, którzy emigrowali do Anglii z różnych krajów i nie potrafią się odnaleźć. Żyją tak, jakby ciągle mieszkali w swoich państwach i trudno im zaakceptować to, co zastali na miejscu. Są samotni i nieszczęśliwi. Mnie też bardzo długo zajęło zaakceptowanie Anglii, tęskniłam za Krakowem i bez przerwy narzekałam i krytykowałam. Dopiero moja dziesięcioletnia wtedy córka powiedziała pewnego dnia: „Mamo ty tak narzekasz na Anglię, a to jest moja ojczyzna, ja się tu urodziłam, tu mam koleżanki i kolegów, tu stawiałam pierwsze kroki i lubię tu być. Jest mi przykro, gdy słyszę od ciebie ciągłą krytykę.” To był dla mnie kubeł zimnej wody na głowę. Zmieniłam swoje podejście o 180 stopni, zaczęłam zwiedzać kraj, zgłębiać jego tajemnice i chyba nie przesadzę, jeśli powiem, że o Kencie wiem więcej niż niejeden urodzony tu „kentyjczyk”. Poznałam wiele osób, z którymi przegadałam godziny przy herbacie i ciasteczku. Zakochałam się w widokach, tutejszej, bogatej historii, zabytkach architektonicznych. Tak to często bywa, że zazwyczaj nie lubimy rzeczy, bo ich nie znamy. Dopiero gdy się w nie zagłębimy nabierają smaku. To ignorancja często kreuje nietolerancję.
Jakie inne kraj są bliskie Twojemu sercu? Wiem, że szczególną miłością darzysz Francję. Dlaczego?
Podejrzewam, że jednym z powodów, dla których nie potrafiłam polubić Anglii na początku mojego pobytu tutaj, był fakt, że nie była Francją. Tak, uwielbiam kraj Moliera i wieży Eiffla. Kocham go za krajobrazy, bo ma góry, lasy i morze, za niesamowitych artystów, za Edith Piaf i Serge Gainsbourg, za czerwone wino i sery podpuszczkowe, za bagietkę z dżemem… Za małe, urocze miasteczka i wioski. Mogłabym jeszcze długo wymieniać. Jeździmy do Francji kilka razy w roku (choć 2020 trochę nam to uniemożliwił) i zawsze znajduję coś, co mnie urzeka.
Razem z mężem, dziećmi i czasami psem odwiedziliśmy 46 krajów na świecie, ale to do Francji wracamy najczęściej.
Jakie jest Twoje ulubione miejsce w Wielkiej Brytanii?
Jak już wyżej wspomniałam jestem zachwycona hrabstwem Kent, w którym mieszkam. Nazywa się go ogrodem Anglii i choć brakuje mi tu gór, to jednak uwielbiam włóczyć się lokalnymi szlakami, wśród pól i sadów. Mam ambicję odwiedzić tu wszystkie wioski i historyczne kościoły normańskie. Poza Kentem, o którym mogłabym gadać godzinami, kocham Cotswolds, Walię, Konwalię i wiele, wiele innych miejsc. Od czasu do czasu lubię odwiedzać Londyn, zwłaszcza teraz, kiedy dzięki koronawirusowi ulice miasta opustoszały.
Kim są czytelnicy Twojego bloga?
Myślę, że moi czytelnicy to bardzo zróżnicowana grupa, bo mój blog to taki trochę miszmasz. Piszę o moich podróżach i o życiu w Anglii. Pokazuję francuskie i angielski małe miasteczka, ale poruszam też tematy z gatunku życia codziennego. Mam też dział, w którym opowiadam o moich początkach w Anglii. Zawsze mi miło, gdy ludzie piszą do mnie, zadają pytania, komentują.
Myślę, że Wielka Brytania poza typowymi miejscami jak Londyn, miasta uniwersyteckie, Stonehenge jest bardzo mało znana naszym rodakom w kraju, a nawet tym mieszkającym tutaj, dlatego staram się pokazywać miejsca mniej znane. Ostatnio też rozprawiam się ze stereotypami, z których słynie ten kraj. A także wrzucam kulinarne przepisy. Jestem historykiem szperaczem, więc do każdego tekstu bardzo się przygotowywuję, dokładnie sprawdzam fakty, zanim o nich napiszę.
Jeśli nie pisanie, to co? Co robisz w wolnych chwilach?
Czytanie to moja kolejna pasja. Ostatnio zgłębiam wszystko o pogańskich religiach celtyckich, rodzimych słowiańskich. Czytam opracowania naukowe oraz powieści na ten temat. Bardzo dużo ostatnio pojawiło się książek w tym temacie. Nie wszystkie dobre, ale można znaleźć perełki. Z wykształcenia jestem historykiem, a moja specjalnością jest średniowiecze, więc powieści historyczne to mój ulubiony gatunek. Dla relaksu czytam także nowele osadzone we Francji i marzę, że kiedyś napiszę książkę typu Czekolada, osadzoną w realiach angielskiego Kentu. Poza tym moją wielką pasją jest fotografia, nigdzie nie ruszam się bez aparatu. A gdy wystarcza czasu, to odnawiam i maluję meble.
Czy masz jakieś zabawne lub wzruszające historie, które chciałabyś opowiedzieć naszym czytelnikom?
Pewnie miałabym tych historii bez liku, zarówno smutnych, jak i śmiesznych, bo w ciągu 22 lat w Anglii dużo się wydarzyło. Chcę jednak opowiedzieć o grupie moich przyjaciół. Jest nas pięć rodzin pochodzących z różnych stron świata. Poznaliśmy się, gdy nasze dzieci zaczęły uczyć się w szkole podstawowej i od tamtej pory jesteśmy razem. Wspólnie celebrujemy ważne momenty w życiu, wspólnie wyjeżdżamy na urlopy, wspólnie się bawimy i spędzamy wolne chwile. Nasze dzieci razem dorosły. Najbardziej jednak lubimy razem jeść i to dzięki moim znajomym dobrze poznałam kuchnię indyjską, południowoafrykańską, karaibską, litewską, irlandzką. Jesteśmy wszyscy smakoszami i kochamy wprowadzać nowości do naszych jadłospisów.
Co zaskakujące, mimo że pochodzimy z różnych państw, a nawet kontynentów to mamy podobne wartości, szanujemy siebie wzajemnie i głęboko wierzymy w przyjaźń.
O czym marzysz?
Żyję z głową w chmurach i śnię na okrągło, także lista jest długa, ale tak po cichu ci zdradzę, że piszę książki (kilka na raz i pewnie dlatego to tak długo trwa) i marzę, by choć jedną z nich skończyć i wydać. Poza tym chciałabym zwiedzić resztę świata, zwłaszcza Meksyk. Oraz kupić dom na we francuskiej Langwedocji, w kraju katarów.
O czym planujesz pisać na blogu w najbliższym czasie?
Będzie dużo o angielskich zwyczajach i sposobie życie. Rozpoczęłam nową serię o stereotypach, z jakimi kojarzy się wszystkim Wielka Brytania. Opowiedziałam już o królowej, angielskiej herbatce o piątej po południu czy dwóch kranach w łazience. Poza tym przez zamknięcie w domu odkryłam w sobie pasję do pieczenia i sporo z moich przepisów pojawi się na blogu. Oczywiście pojawią się nowe teksty o Kencie, bo odkryłam tu kilka kolejnych uroczych miasteczek i wiosek. Serdecznie zapraszam.